Biegieeem!

Każdego ranka zawożę dzieci do instytucji edukacyjnych.

Syna do szkoły, a córkę do przedszkola.

Potem wesoło biegam załatwiając swoje sprawy.

Wczoraj, po odprowadzeniu syna postanowiłam pójść do przedszkola inną drogą, nie tak jak zawsze, a skracając trasę ścieżką biegnącą po przeciwprostokątnej drogi.

Moja córka była od rana wesoła, rumiana i głośna.

Siedziała w wózku, machała rękawiczkami, krzyczała w twarz nadchodzącym przechodniom wszystkie najlepsze kawałki swojego słownego asortymentu: Kla – kla ! jeść! Pomocy ! muu ! do widzenia! pomidor! nadrabiaj zaległości! na zdrowie ! jabłko !

Nikt nie pozostał bez uwagi Kasi.

Tak wyruszyłam na ścieżkę. Rano widziałam, że została oczyszczona ze śniegu, dlatego właśnie postanowiłam przeciąć sobie drogę.

Niemal natychmiast stało się jasne, że to nie był dobry pomysł. Ścieżkę oczyszczono tak wąsko, że nie można było tam przejechać naszym szerokim wózkiem.

Zasadniczo to tylko 70 metrów, ale nadal będą musiała desperacko kotłować się kółkami w śniegu.

Cóż, jestem polską kobietą, nic mnie nigdy mnie nie zatrzyma! Westchnęłam i śmiało poszłam do przodu.

Najpierw próbowałam ciągnąć wózek za sobą, ale prawie przewróciłam go na śnieg, a córka krzyczała ” Ojej ojej, pomóż ! „. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie jest to opcja – muszę pchać wózek przed sobą.

Pcham, cała się pocę, przeklinam pod nosem podczas gdy mój mały, różowo – czerwony dowódca nadal wydaje okrzyki bojowe: kupcia! laleczka! kupa!

Moje siły były na wyczerpaniu, a to była tylko połowa drogi.

Spowodowałam korek, ponieważ tuż za mną po moich śladach szli ludzie, którzy chętnie by przeszli szybciej idąc przede mną, ale wyprzedzić mnie można było tylko skacząc po zaspach, które sięgały do pasa.

Dlatego ludzie cierpliwie poruszali się z prędkością, którą wyznaczyłam ja i mój wózek, ale wręcz fizycznie odczuwałam zdenerwowanie z ich strony.

W tym momencie postanowiłam przyspieszyć, ale na złość koła wózka ostatecznie utknęły w śniegu i po prostu zaczęłam się ślizgać.

Nagle z tyłu rozległ się krzyk: ” BIEGIEEEM ! “.

W tym krzyku było wszystko: panika, strach, napad złości, ostatnia szansa na zbawienie…

Prawie usiadłam w śniegu z przerażenia i natychmiast zdałam sobie sprawę: stało się nieodwracalne, jedno z dwóch: z ZOO w nocy wyrwało się stado wilków, rano dotarły do miasta, a ja nawet nie wiem, gdzie są teraz.

Mogło być też to, że tuż za nami zeszła lawina śnieżna, osuwisko, tornado, wulkan, trzęsienie ziemi lub piorun kulisty. Ogólnie rzecz biorąc, jakiś naturalny kataklizm wydarzył się tuż za naszymi plecami.

Ponieważ tylko z tych dwóch powodów można tak desperacko i tak głośno krzyczeć: BIEGIEEEM !

To był krzyk człowieka, którego przywódca wilków już gryzie w pośladki…

BIEGIEEEM !

Na pewno nigdy nie byłam sprinterem, ale sposób, w jaki pędziłam tą ścieżką, rozrzucając śnieg dookoła na boki mógłby przypominać bieg sprinterski… Ludzie, daję wam znać, jestem czysta jak łza, ani grama dopingu poza zapiekanką, a ten bieg nie zawstydziłby honoru kraju na żadnej olimpiadzie!

BIEGIEEEM !

Wybiegając na mniej oczyszczony chodnik, skręciłam gwałtownie, aby ” odkorkować ” ścieżkę, a potem pochyliłam się i mocno oddychałam. Zdałam sobie sprawę, że po prostu nie mogę biec dalej. Cholera by wzięła te wilki, najwyżej będę z nimi walczyć.

Ze ścieżki natychmiast wybiegli inni ludzie, którzy biegli za mną i rozproszyli się po oczyszczonym terenie, dysząc ciężko.

Ten facet, który krzyczał: ” Biegieeem ! „, w zabawnej, staromodnej czapce, przebiegł obok, eskortowany naszymi zdumionymi spojrzeniami, dobiegł do przystanku, zręcznie wskoczył na stopień odjeżdżającego autobusu i stamtąd wesoło pomachał do nas swoją czapką.

– Słuchaj, myślałem, że wyzionę ducha – przyznał facet w sportowej kurtce.

– Tak, też mi wystarczy biegów – poparła go kobieta w szaliku.

– I mnie – pokiwał głową facet.

– Losadka igogo – poparła rozmówców Kasia.

Spojrzałam na ścieżkę, wilków nie było, za to facet w śmiesznej czapce zdążył na autobus. 

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Twoja Strona
Biegieeem!