Od urodzenia jestem sierotą przy żyjących rodzicach. Jako dziecko marzyłam o tym, aby zabrano mnie do sierocińca – tam prawdopodobnie nie podniosą na mnie ręki, a może nawet będą karmić i będę miała buty w dobrym rozmiarze! Nigdy nie zapomnę znienawidzonych butów szkolnych, które obcierały mi pięty, bo niestety córka sąsiadki nie miała identycznego rozmiaru stopy… oddawali nam ciuchy i rzeczy, kiedy z nich wyrastała, jednak na mnie wtedy także już były za małe.
Matka nigdy mnie nie potrzebowała, byłam nieplanowanym i niepotrzebnym dzieckiem, ale nie zrezygnowała ze mnie tylko z powodu mojej renty inwalidzkiej. Ojciec nie dbał o mnie i prawie natychmiast po moich narodzinach rozwiódł się z matką by poślubić inną kobietę, której do pewnego momentu życia nawet nie znałam.
Mamy nie mogłam zadowolić – czego bym nie zrobiła, to zawsze jej wszystko nie pasowało. Moja świetna nauka czy pomoc w domu to był mój obowiązek i nie trzeba mnie było chwalić, ale już przypadkowo upuszczony ręcznik na podłogę, zepsuty kubek, i – jej zdaniem – moje niewdzięczne spojrzenie było powodem do podniesienia na mnie ręki. Ile w dzieciństwie dostałam od niej uderzeń, pewnie tyle żaden bokser nie dostał. Jeśli mama była w złym humorze, mój poranek nie zaczynał się od śniadania, ale od policzkowania.
Kiedy miałam 10 lat, bez względu na to, jak brutalnie by to nie brzmiało, moje prośby zostały usłyszane – moja matka zniknęła a wraz z nią siniaki na moim ciele. W domu dziecka naprawdę mnie karmiono, i to jak! Trzy razy dziennie, nie licząc przekąsek, które nazywano ” drugim śniadaniem ” i “ popołudniową przekąską „. Wtedy jeszcze nie rozumiałam słowa ” podwieczorek ” – kojarzyło mi się z ” wieczorem ” i myślałam – cóż za dziwna nazwa jedzenia!
W domu dziecka byłam bardzo krótko – pewnego dnia poinformowano mnie, że ojciec i macocha mnie zabierają. W tamtym momencie cały mój świat mi się zawalił! W sierocińcu słyszałam historie o macochach… teraz już wiem, że wszyscy ludzie są inni, ale zgadzam się – nie można było o nich słyszeć dobrych historii w domu dziecka, w przeciwnym razie nie byłoby tam dzieci. W tym momencie wydawało mi się, że moja matka nie była taka zła – teraz czekałam na najgorsze.
Podczas naszego pierwszego spotkania macocha Czesława przestraszyła mnie – była bardzo dziwna i nadpobudliwa. Biegała, krzątała się ciągle, pytała wszystkich o coś, zadawała mi głupie i nieodpowiednie pytania, a potem pojechaliśmy do domu.
W mojej głowie dojrzał wtedy plan, który moim zdaniem był genialny – musiałam zachowywać się w taki sposób, aby mnie oddali z powrotem oddali do domu dziecka.
Sypałam sól do jedzenia, krzyczałam, przeklinałem, wymiotowałam. Rozrzucałam zeszyty, ubrania i rzeczy, a nawet kilka razy urządziłam powódź w mieszkaniu. Robiłam paskudne rzeczy każdego dnia, a nawet kilka razy dziennie, ale Czesława była nieugięta i z uśmiechem na ustach naprawiała wszystko i mówiła: ” nie martw się, będzie w porządku. ” Ja, żyjąc samymi obawami już myślałam, że po prostu przygotowuje podstępny plan, więc muszę pilnie uciec.
Czesława miała syna z pierwszego małżeństwa, który był dwa lata młodszy ode mnie. Kiedy zdałam sobie sprawę, że mój plan się nie powiódł to zaczęłam mu dokuczać, a Czesławie było już trudniej, ponieważ musiała chronić swoje dziecko, ale bała się mnie obrazić. Ojciec i wtedy się nie zainteresował. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że mieszkał z nią, ponieważ było mu wygodnie. Macocha miała kilka sklepów spożywczych, które nie przynosiły jakiś ogromnych pieniędzy, ale pozwalały nam żyć na wystarczająco wysokim poziomie.
Pewnego wieczoru szłam z kuchni do pokoju i usłyszałam stłumiony płacz – to Czesława ryczała w poduszkę.. Chciałam przejść obok, ale nie mogłam – zapukałam i weszłam do środka. Początkowo próbowała udawać, że wszystko jest w porządku, ale potem wypaliła:
– Za co mnie tak nienawidzisz?
– Nie nienawidzę Cię.…
– Dlaczego to robisz?
– CHCĘ WRÓCIĆ DO SIEROCIŃCA!!!
Pamiętam Oczy Czesławy, pełne zaskoczenia. Poklepała dłonią po łóżku, dając mi znać, żebym usiadła, a potem odbyłyśmy długą rozmowę.