Dom opieki lub ” mamo, masz tu tak wielu przyjaciół, będą Cię odwiedzać „

Sąsiadka znowu mi przekazała wiadomości z miasta. Niestety, same złe. Hannę Jadźwiniak dzieci oddały do domu opieki. Pamiętam je, bawiliśmy się razem jako dzieci, chociaż byli starsi ode mnie. Brat i siostra – Sebastian i Julia. Bałam się Hanny – podobnie jak moja matka była nauczycielką, poza tym wydawała się surowa. Pamiętam, jak biegaliśmy wokół wejścia, bawiąc się w coś, a ona wstawała, by zamknąć drzwi. Kilka razy na nią wpadłam, ledwo zdążyłam zwolnić…

– Dziewczyno, Twoje zabawy są bezsensowne i bardzo niebezpieczne – powiedziała.

Zanurkowałam jej pod ręką i pobiegłam dalej.

Żyli we trójkę, a kiedy zaczęły się lata 90 – te, było im bardzo ciężko, jak prawie wszystkim. Tak, te lata 90 – te to nasza nastoletnia trauma i jakoś się przyłapałam na myśleniu, że mam zupełnie błędne, niezrozumiałe kryterium pojmowania tego okresu, z którego jednak korzystam. Prawdopodobnie będę go ciągle używać i można mnie za to winić, ale ja jestem stronnicza, bo po prostu tak chcę.

Pamiętam jak to było w naszym bloku, który jest duży. W pewnym momencie był regularnie odwiedzany przez badaczy, którzy pytali: a na kogo zamierzacie głosować, a dlaczego… nasz blok jest interesujący i też dlatego, że mieszkali w nim bardzo różni ludzie, ja też za to go kocham. Wzbogacał, pomagał wychowywać dzieci, przygotować je do życia. Tak więc niektórzy ludzie z naszego domu w latach 90 – tych zaczęli żyć inaczej, niż większość. Żyło im się dobrze, łatwo i swobodnie. Nie chcę rozwijać tematu, ale byli to ludzie, z którymi wcześniej się specjalnie nie chciano witać, a i teraz świadomie bądź podświadomie się ich unika.

Pewnego dnia mama przyniosła małą, cienką książeczkę w zielonej oprawie, a wieczorem przed snem zaczęła ją czytać i nagle rozpłakała się. Mój ojciec i ja byliśmy zaniepokojeni, a matka czytała wiersze Hanny Jadźwiniak.

Wzięłam książkę, przejrzałam kilka wierszy. Jakieś takie proste, a niektóre pełne bardzo zwykłych słów. Od  ” Bladego, srebrnego wieku “ przeszłam do “ Francuzów “ i stwierdziłam, że zupełnie nie rozumiem jej wierszy. Nie miała w ogóle swoich fotografii z okresu dzieciństwa, ani jednej, no i co? Można to przeżyć. Po co od razu pisać o tym wiersze? 

Teraz wszystko rozumiem i od dawna odstraszają mnie te wszystkie ” zdobienia ” w poezji. Sama bym pozbyła się tych wszystkich ” falbanek „. Głupio mi, bo wtedy w wersecie widziałam tylko to, że nie ma zdjęć z okresu dzieciństwa, a dlaczego nie ma – to już jakoś mi nie przyszło niestety do głowy, a w tym tkwił szczegół.

Mama płakała i powiedziała, że jakiś przedsiębiorca czytał wiersze Hanny i jakimś cudem coś go tak urzekło, że dał pieniądze na wydanie tomiku, a nawet zorganizował jakiś wieczór autorski.

– Lepiej by było, gdyby dał im po prostu pieniądze – powiedziała mama – Po co im te wiersze?

Teraz myślę, że to świetnie, kiedy dokładnie w tym czasie jakimś cudem ukazały się jej wiersze. To jak kwiat, który przebił się przez asfalt, czy jak mały promień słońca, który świeci przez dziurkę na zachmurzonym niebie. To jak jakaś nadzieja, nadzieja na przyszłość.

Wszystkie te myśli krążyły mi po głowie, gdy słuchałam sąsiadki. Dziwna umiejętność – słuchasz i rozumiesz, o czym do Ciebie mówią, ale myślisz o swoim.

– Zapomniała wyłączyć gaz, dobrze, że ziemniaki w ” mundurku ” spłonęły a sąsiedzi, poczuwszy smród, zaczęli pukać do drzwi. Starość to nie radość, chodzenie, jak i wszystko inne stało się wysiłkiem. Pomogli jej sąsiedzi, zaczęli walić w drzwi, wezwali jej dzieci.

– A co z nimi? Nie mogli jej zabrać do Poznania ?

– Powiedzieli jej: ” mamo, masz tu tak wielu przyjaciół, będą Cię odwiedzać…”

– Skąd wiesz?

– Sąsiedzi słyszeli.

– Rozumiem

– Tylko jakich przyjaciół ma. Sąsiedzi jeśli już kiedyś ją odwiedzali to też sami starzy.

– Gdzie jest ten dom?

Sąsiadka podała adres.

– Byłam tam.…

Tak, byłam tam, a dokładniej – stałam dziesięć minut przy niskim, rzadkim żywopłocie. Moja koleżanka tam pracowała i musiałam po nią wpaść, gdzieś się wybierałyśmy. Wysiadłam z samochodu i zobaczyłam na ganku kilkanaście krzeseł, a na nich siedziały babcie i kilku dziadków. Siedzieli w milczeniu, nieruchomo i patrzyli na bramę obojętnymi oczami. Prawdopodobnie czekali, aż przyjdą do nich przyjaciele. Teraz na jednym z tych krzeseł będzie siedzieć Hanna Jadźwiniak, pewnie ją odwiedzę. Może cudem zachowała się jej książka, ta z wierszami, gdzieś się u nas zagubiła. Chcę teraz ponownie ją przeczytać, albo inaczej: przeczytać świadomie po raz pierwszy. Zdobienia moje jak i obcych szybko się nudzą, chce się więc czegoś ” czystego „, prostego, bez ” falban „.

Pomyślałam też po rozmowie z sąsiadką, że dobrze, że nie mam nikogo, kto umieściłby mnie w takim domu, jeśli w ogóle takiego wieku bym dożyła. Jeśli dożyję, to nie będę używała gazu i będę ostrożnie używała pieca, a sąsiadów poproszę, żeby czasami mnie odwiedzili… Pomyślałam też, że koty mają wszystko dobrze przemyślane na takie okazje, aby nikogo nie martwić. Po prostu idą do lasu, kiedy nadejdzie odpowiedni czas.

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Twoja Strona
Dom opieki lub ” mamo, masz tu tak wielu przyjaciół, będą Cię odwiedzać „