– Jedz, ile mam powtarzać !? – krzyknęła na pięcioletnią wnuczkę Grażyna Sienkiewicz.
– Babciu, nie chcę – odpowiedziała Lucynka ze łzami w oczach – Kawior jest zrobiony z małych rybek, szkoda mi ich.
Bezkompromisowa Grażyna, nie słuchając dziewczyny, położyła na talerzu dziewczynki kilka kanapek z kawiorem:
– Jedz !
Urodziny trwały w pełni: najmłodsza córka Grażyny, Małgorzata kończyła właśnie 25 lat. Solenizantka wirowała w tańcu z małżonkiem pod zazdrosnymi spojrzeniami biednych krewnych, którzy wybrednym szeptem dyskutowali nad zawartością odświętnego stołu:
– Puszka ! Cała puszka kawioru ! Przynajmniej jedz łyżką !
– Widziałam, że cała puszka, ale na kanapkach posmarowane, jakby żałowali gościom.
– Czego byś chciał ? Jej mąż pracuje za granicą, na północy, więc przywozi kawior, ale pewnie jakiś podrobiony, tacy oni są !
Muzyka ucichła, rozległy się płynne oklaski, Małgorzata wróciła do stołu.
– Gosia, przynieś jeszcze więcej kanapek z kawiorem – zarządziła Grażyna – naszej księżniczce bardzo smakowały.
Małgorzata spojrzała z wątpliwością na zapłakaną siostrzenicę, która siedziała nad talerzem, na którym znajdowały się trzy kanapki: dwie całe, jedna ugryziona.
– Dobra Grażynko, przynosić kawior ! Tak, nie bądź chciwa, daj go więcej! – jeden z gości aż się nadąsał.
Małgorzata spojrzała bezradnie na męża, który poznawał jej krewnych od najgorszej strony.
– Zaraz wszystko będzie ! – obiecał ” mąż, który pracuje na północy ” i poszedł do kuchni.
– Jedz, jak mówię ! Twoja matka wyszła za nieudacznika, więc podziękuj ciotce, że chociaż raz w roku zjesz po ludzku ! – ponownie krzyknęła na wnuczkę Grażyna.
Łykając łzy, Lucynka po raz drugi ugryzła kanapkę.
– Mamo, po co ją ciągle zaczepiasz ? Zostaw też w spokoju Kamila, bo to dobry i normalny ojciec ! – interweniowała najstarsza córka Grażyny, a matka Lucynki.
– Nic nie musisz mi o Twoim mężu mówić, ma wypisane na czole, kim jest, CHAMEM – odparła emerytka, kiwając głową w stronę swojego zięcia: obiekt kłótni wypił dwieście gramów gorącego napoju za jednym zamachem, wziął kanapkę z talerza córki, połknął ją na raz i głośno beknął.
Ogromny talerz z kanapkami goście powitali burzliwą owacją na stojąco:
– O, jeszcze więcej kawioru !
W mgnieniu oka talerz opróżnił się. Widok chciwie jedzących krewnych sprawił, że Małgorzata skrzywiła się: ich usta były wypchane jedzeniem, a gdy gryźli, część posiłku wypadała im z ust. Sałatki stały nietknięte, nikt też praktycznie nie sięgał po gorące napoje. Tylko ta puszka kawioru nie dawała im spokoju – Małgorzata miała wrażenie, że dopóki nie będzie pusta, goście nie siegną po nic innego, niż po kanapki.
Solenizantka nie pomyliła się: goście zaczęli się rozchodzić wtedy, gdy jej mąż przyniósł z kuchni pusty, litrowy słoik kawioru. Niezjedzone jedzenie wieczorem zostało starannie zapakowane i zabrane przez Grażynę.
Zamykając drzwi za krewnymi, Małgorzata przytuliła się do męża i odetchnęła z ulgą:
– Jak dobrze, że do następnych, okrągłych urodzin całe 5 lat ! Pożarli cały kawior !
– Chyba miałaś rację, kiedy nie chciałaś ich zaprosić. Przybycie Twojej rodziny jest jak najazd szarańczy i huragan w jednym. Idź spać, sam posprzątam.
– Nie chcesz m iczegoś jeszcze powiedzieć ?
– W sumie to chcę. Mogę Ci obiecać, że od teraz drzwi naszego domu będą zawsze zamknięte przed Twoimi krewnymi!
– No i to jest mądry mężczyzna ! – Małgorzata cmoknęła małżonka w nos i poszła spać.
Małgorzata zaczęła już zapadać w sen, gdy nagle usłyszała przekleństwa męża:
– Nawet łyżki ! Co to za ludzie ? Nigdy więcej ich już tutaj nie wpuszczę !
Uśmiechnięta i zadowolona, że krewni nie zmienili swoich nawyków, solenizantka zasnęła z całkowitą pewnością, że jej dom jest fortecą, do której odtąd zabronione jest wejście jakiejkolwiek szarańczy.