Już dawno przestaliśmy wywoływać zdjęcia. Wszystko, co mamy, przechowujemy na zewnętrznym dysku twardym. Odpowiadam za porządek w naszym rodzinnym archiwum – kopiuję je z telefonów/ aparatów, grupuję w foldery, podpisuję, datuję. Dziś rano, po odprowadzeniu malucha do przedszkola, usiadłam przy komputerze, aby uporządkować zdjęcia ze świąt. Jak zwykle, po zajęciu się nowościami, sięgnęłam po stare zdjęcia – oto ja wypisana z dzieckiem ze szpitala, a to nasza podróż do Poznania, tutaj urodziny mojej mamy, tu mój mąż u siostry na ślubie i weselu… Od razu przypomniałam sobie historię z nim związaną, która była dla mnie niezbyt przyjemna.
To było cztery lata temu. Wtedy, po 5 latach spotykania się, dopiero co się pobraliśmy.
Mąż ma dużą rodzinę, grono wszelkiego rodzaju krewnych, którzy od czasu do czasu spotykają się razem. Niektórych widziałam na żywo tylko kilka razy w życiu, innych widziałam tylko na zdjęciu, ale oczywiście szybko zapamiętałam jego najbliższych – rodziców, dziadków, dwie siostry, wujka.
Nie powiem, przez te wszystkie lata mieliśmy dobry kontakt, spotykaliśmy się tylko w urodziny bliskich ze starszego pokolenia, święta wielkanocne czy bożonarodzeniowe. Najlepiej rozmawiało mi się z jego mamą, ponieważ od razu zaczęła traktować mnie jak swoją przyszłą synową. Dobrze rozmawiało mi się także z jego siostrami na ogólne, błahe tematy. Nie mieszkaliśmy razem przed ślubem, więc nikt też nas nie odwiedzał. Ogólnie układało się nam harmonijnie.
Kilka miesięcy po naszym ślubie za mąż wychodziła najstarsza siostra męża. Teściowa powiedziała nam o tym, mówiąc, że Kasia przygotowywuje się teraz do ślubu, ale wkrótce przyniesie nam zaproszenia, wtedy też będzie najlepiej zastanowić się, co podarować jej w prezencie ślubnym. Postanowiliśmy dać jej pieniądze, ale nie mogliśmy się zdecydować, jak to zrobić. Mama męża skłaniała się ku standardowej kopercie, mój mąż miał pomysł, aby dodać je do bukiety, zawijając róże w banknoty. Ja z kolei pomyślałam o zabawie z balonami – “ zniszcz i znajdź pieniądze! “.
Czas mijał, a wiadomości o nadchodzącym wydarzeniu ciągle dostawaliśmy tylko od teściowej – zarezerwowali restaurację, znaleźli wodzireja, zarezerwowali limuzynę, kupili zaproszenia i mini upominki dla każdego gościa, we własnym zakresie ozdobili kieliszki…
Dokładnie miesiąc później otrzymaliśmy zaproszenie.
Mój mąż i ja wracając wieczorem po pracy do domu znaleźliśmy zaproszenie wsunięte za lustro, które wisi na korytarzu. Teściowa go przyniosła, bo siostra męża nie zastała nas w domu i postanowiła jej zostawić zaproszenie , aby nie musieć do nas przyjeżdżać ponownie. Mama mieszka na sąsiedniej ulicy, jest jej łatwiej i ma klucze do naszego mieszkania.
Otwieramy, czytamy. Ups, nie ma tam mojego imienia, jest tylko imię męża, tylko on jest zaproszony.
To było nieoczekiwane i nieprzyjemne. Oczywiście nie przyjaźniłyśmy się z Kasią, ale też nie jestem chwilową partnerką jej brata, a jego żoną. Co więcej, nigdy nie mieliśmy z nią żadnych konfliktów ani sporów. Dobre wychowanie? Nie, o tym też nie słyszała.
Mąż też trochę się zdenerwował. “ Zaraz się dowiemy, o co chodzi “ – powiedział i zadzwonił do siostry. Nie usłyszałam rozmowy, ponieważ wyszedł do drugiego pokoju.
Wrócił dziesięć minut później, ponury, wahał się, od czego zacząć. „ Ogólnie rzecz biorąc, nie ma tutaj pomyłki. Kasia powiedziała, że zaprosili tylko najbliższych krewnych i przyjaciół, a Ciebie zbyt źle znają, w końcu prawie się nie kontaktujecie… ”
Oczywiście to, kogo zaprasza się na tak ważne wydarzenie, to jest indywidualna, osobista sprawa, ale żeby rozdzielić męża i żonę? Wybawili się na naszym weselu, a potem mówią, że mnie nie znają?
Mój mąż powiedział, że nigdzie nie pójdzie, ale odradziłam mu to. W końcu jego siostra ma prawo wybierać gości na swoim weselu. Był tego jeden plus – nie musiałam niczego szukać do ubrania na ten dzień.
Nie zapytałam męża, jak było, kiedy wrócił z wesela, a i on też, widząc mój nastrój, nie zamęczał mnie opowieściami.
Minęło tyle czasu, wszystko już zostało zapomniane, ale natknęłam się na zdjęcia i wszystko wróciło. Nie jestem mściwa, po prostu targają mną emocje.
Kiedy spotykamy się w święta, nadal jest uroczo i kulturalne i będzie tak najprawdopodobniej do kolejnej, duże uroczystości rodzinnej…