– Pierwszy powinien być syn – powiedział Piotr, gdy żona Agata zaszła w ciążę.
– Kogo Bóg ześle, ten będzie.
– Nawet nie myśl o rodzeniu dziewczyny!
Agata urodziła dziewczynkę. Piotr, dowiedziawszy się o tym, mocno się upił. We wsi myśleli, że to ze szczęścia, a w rzeczywistości Piotr zalał gniew wódką. Nie widział jeszcze małej, ale już jej nie kochał.
Rodzice zabrali Agatę ze szpitala, płakała. Młoda pielęgniarka myślała, że to z radości, w rzeczywistości z bólu serca spowodowanego przez głupi upór męża.
– Zdrajczyni – zawołał do Agaty już z werandy – Normalne kobiety rodzą chłopców, a Ty…
Mała nazywała się Paulina. Jej matka żartowała smutno: niekochana Paulina.
Piotr nigdy nie wziął córki w ramiona. Aby nie słyszeć płaczu dzieci, przeniósł się do pokoju dziennego. Rodzice i rodzina próbowali doprowadzić męża do porządku, ale to nie wyszło z powodu jego uporu.
Kiedy Paulina miała sześć lat, urodził się brat Bartek. Piotr chwalił się synem, stawiał wszystkim w wiejskiej knajpie z okazji jego narodzin, a na pytania o Paulinę wzruszał ramionami mówiąc, że go nie interesuje.
Paulina obawiała się ojca. Nawet gdy przechodził obok niej czuła jego chłód i niechęć.
Kiedy Bartek zaczął chodzić, Paulina musiała pilnować brata.
– Agatko, dziecko powinno się uczyć, a nie być nianią – powiedziała jej matka.
Agata, nie chcąc wzbudzić gniewu męża, zignorowała uwagi matki.
– Jak będziesz we wszystkim słuchała i podporządkowywała się Piotrowi, to wejdzie Ci na głowę – matka się nie uspokoiła – On już i tak grzeszy, bo kto to widział, żeby ojciec dziecka tak nie kochał? Kaletowie adoptowali dziecko po śmierci siostry mężczyzny. Dbają o nią, a dziecko nazywa ich mamą i tatą, a Twój…
– Mamo, nie wtrącaj się w nasze życie.
Wydawało się, że ojciec przekazał Bartkowi niechęć do siostry. Wszystkie swoje winy brat zwalał na Paulinę. Skarżył się na nią, aby rodzice po raz kolejny skarcili siostrę.
Dziewczyna spieszyła się z dorosłością, czekała, aż zda szkołę i wyjedzie z domu na zawsze.
Nie kupiła nowej sukienki na studniówkę, matka pożyczyła sukienkę od krewnej, a buty Pauliny były już trochę zużyte. Ojciec nie przyszedł na bal maturalny. Inny pewnie ucieszyłby się, że córka kończy szkołę tylko z trzema czwórkami, a reszta ocen to piątki, ale Piotrowi nie zależało. Bartek nie był stworzony do nauki: oprócz trójek w dzienniku nie miał innych ocen.
Babcia dała Paulinie pieniądze na drogę, gdy jechała na uniwersytet pedagogiczny i pobłogosławiła wnuczkę. Agata powiedziała:
– Nie mam za co kupować Ci ciuchów i butów, kiedy będziesz się uczyć. Najpierw trzeba było zarobić, a potem myśleć o nauce.
– Jedź, jedź, dziecko – wtrąciła się do rozmowy babcia – Póki żyję, będę pomagała, a Ty, Agata, bój się Boga, żeby tak robić. Bo nie wiesz, czy będziesz miała do kogo na starość głowę przytulić.
Paulina miała poślubić brata swojej koleżanki z klasy.
– Czy ten ślub jest potrzebny? – zapytała córki Agata – To same koszty.
Nikodem, narzeczony, pocieszał wybrankę, która była zraniona. Było jej też wstyd przed Nikodemem i jego rodzicami.
Na weselu Piotr siedział jak obcy, a Agata nawet nie spojrzała na córkę. Paulina chciała, żeby wesele skończyło się jak szybciej.
Małe miasteczko stało się dla Pauliny przytulnym, całym światem. Nikodem kochał i szanował żonę, a jego rodzice nazywali ją ” dzieckiem „. Młoda kobieta była szanowana w pracy – pracowała jako wychowawczyni w przedszkolu. Kochała swoich podopiecznych, którzy dawali jej ciepło swoich serc.
Wkrótce na świat przyszła Renata. Ojciec męża ogromnymi rękoma delikatnie wziął maleństwo i powiedział:
– Wygląda jak ja, wnuczka dziadka. Spójrz, ma mój nos…
Paulina płakała z radości, bo takiej miłości nie zaznała od swojej rodziny.
We wsi Paulina z mężem pojawiała się raczej ze względu na babcię. Gdy staruszka zniknęła, poczuła, że nikt na nią tu nie czeka. Matka i ojciec byli zainteresowani tylko Bartkiem. Rozpieszczony syn nie spieszył się z małżeństwem, a dziewczyny szybko od niego uciekały: nie mogły znieść jego temperamentu i arogancji, był największym awanturnikiem we wsi. Do pracy nie chodził, bo nie było potrzeby – rodzice hojnie sponsorowali jego ” kieszonkowe „.
Bartek nie martwił się o zdrowie matki, gdy ta zachorowała, był zły, że leczenie wymaga dużo pieniędzy i że teraz nie może ich tak dużo dostawać.
Paulina odwiedzała Agatę w szpitalu. Zapytała kiedyś, czy Bartek przyjechał.
– Nie ma czasu.
– Może poszedł do pracy?
– Co ty mówisz? Gdzie na wsi znaleźć dobrą pracę?
– Mamo, dlaczego mnie nie kochałaś? Ciągle mnie nie kochacie, ani Ty, ani ojciec.
Agata milczała. Co miała odpowiedzieć? Że przez całe życie podporządkowywała się mężowi, a potem synowi? Że bała się, że jej miłość do córki zrazi do niej Piotra? Mimo tego, że jak mówiły wiejskie kobiety, potajemnie biegał do Zośki, to Agata nie przyłapała męża na zdradzie. Zauważyła jednak, jak bezczelnym spojrzeniem patrzył na Zośkę. Czy miała też powiedzieć, że Bartek, kiedy zachorowała i nie mogła dać pieniędzy na jego kolejny kaprys, prawie podniósł na nią ręce? Że taka chora nie jest potrzebna ani mężowi, ani synowi, ani jej? Że nie może prosić o przebaczenie Pauliny? Sama nie wie, skąd taki upór. Przez długie, nieprzespane noce błagała Boga nie o przebaczenie i zdrowie, ale o śmierć.
Paulina czekała, aż matka coś powie. Agata udawała, że zasnęła. Paulina cicho wyszła z sali. Agata otworzyła oczy…
Zimą Agata umarła. Po pogrzebie do Agaty podszedł brat.
– Ten tego… nie zapominaj, ojciec jest sam. Trzeba posprzątać i wybielić chatę.
– Twoja siostra nic nie musi – wtrącił się do rozmowy Nikodem – Do tej pory jej nie zapraszałeś.
– Ja nie zapraszam. Kto pomoże ojcu?
– Ty!
Piotr nie podszedł do córki ani na pogrzebie, ani po pogrzebie. Miłości dalej nie było.
Bartek wkrótce przeniósł się do innej wsi do swojej dawnej miłości, która owdowiała. Piotr pozostał sam.
Syn przychodził do ojca, gdy listonosz przynosił emeryturę. Piotr dawał synowi sporo pieniędzy, po czym ten odchodził, a Piotr czekał, aż dobry sąsiad przyniesie miskę gorącego barszczu lub innej zupy.
– Piotrze, pogodziłbyś się z każdym – powiedziała kiedyś sąsiadka.
Piotr machnął ręką.
Piotr poślizgnął się kiedyś na schodach przy ganku, złamał nogę i mocno się posiniaczył. Wrócił ze szpitala do zimnej, pustej chaty, bo syn nigdy nie odwiedził ojca, ale nie zapomniał potem przyjść w ” emerytalny ” dzień.
– Bartek, nie wiedziałeś, że jestem w szpitalu?
– Nie miałem czasu, a dojazd do miasta nie jest teraz tani. Paulinie daj znać, żeby przyjechała, to posprząta, ugotuje coś.
Piotr milczał…
Pewnego dnia Piotr pojechał do miasteczka, w którym mieszkała córka. Zobaczył jej dom – nowy, solidny. Na podwórku stał drogi samochód. Z domu wyskoczyła mała dziewczynka, która wygląda jak Paulina, to pewnie jej wnuczka. Piotr podrapał się po głowie. Nie pojechał na ślub, kiedy Paulina wydawała Renatę za mąż. Z domu za dziewczynką wyszła Paulina z Nikodemem, który wziął małą na ręce i podrzucił ją ku niebu. Wszyscy roześmiali się szczęśliwie.
Piotr kilka razy chodził tam i z powrotem przed domem. Bolała go noga, z głodu skręcało go w żołądku, ale nie odważył się postawić nogi na podwórku…