Dla małej Róży zima pachniała mandarynkami, choinką, czekoladą oraz śmiechem matki i ojca. Drzewa i krzewy ubrane były w białe, śnieżne suknie i wyglądały jak panny młode. Pewnego dnia dziewczynka, kiedy rodzice przeglądali swoje zdjęcia ślubne, powiedziała poważnie:
– Chcę, żeby mój ślub odbył się zimą !
– Słoneczko, zimą jest za zimno, poza tym nie ma wtedy kwiatów – odpowiedziała śmiejąc się mama.
– Jestem płatkiem śniegu ! – tupnęła nogą córka i pobiegła do okna.
Miękkimi, zimnymi i białymi łapkami pierwszy śnieg obejmował już żółte liście. Później zamieć śnieżna rozpoczęła nieśmiało swój biały taniec przy stłumionym świetle – dziewczynka jak zaczarowana patrzyła na narodziny zimy…
***
Róża Adama poznała na imprezie zorganizowanej przez koleżankę z pracy. Wydawało się, że nie są znajomymi, a bliskimi krewnymi: oboje są niebieskookimi, pięknymi ludźmi.
Ślub Róży i Adama odbył się zimą. Szybko im minęły cztery lata małżeństwa, po których oczekiwali dziecka. Lekarze powiedzieli, że będzie dziewczynka.
– Nazwijmy ją Śnieżka. Nie masz nic przeciwko temu ? – zapytała męża.
Adam w odpowiedzi pocałował żonę.
Mała urodziła się zdrowa, ale Róża po porodzie nie czuła się najlepiej, większość czasu spędzała w szpitalu.
Córka wyciagała rączki do taty, uśmiechała się, ale nigdy nie miał dla niej czasu. Tłumaczył, że musi ciężko pracować i dlatego jest taki zabiegany. Serce Róży czasami zaczynało wściekle bić, jakby nie miała nad nim kontroli… Ciągle nie czuła się najlepiej.
Czasami wpadała do nich jej przyjaciółka Agnieszka. Adam w jej obecności był nieco zawstydzony, Agnieszka też chyba nie czuła się zbyt komfortowo w tej całej sytuacji. Róża jednak niczego nie zauważyła, ponieważ miała zupełnie inne zmartwienia.
Tydzień później kiedy Śnieżka kończyła dwa latka, Igor wrócił do domu wcześniej niż zwykle.
– Róża, musimy porozmawiać, tylko nie martw się, proszę. Będę Ci pomagać, nie odmówię alimentów, ale nie mogę już z Tobą być. Kiedy tak często byłaś w szpitalu, poznałem inną kobietę.
– Kto to jest ? – spytała Róża ochrypłym głosem.
– To Agnieszka.
Róża nie robiła scen. Pytał ją o coś, ale nie odpowiadała, zresztą nie pamiętała, co dokładnie do niej mówił. Śnieżka była świadkiem tego wszystkiego i raz ukrywała się za tatą, a potem za matką. Coś ciągle mówiła, mówiła i mówiła…
Dopiero gdy mężczyzna zamknął za sobą drzwi, wszystko do niej dotarło i stało się to bardzo bolesne. Nawet ból fizyczny był bardziej do zniesienia niż to. Agnieszka, jej przyjaciółka ! Łzy spływały po jej twarzy. Róża płakała cicho, żeby nie przestraszyć Śnieżki, a córka małą dłonią wycierała mamie twarz i zupełnie jak dorosła wzdychała.
Rodzice uspokajali Różę:
– Będziesz jeszcze szczęśliwa – matka pogłaskała głowę kobiety jak w dzieciństwie.
– Obiłbym zięciowi pysk – chodził tam i z powrotem po pokoju wściekły ojciec – To nie człowiek, a bydle…
Rozstali się z Adamem bez awantur i kłótni. Mężczyzna dawał dziewczynce prezenty, składał życzenia, a Róża nauczyła się traktować go jak obcego człowieka.
Pomimo tego, co przeżyła, zdrowie Róży się poprawiło. Teraz częściej przyglądała się sobie w lustrze: widziała w nim piękną kobietę o smutnych, poważnych oczach, która nie wyglądała jak dawna Róża.
– Może wróciłabyś do pracy, wśród ludzi jest łatwiej – radziła matka – Śnieżka jest już duża, poradzi sobie. Dzisiaj byłam w aptece i dziewczyny pytały o Ciebie.
– To prawda – poparł ją ojciec – Prawie nie wychodzisz z domu.
W weekend Róża zabrała Śnieżkę do parku na sanki. Ulepiły razem małe bałwanki, a w drodze do domu wstąpiły do sklepu po mandarynki i pomarańcze.
Tego dnia Róża ledwo ciągnęła sanki, śnieg bardzo atakował… Śnieżka trzymała torbę z pomarańczami. Nagle sanki przewróciły się i dziewczynka wylądowała w śniegu, a owoce potoczyły się po drodze.
Róża jedną ręką wycierała córkę, a drugą próbowała zebrać cytrusy.
– Nie możecie sobie dać rady, co dziewczyny ?
Nieznany ” zbawiciel ” pomógł zebrać owoce, wytarł dziewczynkę i pomógł z sankami.
– Teraz trudno jest nawet chodzić po drodze, a Wy chcecie po niej jeździć. Może ja Was podwiozę – zażartował – Zima dopiero się zaczęła, a już całe miasto jest sparaliżowane. Mój samochód stoi tutaj niedaleko, a Twoje dziecko powinno szybko wrócić do domu.
– Nie mamy daleko – odpowiedziała Róża.
– Tata mnie nigdy nie woził – odezwała się Śnieżanka.
– Nie martw się, mała, zima dopiero się zaczęła, jeszcze będzie dużo okazji. Póki co trzeba uważać, żeby mama Cię w śniegu nie zgubiła.
Kobieta jednak dała się odwieźć do domu:
– To nasz dom, dziękujemy.
Nieznajomy uśmiechnął się w odpowiedzi.
***
W zimowe dni apteka jest zatłoczona.
– Córeczko, co byś mi dała na kaszel ?
– Pani droga, te leki są bardzo drogie, proszę znaleźć coś lepszego.
– Ruszaj się ! Szukasz pół godziny tych tabletek !
– Dzień dobry. Jak Pani to toleruje ?
Przez oknem stał znajomo – nieznajomy ” zbawiciel „, kupował leki na przeziębienie. Podziękował i niespodziewanie spojrzał na Różę.
Te dni były dość zimne. Po pracy chciała szybko wrócić do domu, a na przystanku, jak na złość, było dużo ludzi. Cholera !
– Róża, dobry wieczór. Chciałbym Cię podwieźć, jeśli pozwolisz.
– Skąd Pan wie, jak mam na imię ?
– Przeczytałem na Pani aptecznej plakietce. Ja jestem Maks. Przyznaję, że czekałem, aż skończysz pracę. Proszę się zgodzić, bo inaczej tutaj zamarzniemy. No chyba, że mąż Cię odbiera ?
– Nie mam męża.
W drodze do domu Róża dowiedziała się, że Maks ożenił się w drugim roku znajomości ze swoją kobietą, a w piątym się rozwiódł. Jego żona zakochała się w obiecującym i bogatym nauczycielu akademickim. Teraz Maks ma swój własny biznes i życie osobiste odłożył na później.
Mężczyzna starał się nie narzucać Róży. Czasami wpadał do apteki, podwoził do domu. Lubił też z daleka patrzeć, jak Róża i Śnieżka lepią w parku bałwanka bądź bawią się w śniegu. Czuł, że lubi te dwie blondynki, jednak rozczarowanie, którego kiedyś doznał uparcie nie chciało pozwolić mu na to, by odważył się i spróbował zbudować coś trwałego.
Los wiedział, kiedy Maksa oślepi niezwykły blask Śnieżki i jej mamy, że będą dla niego “ szczęściem znalezionym w śniegu „, jednak po prostu jeszcze to nie był ten czas …