Jakiś czas temu zmarła moja przyjaciółka Ola i musiałam zaopiekować się na jakiś czas jej córką. Przez prawie pół roku dziewczynka mieszkała z nami, a w tym czasie jej tata zajmował się swoimi bliskimi, którzy podupadli na zdrowiu. Do niedawna zajmował się mamą Martynki, a teraz musiał zaopiekować się także i swoją mamą. Później mężczyzna wziął urlop, przyjechał po dziewczynkę i zabrał ją do rodziny wierząc, że będzie jej tam lepiej.
Z Martynką rozmawiałyśmy przez telefon codziennie. Płakała i tęskniła za mną, chciała też, aby ją stamtąd zabrać. Wtedy tata Martynki zaproponował, abym razem z mężem i córką odwiedziła Matyldę.
Pomyślałam i zgodziłam się. Bilety opłacił tata Martynki i pomógł wynająć dom, w którym będziemy żyli na czas pobytu. Nie mogliśmy mieszkać u nich na wsi, ponieważ ja nie chciałam, więc wynajęliśmy dom, za który ja zapłaciłam. Był w bardzo dogodnej lokalizacji, ponieważ znajdował się praktycznie naprzeciwko domu dziewczynki. Jej tata chciał też opłacić wynajem domu, ale kategorycznie odmówiłam.
Matylda z tatą powitali nas na dworcu i zabrali na miejsce. Rozpakowaliśmy się, Martynka także, ponieważ na czas naszego pobytu zamieszkała z nami.
Siostra taty dziewczynki, Alicja, przyniosła nam pościel i artykuły spożywcze: domowej roboty chleb, jajka, twarożek, mięso.
Przyzwyczailiśmy się do życia na wsi, chociaż byliśmy tam zaledwie przez tydzień. Martynka nie odchodziła od nas i nie rwała się do rodziny, ale chodziliśmy do nich wszyscy razem i pomagaliśmy Alicji w pracach domowych.
Dziewczynki chętnie zbierały jajka rano, nauczyły się karmić ptaki: gęsi, kaczki i kury. Od gęsi uciekałyśmy razem – chociaż jestem dorosłą kobietą, to wciąż “ miastową “, więc bałam się ich, mimo, że starałam się być odważna. Wieczorami zbieraliśmy się wszyscy do wspólnego stołu, by napić się herbaty i zjeść świeże bułeczki (och, teraz będę musiała zrzucić te kilogramy ! ), były też szaszłyki z grilla i długie, szczere rozmowy.
Alicja i Wiktor (ojciec Martynki) przyjęli nas serdecznie, bardzo nam się tam podobało. Szkoda tylko, że czas minął błyskawicznie. Namawiali moją córkę, aby dłużej u nich została, ale niestety, nie mogłam się na to zgodzić. Obiecaliśmy, że jeszcze do nich przyjedziemy.
Było w końcu bardzo miło: świeże powietrze, natura dookoła, domowej roboty chleb, szum jeziora… Dawno tak nie odpoczęłam, mimo, że starałam się tam także pomagać – pielić, podlewać i kopać. Pracowałam z całych sił, a szczerość i radość dawała mi niesamowity ładunek energetyczny. To było dla mnie ekscytujące. Teraz moja córka prosi o to, abyśmy pojechali znowu do Martynki na wieś, a nie nad morze.
Na wsi oczywiście jest zasięg, są telefony i Internet, ale nie włączyliśmy nawet telewizora. Jedynie od czasu do czasu czytałam wiadomości w Internecie. Jednak nie brakowało mi tego, a nawet powiedziałabym, że plusem był ten brak telewizji.
Martynka czeka, aż ponownie odwiedzimy ją na wsi i już nie płacze, bawi się i pomaga cioci. Myślę, że nie tylko my jej pomogliśmy, ale ona nam także pomogła.