Po śmierci matki Andrzejowi przybyło więcej kłopotów. Oprócz swojego gospodarstwa i domu, musiał teraz zaprowadzić porządek także w opuszczonym obejściu pozostawionym przez mamę. Chociaż kobieta miała 82 lata, jakoś sama potrafiła zająć się swoim obejściem, co Andrzej dopiero teraz docenił, a nawet się zastanawiał: jak jej się to udawało robić, mając tyle lat na karku ? Pomagał jej tylko w sprawach, które kobiece dłonie same nie były w stanie udźwignąć, jak np. z wykopaniem małego ogrodu czy naprawą poważniejszych usterek. Zarówno budynki gospodarcze jak i dom zawsze były w takim stanie, że nie można było się domyślić, że mieszka tu starszy człowiek. Tak było wcześniej, a teraz, kiedy minęły już jakieś dwa miesiące od jej śmierci, wszystko zmieniało się na jego oczach. Na betonowym chodniku wysoka trawa wydostawała się ze wszystkich szczelin, a dynia rosnąca w ogrodzie wychodziła już na ścieżkę i już zamierzała wspiąć się na ścianę domu. W domu natomiast czuć było zupełną pustkę. Najwyraźniej naprawdę trzeba było go sprzedać, jak chciał Piotr. Na wzmiankę o bracie Andrzej zrobił się jeszcze bardziej smutny.
Piotr zawsze był dla niego autorytetem, nie tylko dlatego, że jest starszy od niego o siedem lat, ale przede wszystkim dlatego, że zawsze był sprawiedliwy i rozsądny. Andrzej nie potrafił być taki, jaki był jego brat. Piotr mieszkał w Chojnicach, pracował tam w lokalnej fabryce jako inżynier aż do emerytury. Do matki przyjeżdżał kilka razy w roku, a te spotkania rodzinne były zawsze niezwykle serdeczne.
Nagle dostał od niego dziwny telefon… Dwa tygodnie temu Piotr zadzwonił do Andrzeja wieczorem:
– Andrzeju, wiem, że po cicho sprzedajesz wszystko z domu mamy. Jednak interesuje mnie najbardziej, gdzie jest jej złoto ?! Nic o nim nie mówisz !
Andrzej poczuł, że się zapada w sobie… Jak to, dlaczego, skąd te podejrzenia ? Piotr niczego nie wyjaśnił.
No ale faktycznie, gdzie jest złoto? Andrzej w ferworze załatwiania spraw związanych z pogrzebem, stypą, a teraz przez porządkowanie gospodarstwa zupełnie zapomniał, że matka miała dwie złote rzeczy – zegarek i obrączkę. Nigdy jednak nie zdradziła, że ma na to jakąś specjalną skrytkę. Andrzej spędził 2 godziny, sprawdzając wszystkie zakątki domu, szukając wszystkich możliwych miejsc do przechowywania takich drobnostek, ale nigdzie nie było złota!
Cztery miesiące później znalazł się chętny na dom staruszki. Co prawda, dawał mniej pieniędzy, niż chciał Piotr, ale ten pospieszał:
– No dalej, potrzebuję pieniędzy.
Kupujący nie potrzebował mebli, które były w domu, więc Andrzej postanowił sprzedać je osobno. Nie żądał za nie wiele, ponieważ wiedział, że trzeba je sprzedać jak najszybciej. Brakowało na nie chętnych mimo, że meble są solidne i niedrogie. W końcu kupił je mężczyzna, który przyjechał do Jarosławca starym żukiem z przyczepą. Wziął sofę, kredens, szafkę, lodówkę i krzesło. Powiedział , że postawi wszystko do garażu i w razie, jeśli żona wyrzuci go z mieszkania, to będzie mógł żyć tam sobie autonomicznie.
Po sprzedaży domu Andrzej dał Piotrowi jego połowę. Brat przyjechał wtedy tylko dla pieniędzy – relacje między braćmi nie były już takie same. O złocie już jednak więcej nie wspomniał.
Dwa miesiące później mężczyzna, który kupował meble, odnalazł Andrzeja w Gdańsku. Długo przepraszał, że dopiero teraz, a potem powiedział:
– W kredensie, który od was kupiłem, znalazłem mały schowek, w którym było to – i położył na dłoni Andrzeja mały damski zegarek i pierścionek – Byłem u mojej córki w Niemczech przez dwa miesiące, musiałem pilnie wyjechać. Jednak wiem, że to muszą być dla Pana cenne przedmioty, bo pewnie są po Pana mamie.
– Nie ma Pan nawet pojęcia, jak bardzo…