Miesiąc przed ślubem pan młody postanowił przedstawić mnie synowi z pierwszego małżeństwa. Chłopiec ma czternaście lat. Jak powiedział o nim Artur: to miły, dobrze wychowany, niezależny, młody człowiek.
Grzegorz przyjechał do nas w piątek wieczorem, miał nocować jedną noc, a w sobotę wieczorem wyjechać do matki.
Zrobiłam obiad, przygotowałam dla gościa kanapę w salonie, zostawiłam mu tablet, żeby się nie nudził. Wieczór minął mniej więcej dobrze: wiadomość o ślubie ojca została przez Grzegorz odpowiednio przyjęta. Podzielił się nawet swoją opinią:
– Tato, ale ona jest piękna, gratuluję.
Problemy zaczęły się w sobotę rano, kiedy Artur został wezwany do pracy.
Na śniadanie zrobiłam omlet, położyłam na stole kubki z herbatą i talerz z kanapkami po czym zawołałam Grześka na śniadanie.
– Jak Ty obrzydliwie gotujesz, nie zjem tego – zaszokował mnie syn narzeczonego.
– No to… – pogubiłam się – możesz sobie coś sam przygotować, lodówka jest do Twojej dyspozycji.
– Nie mam zamiaru, już zamówiłem pizzę.
Schował nos w tablecie, włożył słuchawki do uszu i udawał, że mnie nie ma w pobliżu. Cóż, niech będzie pizza, a sama poszłam na śniadanie.
Dostawca przyjechał po około 30-40 minutach. Usłyszałam odgłos otwierających się drzwi. Grzesiek i dostawca zamienili kilka zdań w przedpokoju. Właśnie miałam wyjść, żeby zapłacić za zamówienie…
– Hej, przynieś 40 złotych! – zaskoczył mnie krzyk na całe mieszkanie.
Zamarłam w miejscu, nie wierząc własnym uszom.
– Jesteś głucha? – Grzesiek wepchnął drzwi do pokoju tak, że uderzyły z hukiem o krawędź łóżka.
– Wynoś się stąd! – krzyknęłam – tak będziesz rozmawiać z matką?
– Daj pieniądze! Głucha i głupia.
Roztrzęsłam się. Wow, no faktycznie, dobrze wychowany, młody człowiek. Uznałam, że nie dam mu pieniędzy, zamknęłam drzwi przed jego nosem i podparłam je plecami. Uderzył w nie przeklinając, znów żądając pieniędzy i argumentując to na przykład tym, że jego ojciec je zarabia, więc powinnam otwierać portfel, kiedy tylko zechce.
Zadzwoniłam do Artura, krótko wszystko wyjaśniłam i powiedziałam, że za dziesięć minut Grzegorz opuści moje mieszkanie:
– Zadzwoń do niego, leć do domu i sam go wyrzuć, rób co chcesz, nie ma to dla mnie już znaczenia. Nie zniosę tego małoletniego chama w moim mieszkaniu!
Dostawca odszedł, a Grzesiek uspokoił się. Bałam się wyjść z pokoju, syn męża jest ode mnie wyższy i postawniejszy.
Artur przyjechał pół godziny później i zorganizował konfrontację, a jej konkluzja była następująca: jestem chciwą babą, która nie dała głodnemu dziecku marnych 40 złotych.
– Wiesz, że Twój syn mnie obraził? – próbowałam dotrzeć do Pana młodego.
– Jesteś starsza, musisz być tolerancyjna. Grzesiek jest nastolatkiem i przechodzi młodzieńczy bunt. Wszyscy są tacy surowi i niecierpliwi! – Artur wcielił się w rolę adwokata – Mam propozycję: teraz się uspokoimy, jeszcze raz zamówimy pizzę, usiądziemy przy stole, zjemy i porozmawiamy.
Zdałam sobie sprawę, że Artur nie stanie po mojej stronie. Odrzuciłam jego propozycję wykręcając się bólem głowy.
Grzegorz wyjechał wieczorem, wcześniej prosząc ojca o tablet, o czym dowiedziałam się później, kiedy nie znalazłam go w domu. Artur oddał moją własność swojemu synowi!
Wisienką na torcie był niedzielny telefon Grześka. Artur rozmawiał z nim przez długi czas, kręcąc się po salonie, potem poszedł do sypialni.
– Grzesiek pokłócił się z matką, nie chce z nią mieszkać. Może…
– Nie może! Jego noga więcej tutaj nie postanie!
– Dobra. Wynajmę mieszkanie i zamieszkam z synem.
– Powodzenia!
Po tej rozmowie Artur gdzieś pojechał.
Najciekawsze jest to, że wcześniej Grzesiek nie chciał kontaktować się z ojcem. Tak, Artur płacił alimenty, czasami też dawał dodatkowe pieniądze na wniosek byłej partnerki, ale bardzo rzadko spotykali się z Grzegorzem. Teraz, przed zbliżającym się ślubem nagle zwiększyły się ich kontakty. Oczywiście nie bez powodu, chociaż już mnie to nie obchodzi.
Wieczorem Artur przyszedł po rzeczy.
– Jeśli jeszcze się nie domyśliłaś, to mówię: nie będzie ślubu, nie potrzebuję takiej żony.
– Dobrze – skinęłam głową, wychwalając w myślach swój zwyczaj robienia wszystkiego na ostatnią chwilę, bo jedyne, co zdążyliśmy przygotować do ślubu, to kupić obrączki.
Pan młody odszedł. Tydzień później przyszedł się pogodzić. Grzegorz nie zamieszkał z nim, bo wolał jednak towarzystwo matki. Nie wybaczyłam mu, ponieważ mój mężczyzna powinien stać za mną murem.
Następnym razem na pierwszej randce na pewno zadam pytanie:
– Masz dzieci?
Jeśli odpowiedź będzie brzmiała ” tak „, natychmiast wstanę i odejdę. Dziękuję, nie potrzebuję takiego szczęścia.
Nawiasem mówiąc, nikt mi nie zwrócił tabletu.