” Wyrzutek ” z jasną duszą

Do sąsiedniego bloku na pierwsze piętro wprowadzili się nowi lokatorzy. Żyjemy w małym miasteczku na zamkniętym osiedlu, które jest bardzo przyjazne. Tutaj wszyscy znają się od lat, dlatego przybycie nowych lokatorów stało się powodem do dyskusji. Wszyscy sąsiedzi wiedzieli na pewno, że to rodzina z dzieckiem, jednak nikt nie widział jeszcze malca.

Rano w Boże Narodzenie zbierałam się, aby odwiedzić babcię. Spadło bardzo dużo śniegu, a chodnik nie był odśnieżany w święta. Naprzeciwko wejścia stał samochód Piotrka z piątego piętra, a obok stał czarny minivan. Wydeptana ścieżka prowadząca na przystanek autobusowy przebiegała obok tych samochodów.

Po zrównaniu się z minivanem usłyszałem nieznany mi zmęczony głos nastoletniego dziecka i kobiety, który brzmiał wesoło, ale miał w sobie jednocześnie pewną rezygnację.

– Mamo, nie, wracajmy.

– Leszek, uśmiechnij się. Tym razem wszystko na pewno się uda.

– Mamo, tak bardzo nie chcę jechać.

– Synu, przecież Ci obiecałam – i dużo ciszej dodała – no kto wiedział, że tyle śniegu spadnie.

– Mamo, dajmy spokój, innym razem. Jesteś już zmęczona.

– Leszek, wszystko w porządku. Damy radę !

Kobieca ciekawość nie pozwoliła mi przejść obok i udając, że idę do sąsiada, skręciłam w kierunku domu. Natychmiast zamarłam zdumiona tym, co zobaczyłam.

Przy otwartych drzwiach do bloku stał wózek inwalidzki, w którym siedział dzieciak w wieku około dziesięciu lat.

Odległość od schodów wejściowych do minivana została oczyszczona ze śniegu. Szczupła kobieta w płaszczu próbowała ustawić deski na schodach, aby spuścić po nich wózek. Musiała to robić dlatego, bo samochód Piotrka uniemożliwił korzystanie z podjazdu dla niepełnosprawnych.

Spocona kobieta, która najwyraźniej wcześniej odśnieżała, uśmiechała się wesoło do syna, a potem popatrzyła tęsknię na drogę do swojego samochodu, której jeszcze nie pokonali.

– Mamo, obejdę się bez tego filmu ! Przestań ! Wróćmy do domu !

– Leszek !

Postanowiłam interweniować:

– Dzień dobry ! Pomogę  – zaproponowałam.

– Nie, dziękujemy – odrzekł zawstydzony syn.

– Och ! Dziękuję, ale damy sobie radę – odpowiedziała kobieta, patrząc na syna.

Najwyraźniej nie chciała go jeszcze bardziej zawstydzać.

– Proszę dać spokój i się nie wahać. Nie ma co psuć sobie planów z powodu właściciela tego samochodu.

Kobieta była rozanielona, a chłopiec chciał zapaść się pod ziemię.

Jakoś udało nam się poradzić sobie ze schodami i umieścić Leszka w minivanie wyposażonym w podnośnik.

– Przepraszam, sami byśmy sobie poradzili. Jest mi głupio, że Panią w to wciągnęłam, Leszek też będzie się tym zamartwiał. Jednak dziękuję bardzo ! Byłam już gotowa przepychać ten samochód, byleby tylko się stąd wydostać.

– Ależ proszę się nie przejmować i nie zamartwiać !

Minivan odjechał, a ja nie mogłam przestać myśleć o Leszku i jego mamie. Zastanawiam się, jak często ta kobieta powtarza sobie, synowi i innym wokół siebie frazę: “ poradzimy sobie ” ?

Po tym spotkaniu coś we mnie się zmieniło. Nigdy nie myślałam o tym, że są wśród nas “ wyjątkowe “ dzieci, nigdy nie miałam z nimi bliższego kontaktu.

Po świętach poszłam odwiedzić nowych sąsiadów. Nie wiedziałam jeszcze jak, ale bardzo  chciałam pomóc tym ludziom. Tylko nie tak banalnie, dając pieniądze czy doradzając im w czymś, ale chciałam być przyjacielem Leszka, bo coś mi mówiło, że chłopiec nie ma ich zbyt wielu albo i wcale.

Pomimo moich obaw Weronika (mama Leszka) była podekscytowana moimi odwiedzinami, ponieważ brakuje jej zwykłych rozmów.

Historia Leszka okazała się dość zwyczajna, ale jednocześnie bardzo tragiczna dla chłopca i jego rodziny.

Dwa lata temu Leszka potrącił na chodniku samochód – kierowcy pod koła wpadł kot, chciał go ominąć. Prędkość samochodu była niewielka, ale śliska nawierzchnia sprawiła, że katastrofy nie dało się uniknąć.

Najpierw lekarze i rodzice walczyli o życie chłopca. Potem walczyli o jego zdrowie, a teraz o to, by mógł w pełni żyć.

Aby mieć wystarczająco dużo pieniędzy na wszystko, ojciec rodziny pracuje po 14 godzin dziennie i często wyjeżdża w delegację. Co dziwne mężczyzna, który potrącił dziecko, bardzo im pomógł. Chłopczyk niestety nie ma żadnych przyjaciół.

Najpierw wszyscy koledzy i koleżanki z klasy przyszli odwiedzić przyjaciela w szpitalu, a następnie w domu. Szkoła stworzyła chłopcu warunki do nauki, ale dzieci są okrutne i wiele jeszcze nie rozumieją. Najpierw dzieci pokazowo pomagały facetowi, ponieważ jest niepełnosprawny, a takimi ludźmi trzeba się zająć. Potem koledzy z klasy zaczęli się go wstydzić i przestali kontaktować się z nim poza szkołą. Następnie zaczęły się żarty i obgadywanie za plecami. Leszek poprosił rodziców, aby załatwili mu nauczanie domowe. Na koniec odrzucił koleżankę, która jako jedyna chciała się z nim przyjaźnić bez względu na wszystko. 

Teraz chłopiec opuszcza mieszkanie tylko wtedy, gdy jest to konieczne, czyli gdy jadą na badania do szpitala oraz na rehabilitację. Stracił zainteresowanie życiem w wieku 11 lat, a wcześniej grał w hokeja, pływał i jeździł z ojcem na ryby.

W dniu naszego pierwszego spotkania mój wyjątkowy, nowy przyjaciel miał urodziny, a mama zabierała go do kina na film o piłce nożnej. To był ich pierwszy wyjazd od roku, który nie był związany ze szpitalem czy rehabilitacją.

Wczoraj Leszek zaprosił mnie na koncert, który odbywał się w Centrum Rehabilitacyjnym. Udział w nim brały niepełnosprawne dzieci. Mój sąsiad tańczył na wózku inwalidzkim z dziewczyną, na sali były tłumy. Jeśli chodzi o liczbę uczestników, to naliczyłam 28 niepełnosprawnych dzieci. Więcej takich dzieci siedziało z rodzicami na publiczności. Nigdy nie myślałam, że jest w naszym otoczeniu tyle dzieci, których się nie zauważa. Niektóre z nich już rodzą się z wadami rozwojowymi, inne stają się niepełnosprawne z powodu chorób przebytych we wczesnym dzieciństwie, a jeszcze inne – tak jak Leszek – z powodu tragicznego wypadku.

Wczoraj po koncercie długo płakałam, bo tyle małych, okaleczonych ciał ze zdrowymi, jasnymi duszami widziałam na koncercie. Był tam np. 16 – letni chłopiec, który siedział na wózku inwalidzkim i mógł tylko mruczeć i uśmiechać się (został pobity przez jakieś szumowiny). Obok mnie siedziała szczęśliwa dziewczynka z zespołem Downa ze swoją całkowicie zdrową siostrą.

Tych dzieci na sali były dziesiątki, ale my ich na codzień po prostu nie zauważamy. Żyją wśród nas, cieszą się życiem i walczą o zdrowie oraz każdą szczęśliwą chwile, a ich rodzice prawdopodobnie sto razy dziennie z desperacką wiarą powtarzają sobie i swojemu skarbowi:  ” Damy radę! Damy radę „.

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Newskey24
” Wyrzutek ” z jasną duszą