Mam sąsiadkę, Natalię, z którą nie rozmawiamy zbyt dużo, ale przez siedem lat bycia sąsiadkami nigdy się nie pokłóciłyśmy. Natalia jest miłą kobietą, pracuje w firmie, a jej mąż jest taksówkarzem.
Natalia kilkakrotnie pożyczała od nas pieniądze i kilkakrotnie my również pożyczaliśmy na kilka dni i nie było żadnych problemów ze spłatą.
Wczoraj zamówiłam przez telefon węgiel. Sprzedawca podał kwotę i na tym zakończyła się rozmowa. O dostawie nic nie wspominał, a ja nie pytałam.
Kiedy przywieźli węgiel, na rachunku kwota nie wynosiła 850 złotych, jak jesienią, a 1100 złotych z kosztami dostawy. W portfelu miałam wyliczoną kwotę tylko na węgiel, resztę pieniędzy miałam na karcie.
Pobiegłam do sąsiadki i poprosiłam o pożyczenie pieniędzy. Powiedziała, że ma tylko tysiąc, więc wzięłam potrzebną kwotę, podziękowałam i pobiegłam do kierowcy.
Zapłaciłam, później pobiegłam do bankomatu i poszłam oddać dług Natalii.
Dałam sąsiadce pieniądze, poskarżyłam się, że koszty dostawy wzrosły, jeszcze raz podziękowałam i już miałam wychodzić, ale Natalia zatrzymała mnie swoim pytaniem.
– A odsetki?
– Jakie odsetki?
– 50 złotych.
Spojrzałam na sąsiadkę, myśląc, że żartuje, ale Natalia była poważna i wyciągnęła rękę.
O takich interesach nie negocjowałyśmy, a pieniądze pożyczyłam na niecałą godzinę. Szczerze mówiąc, to było obraźliwe.
Ileż to razy pomagałam jej, dając za darmo tabletki, gdy jej dzieci były chore, gdy ona była na macierzyńskim, a jej mąż świętował narodziny syna. Pomagałam w pracach na podwórku, karmiłam córki, dawałam jej dodatkowe sadzonki i nasiona warzyw, a ona odwdzięczała się przetworami.
Łzy spłynęły mi po policzkach z niechęcią. Co się dzieje z ludźmi?
Nie powiedziałam nic mężowi, bo znowu zacząłby się ze mnie nabijać. Nie ufa już ludziom, mówi, że szybko zapominają o dobrych rzeczach. I chyba ma rację…