– A uczennice rodziły w każdej chwili – powiedziała mi spokojnie moja koleżanka

Pracuję w szkole jako nauczycielka języka angielskiego. Pracuję krótko – tylko trzy lata. Mamy w szkole młodych nauczycieli, są też starsi. Szczególnie zaprzyjaźniłam się z jedną, starszą nauczycielką – Anną, która u nas uczyła matematyki.

Pewnego dnia siedziałyśmy z nią w czasie wakacji w pokoju nauczycielskim, pijąc herbatę. Rozmowa dotyczyła tego, czy uczennice zawsze rodziły?

– Przecież za komuny tego nie było! – powiedziałam.

– Mylisz się, dziecinko! Jak bardzo się mylisz! – odpowiedziała mi Anna – Rodziły, uwierz mi. Wiesz, że w szkole pracowałam ponad 40 lat. Dziewczyny traciły głowę dla facetów i zachodziły w ciążę.

– Nie może być! – zdziwiłam się.

– Ale było, było! Posłuchaj, co Ci powiem. Kiedy ukończyłam Wydział Pedagogiczny, zostałam wysłana do pracy w szkole średniej w małym miasteczku. Do tego miasteczka przyjeżdżało wielu robotników, budowlańców, przyjeżdżali tam do pracy.

W klasie, w której byłam wychowawczynią, na początku było tylko 12 osób – sami wiejscy chłopcy. A potem w mojej klasie było już 25 osób.

Próbowałam zaprzyjaźnić się ze wszystkimi uczniami, ale nie udało mi się to. Wiejscy chłopcy trzymali się z dala od nowych uczniów. W klasie była bardzo napięta atmosfera. Bardzo często dochodziło do bójek za szkołą. Dobrze, że istniał kodeks honorowy: chłopaki zawsze walczyli jeden na jednego. A inni stali obok siebie i po prostu obserwowali walkę.

Ale nawet za te honorowe walki często byłam wzywana do dyrektora i karcona. Ciągle czekałam na kłopoty: bardzo bałam się, że któryś z chłopców weźmie nóż lub uderzy bardzo mocno i dojdzie do śmiertelnego wypadku. Nie zwracałam uwagi na klasowe dziewczyny. Przed Nowym Rokiem nagle zebrała się Rada Pedagogiczna. Myślałam, że będziemy dyskutować na temat wyników w nauce, ale się myliłam. Szłam na radę pedagogiczną z myślą: przecież z nauką u moich dzieciaków było w porządku.

Gdy tylko weszłam do pokoju nauczycielskiego, natychmiast zdałam sobie sprawę, że stało się coś poważnego. W biurze siedziały same kobiety. Nasza dyrektorka powiedziała:

– W dziesiątej klasie mamy nagły wypadek!

– O Boże! Co zrobili moi chłopcy?

– Chłopcy nic! Ale Twoja Kasia jest w ciąży! – zszokowała wszystkich dyrektorka.

Z zaskoczenia po prostu oniemiałam. Zwyczajnie nie mogłam w to uwierzyć: jak to Kasia jest w ciąży? Nie może tak być! Kasia była cichą i spokojną dziewczyną. Bardzo dobrze się uczyła. Zwykła nastolatka.

– Jest Pani tego pewna? – zapytałam, kiedy wrócił mi głos.

– Pewna, pewna! Dziewczyny pojechały do centrum miasteczka. Tam Kasia źle się poczuła, została zabrana do szpitala, zbadano ją i odkryto, że jest w ciąży.

Ginekologiem w szpitalu była przyjaciółka naszej dyrektorki. Zadzwoniła do niej i opowiedziała o wszystkim.

Tak się składa, że nauczyciele w szkole dowiedzieli się o tym wcześniej niż rodzice. Misja poinformowania rodziców Kasi, że ich córka jest w ciąży, spoczęła na mnie. Dlaczego miałabym to robić? Tak zdecydowała dyrektor szkoły. Mówiła: nie dopilnowałaś, więc teraz to rozwiąż.

Musiałam iść do rodziców Kasi, ale najpierw postanowiłam porozmawiać z samą Kasią.

W tym czasie byłam jeszcze panną, nie miałam dzieci. O czym mogłam rozmawiać z dziewczynką, która wie więcej o ciąży ode mnie?

Zostałam z Kasią po lekcjach, porozmawiałam z nią. Wstydziłam się nawet patrzeć jej w oczy. A ona powiedziała:

– Chcę coś ze sobą zrobić. Wiem, że można najeść się tabletek i zasnąć!

Bardzo się bałam o Kasię:

– Nie rób tego! Nie rób tego! Pójdziemy, porozmawiamy z Twoimi rodzicami, postaramy się im wszystko wyjaśnić – próbowałam uspokoić Kasię.

Rodzina Katarzyny była poważana. Ojciec był głową rodziny. Obawiała się go zarówno matka, jak i sama Kasia. Zebrałyśmy się w duchu i poszłyśmy razem z Kasią do jej domu.

Opowiedziałam wszystko ojcu, a on odpowiedział:

– Co zrobiłaś swojej nauczycielce? A może nauczyła Cię tego w szkole? Niech idzie Pani do domu! Sam porozmawiam z córką!

A ja powiedziałam:

– Niech Pan nie próbuje bić Kasi. W przeciwnym razie napiszę na Pana donos na milicję.

– Kto ją w ciąży pobije? Kogo ze mnie Pani robi, co? – zapytał ojciec Kasi.

Ale nie wyszłam, postanowiłam poczekać na mamę Kasi. 

– A z kim zaszła w ciążę? – zapytałam Anny.

– To zwyczajna historia. Spotykała się z chłopakiem w tajemnicy, zwerbowano go do wojska. Spędzili razem ostatnią noc i Kasia zaszła w ciążę.

Potem przyszła mama Katarzyny. Jakiej histerii dostała ta kobieta! Krzyczała, szlochała, wyrywała sobie włosy. Tylko krzyk ojca mógł uspokoić żonę.

Zaproponowałam Kasi przeniesienie się do szkoły wieczorowej. Wtedy wiele dziewczyn tak robiło.

– I nikt jej już nie skarcił? Nie dzwonili do kuratorium oświaty ? Nie wyrzucili jej ze szkoły? – zapytałam.

– Tak, wtedy różnie postępowano. Wszystko zależało od kierownictwa szkoły. Ale nie byliśmy bestiami. Dyrektorka była normalna. Nie zaczęliśmy dręczyć Kasi. Katarzyna w spokoju ukończyła dziesiątą klasę w szkole wieczorowej, a przed porodem rodzice pana młodego zabrali ją do swojego domu. Więc mieszkała u nich. Urodziła pięknego, zdrowego, silnego chłopca. Kiedy jej narzeczony wrócił z wojska, pobrali się. Potem uczyłam ich syna. Olek wyrósł na wspaniałego chłopca, a potem został żołnierzem. Za mojej pamięci po raz kolejny jeszcze pięć uczennic zaszło w ciążę. Po tym powiedziałam mojej córce: jeśli nagle coś takiego się wydarzy, niech nie myśli o żadnej aborcji. Potem powiedziałam to samo swojej wnuczce. Wtedy tak się działo i teraz tak się dzieje – zakończyła swoją historię Anna.

Oceń artykuł
Twoja Strona
– A uczennice rodziły w każdej chwili – powiedziała mi spokojnie moja koleżanka