Borys – historia

Maks był przeszczęśliwy, gdy zobaczył ogłoszenie o pokoju w mieszkaniu komunalnym. To było nowe miasto, musiał się jakoś zacząć zadomawiać, a tu miał taką możliwość, w dodatku blisko pracy. Wszystko było idealne!

Bez zastanowienia skontaktował się z właścicielem i zarezerwował miejsce.

Był to zwykły pokój, z minimalną ilością mebli i zakurzonym oknem wychodzącym na podwórko. Były nawet naczynia w małej szafce i pościel w szafce.

Maks pytał właściciela o sąsiadów w mieszkaniu komunalnym, ale on powiedział tylko, że to zwykli ludzie, jak wszędzie.

– Cóż, dziękuję! – nowy lokator odpowiedział.

Powoli poukładał swoje rzeczy na półkach, poszedł do sklepu spożywczego i wreszcie wszedł do kuchni.

Była czysta, a szare ściany witały Maksa ciszą, zakłócaną tylko od czasu do czasu przez kapiący kran.

Chłopak ugotował sobie jajka, pokroił chleb i już miał jeść, gdy przez okno dobiegł go skrzeczący kobiecy głos.

– Dlaczego dajesz mu smoczek? On chce jeść, powinnaś dać mu chociaż trochę wody do picia, ty przeklęta kobieto! Robią dziecko, a potem nie wiedzą, jak je wychować!

Głos należał do sąsiadki Maksa, Anny. Mieszkała w tym bloku od lat i całe osiedle doskonale wiedziało, co o nich myśli. Anna czyniła uwagi, udzielała cennych rad, strofowała i pouczała. Jej wejściu na dziedziniec towarzyszyło ciężkie westchnienie spacerowiczów. Matki z wózkami odsuwały się, mężczyźni siedzący przy stole i grający w szachy kulili się blisko siebie i starali się nie napotkać groźnego spojrzenia Anny.

Maks słuchał. Anna strofowała teraz woźnego, bo ten ścierał kurz w złym kierunku. Ten cicho kiwał głową i żałował, że nie zapadł się pod ziemię.

Potem był jej monolog „w kosmos” o tym, kiedy to wszystko się skończy i jak dobrze było kiedyś. Wcześniej, czyli wtedy, gdy jej syn Borys był małym chłopcem i chodził z mamą na koncerty do miejscowego klubu.

Po godzinnym spacerze, wypełniwszy swoją normę uwag i napomnień, Anna wróciła do domu.

– Pewnie zaraz przyjdzie na obiad! – przypuszczał Maks. A należy wspomnieć, że całe piętro miało wspólną kuchnię. – Rozgrzeję czajnik. Może ta staruszka będzie szczęśliwsza!

Zatrzasnęły się drzwi wejściowe, Anna weszła do kuchni, coś nuciła, napiła się wody z dzbanka stojącego na małym stoliku w rogu i dopiero wtedy zauważyła nowego lokatora.

– Witam! Chcesz herbaty? – Maks natychmiast przystąpił do ataku. – Mam tutaj zieloną, świeżą i pyszną! Chcesz trochę?

Anna obejrzała mężczyznę od stóp do głów i odpowiedziała surowo:

– Nie mam czasu na picie Twojej herbaty! Siedzicie tu, lenie, pijecie herbatę, a kto będzie pracował?

Dopiero od jutra zaczynam pracę – Maks próbował się usprawiedliwić, ale staruszka go nie słuchała. Wyjęła z lodówki prowiant i zaczęła podgrzewać obiad na kuchence. Czterdziestoletni Borys niedługo wracał z pracy, musiała zdążyć przygotować wszystko na czas.

Borys był jedynym synem tej kobiety. Nadal mieszkali razem, bo mężczyzna nie miał szczęścia w miłości. Kobiety odchodziły od niego, gdy tylko zaczynali się spotykać. Biedak był zły na życie, a więc i na matkę, która mu to życie dała.

Anna nasłuchiwała. Drzwi do ich pokoju skrzypnęły, co oznaczało, że jej syn wrócił z pracy. Staruszka natychmiast się rozmyła, cała witalność z niej uleciała – szybko chwyciła garnek i zaciągnęła go do swojego pokoju.

– Ojej, ojej, spóźniłam się! – zawodziła. – Znowu będzie mnie beształ!

Borys beształ ją za wszystko. Mucha na oknie – matka nie dba o dom. Słona zupa – jego matka zapomniała jak się gotuje i tylko psuła jedzenie. Deszcz, śnieg, upał, wybuch wulkanu, o którym mówili w telewizji – wszystko, w ten czy inny sposób, było winą biednej Anny.

– Matko! – odezwał się głos Borysa. – Czyje to buty na korytarzu? Jakiś nieznajomy?

-Nie, nie, nie! To nowy sąsiad. Nie znam jeszcze jego imienia – Anna spojrzała przerażona na marszczącego się Borysa. – Ale ja się dowiem, powiem Ci wszystko!

– No to już po nim! Teraz się zamieni… To niedobrze! – mężczyzna opisał sytuację, szybko nabierając zupę z głębokiego talerza z makaronem na dnie.

Nie sprecyzował, co konkretnie nie jest dobre. Niech sama zgadnie…

Wtedy Anna pobiegła do kuchni i odgrzała kotlety, nalała kompotu i obrała jabłko.

– Czy ty też zdecydowałaś się zjeść obiad? – Maks zapytał ją.

– Później, najpierw nakarmię syna.

– Ile lat ma Twój syn?

– To nie Twoja sprawa! Nieważne ile ma lat, to wszystko jest jego! – Anna spojrzała groźnie na Maksa. – Nie gadaj, lepiej pozamiataj podłogę! Jest tak wiele okruchów od Ciebie. Czy hodujesz karaluchy?

I poszła odprowadzić Borysa.

– Będziemy mieli bez wątpienia dobrą relację… – powiedział Maks, rwąc włosy na głowie.

Stopniowo przyzwyczaił się do nowego miejsca zamieszkania, poznał wszystkich sąsiadów.

Kiedy spotykał Annę na ulicy, zawsze słyszał, jak beształa wszystkich wokół. Wtedy prostowały się jej ramiona, głos stawał się mocny i pewny, wydawało się, że urosła o trzydzieści centymetrów i dumnie kroczyła chodnikiem.

A w domu, kiedy Borys wracał z pracy, kobieta znów „chowała się w skorupie”, kurczyła się, mruczała coś, żeby przypodobać się synowi.

– Od jak dawna tak jest? – Maks zapytał kiedyś Wojtka, innego lokatora w mieszkaniu.

– Od dawna…. Od śmierci męża wpadła w szał. Boi się syna i jednocześnie kocha go ogromnie. On jest jedynym, który pozostał jej na świecie! Cóż mogę powiedzieć…

– Tak, ale w innych sytuacjach jest pyskata – mruknął Maks, przypominając sobie, jak Anna skarciła go za to, że włożył kapcie w niewłaściwe miejsce. Nie wyjaśniła, które miejsce jest właściwe, bo po chodniku szedł już jej Borys w oczekiwaniu na obiad.

– Nie obrażaj się na nią. Ona też musi się wyładować.

Mężczyźni siedzieli na ławce przed domem, sortowali ziemniaki w dużym worku, wybierając najlepsze warzywa korzeniowe do zasadzenia.

– Dobra, nie jestem zły. Po prostu powinno być jej wstyd! – Maks spojrzał w górę i zobaczył Annę, która myła okna, wspinając się po parapecie.

– Aż tam się wspięła? Upadnie i połamie się na całego! – powiedział nagle i rozejrzał się po podwórku.

– Borys! Idź i pomóż swojej matce! Jeśli znowu upadnie, będziesz miał kłopoty! – powiedział do Borysa.

Ale ten tylko machnął ręką.

– Nieważne, poradzi sobie…

Maks nie mógł tego zrobić. Zapukał cicho do pokoju Anny i otworzył drzwi. Starsza kobieta stała na parapecie strzepując kurz z szyby.

– Pozwól mi pomóc! – mężczyzna podał jej rękę.

Spojrzała smutno na sąsiada, wzruszyła ramionami i westchnęła.

– No dalej! Pomóż mi, bolą mnie mocno plecy.

Maks delikatnie zdjął lekką, jak mała dziewczynka, sąsiadkę i pomógł jej usiąść.

– Dlaczego robisz to sama, Anno? Trzeba było poprosić Borysa.

– Sam go poproś! Zresztą, pilnuj swoich spraw! Tu jest szmata, tu jest woda, pomóż mi, skoro już tutaj jesteś.

I odwróciła się.

Maks zaczął delikatnie myć okna, nasłuchując, jak skrzypią pod zmiętą gazetą.

Anna chodziła po pokoju, przenosząc rzeczy z miejsca na miejsce i ukradkiem spoglądała na Maksa. Kręcone włosy, postawna sylwetka, szybkie, pewne siebie ruchy.

– Dobry chłopak, przystojny! – pomyślała z aprobatą.

– Skończone, Anno! Oceń pracę!

Szyby błyszczały. Maks zrobił wszystko, co w jego mocy.

Starsza kobieta właśnie miała odpowiedzieć, kiedy wszedł Borys. Spojrzał na drabinkę, wiadro z wodą, Maksa podziwiającego pracę i pusty stół, a potem krzyknął na matkę, żeby się pospieszyła i go nakarmiła.

Anna marudziła i kwiliła, a Maks wziął wiadro i z westchnieniem wyszedł na korytarz.

Kilka miesięcy później Borys został zwolniony z pracy. Teraz siedział w domu lub na podwórku i przeklinał swoje życie, a jednocześnie swoją matkę, która zawsze kręciła się w pobliżu, próbując zadowolić sfrustrowanego syna.

Pewnego wieczoru, wracając z pracy, Maks zastał Annę płaczącą w kuchni. Wojtek próbował ją uspokoić, ale kobieta nie dawała za wygraną.

– Co się stało? – zapytał zdziwiony Maks.

– Zabrali Borysa.

– Gdzie?

– Na policję. Wdał się z kimś w bójkę, więc go aresztowali.

Anna szlochała jeszcze głośniej.

Maks spokojnie wziął czajnik, nalał wody i postawił go na kuchence. Ta wiadomość wcale go nie zmartwiła.

Anno – powiedział. – Zamartwiasz się tak, jakby on nie żył. Wróci, odsiedzi swoje za chuligaństwo i wróci. Tak właśnie powinno być.

– Tego właśnie się boję! Jeśli wróci, będzie jeszcze większym awanturnikiem! Co ja mam zrobić?

Maks zastanawiał się nad tym. Reedukacja czterdziestoletniego mężczyzny była praktycznie bezcelowa, ale warto było spróbować, skoro nawet sama Anna przyznała, że sytuacja „wymknęła się spod kontroli”…

– W porządku, wszystko będzie dobrze. Zrobimy, co w naszej mocy. Tylko będę potrzebował pomocy – powiedział Maks, kończąc swoją herbatę z dżemem truskawkowym, a Wojtek przytaknął.

Borys odsiedział 15 dni i wrócił do domu bardzo zły.

Wchodząc po schodach, wyjął z kieszeni klucze i próbował otworzyć zamek, ale z jakiegoś powodu klucz nie pasował.

– Co to za nonsens? Czy zamek został zmieniony? – powiedział i zadzwonił dzwonkiem. Drzwi otworzyła nieznana kobieta trzymająca na rękach dziecko.

– Kogo szukasz? – spytała surowo, podczas gdy dziecko śliniło się i mazało kaszką po całej twarzy.

Borys był zdezorientowany. Sprawdził jeszcze raz, czy to jego piętro i drzwi.

– Ja tu mieszkam! Wpuść mnie! – przeszedł przez próg, odpychając kobietę. Natychmiast krzyknęła, że przyszli bandyci i chcą ją okraść.

Maks wyskoczył z pokoju.

– Co się dzieje? Kto to jest? – zapytał Maks.

– Nie wiem, popchnął mnie, mówi, że tu mieszka. Wezwij policję!

– Maks, nie poznajesz mnie? Jestem Borys, mieszkam tu z moją matką, w tym pokoju! – wskazał na drewniane drzwi, pomalowane brązową farbą.

– Niemożliwe. W tym pokoju mieszka Anna z mężem i ma dwie piękne córki.

Borys, nie słuchając, otworzył drzwi swojego mieszkania i wbiegł do środka.

Tam, przy okrągłym stole przykrytym obrusem, siedziała Anna wraz z Wojtkiem, popijając herbatę. Oboje w domowych szlafrokach, weseli i rumiani.

– Matko! Co to ma znaczyć? – Borys nie mógł uwierzyć własnym oczom. Meble, wyposażenie, nawet firanki w oknach – wszystko było inne. – Co się dzieje, u licha?

– Człowieku, uciekaj stąd! W przeciwnym razie zadzwonię na policję! – Wojtek powiedział spokojnie i stanął na nogi.

– Jaką policję, o czym mówisz? To moja mama, a Ty jesteś naszym sąsiadem. Co zrobiłeś z moim pokojem? Co się dzieje?

Nowy mąż Anny zacisnął pięści i ruszył na nieproszonego gościa. Borys cofnął się i spojrzał żałośnie na matkę.

Anna spokojnie odpowiedziała na jego spojrzenie, dokończyła herbatę i dopiero wtedy zwróciła się do niego.

– Młody człowieku! – powiedziała z dumą. – Nigdy nie miałam syna. A gdybym miała, wychowałabym go o wiele lepiej niż Ciebie. Odejdź! Zostaw nas w spokoju!

Borys chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy zauważył fotografię na ścianie. Wcześniej tam była jego matka, jego ojciec i on, Borys. Teraz dwie chude dziewczyny przytulały się do jego rodziców. Biedakowi trzęsły się ręce i wzdychał gorączkowo. Już go nie było. Po prostu został wymazany, przekreślony, anulowany. Kim był i  jak miał żyć dalej? Jak czuł się teraz bez matki…?

W tym momencie poczuł, że Wojtek prowadzi go za łokieć do drzwi.

Będąc już na korytarzu, Borys pobiegł do kuchni. Zaczął rozglądać się po wszystkich szafkach i półkach. Nie było tam jego kubka z kotwicami, talerza z palmami. Duży zielony serwis zajmował całą przestrzeń, a w rogu stało krzesełko dla dziecka.

Borys zakasłał. Na ten dźwięk wszedł Maks. Miał brodę, a z przodu kosmyk lekko posiwiałych włosów.

– Jesteś tu jeszcze? Nie powiedziano Ci, że jesteś w błędzie?

– Maks, Kochany! Czy Ty mnie w ogóle nie poznajesz? To ja, Borys! No, pamiętasz mnie! – Borys uklęknął przed Maksem i spojrzał mu żałośnie w oczy.

– Nie, nie znam Cię. Mieszkam tu z moją rodziną od dziesięciu lat. Nigdy tu nie byłeś. Czekaj! Jak się nazywasz?

– Borys. Mieszkałem w tym pokoju z moją matką, a teraz ona mnie nie poznaje! – płakał.

– Borysie, zaczekaj! – nagle Maks gwałtownie przerwał jego jęki. – Słyszałem, że jakieś trzydzieści lat temu mieszkał tu jakiś facet Borys, dręczył swoją matkę, podobno, ciągle na nią krzyczał, nie dawał jej żyć i ot… – Maks w nieskończoność wznosił oczy do sufitu.

– Co? – Borys nie zrozumiał aluzji, choć w opisie widział swój własny portret.

– Cóż, odeszła. Miała bardzo złego syna.

– A gdzie ona jest teraz?

Nie wiem, odeszła. Anna kupiła od niej pokój, tak mi się wydaje. Masz, napij się wody, blado wyglądasz. – Maks podał gościowi szklankę wody. – A teraz odejdź!

Borys wyszedł i nie miał pojęcia co dalej. Nie wiedział, kim teraz jest, gdzie ma mieszkać, czy nawet jego własna matka go porzuciła. To nie była jego rzeczywistość. Panika powoli ogarniała mężczyznę i wtedy nagle zaczął być senny. Borys położył się na ławce i zasnął. Sny były niepokojące – czasami matka próbowała go dogonić, a on uciekał, później krzyczał na matkę, a ona płakała, a później Wojtek wyprowadzał go z mieszkania, grożąc mu policją…

– Borys, Borys – czyjś głos wdarł się do jego snu. – Borys, obudź się!

Borys otworzył oczy. Przed nim stał woźny.

– Dlaczego tam leżysz?

– Poznajesz mnie?

– Co jest z Tobą nie tak? Jesteś pijany czy co? Oczywiście, że tak!

Borys podskoczył i zataczając się wrócił do domu. Znalazł klucz i otworzył drzwi wejściowe. Tam przy stole siedziała jego matka i coś robiła na drutach.

– Wróciłeś, synu!

– Mamo! Mamo – zawołał Borys, dziecinnie tańcząc i szybko rozejrzał się po pokoju. Wszystko tam było, obraz i zasłony. Wszystko było jak dawniej.

– Idź, włącz czajnik i podgrzej zupę! – Anna surowo mu przykazała.

Borys chciał się sprzeciwić, ale nie odważył się. Poszedł, by wykonać polecenie.

Od tej pory w mieszkaniu komunalnym panowała cisza i spokój. Przez długi czas Anna dziękowała za coś Maksowi, ale Borys nie mógł zrozumieć dlaczego.

Zapraszamy do obejrzenia filmu

 

Oceń artykuł
Newskey24
Borys – historia