Mój mąż i ja mieszkamy razem od dłuższego czasu – od ponad osiemnastu lat. Na samym początku naszego wspólnego życia postanowiliśmy, że będziemy dzielić się budżetem. Jego pensja plus moja pensja – wszystko razem sumujemy i otrzymujemy kwotę, z której żyjemy. Jemy, ubieramy się, szkolimy naszą córkę. Tak było do niedawna.
Pięć lat temu jego firma przestawiła wszystkich swoich pracowników na wypłaty na karty płatnicze. Wszystkie pieniądze są zapisywane na karcie, wszystko jest przejrzyste. Ja dostawałam pensję w staroświecki sposób, w gotówce, ponieważ pracowałam w firmie jednoosobowej. Postanowiliśmy, że będziemy używać karty do płacenia rachunków za mieszkanie i za zajęcia córki, bo tak było łatwiej i nie trzeba stać w kolejce. Mój mąż miał wypłacać resztę z karty i z tymi pieniędzmi mieliśmy chodzić na zakupy spożywcze. Nasze miasto jest małe, nadal nie wszędzie przyjmują karty. Chcieliśmy też trochę zaoszczędzić. Na wakacje, na budowę domku letniskowego, na zakup ubrań – resztę pieniędzy z miesiąca przelewaliśmy na konto bankowe, by gromadzić od nich procent. Tak właśnie żyliśmy. Ale w ciągu ostatnich dwóch lat stało się to dość trudne – córka miała wiele dodatkowych zajęć, kończy szkołę, ceny żywności wzrosły, a pensje ani moje, ani męża nie wzrosły. Nie mogłam już więcej oszczędzać, wręcz przeciwnie, wydawałam nawet oszczędności z lokaty. Pewnego dnia mój mąż wrócił do domu, przygnębiony – mówi, że obcięto mu pensję. Moja pensja zależy od moich zleceń, a te również bardzo spadły. Zmniejszyłam wydatki na żywność – kupowałam kurczaka i jedliśmy go tydzień, tylko by czuć zapach mięsa. Córka zrezygnowała z dodatkowych zajęć, nie miałam za co płacić. Wieczorami musiałam rozwozić gazety, a w nocy udzielać korepetycji. Dostałam drugą racę przy myciu podłóg, byłam zbyt zmęczona. A mój mąż zarabiał coraz mniej pieniędzy na utrzymanie domu. Też był zmartwiony i próbował znaleźć drugą pracę, ale miał słabe serce, więc odwodziłam go, by się nie przemęczał.
Moja córka wyjechała do Warszawy, na studia – jest bardzo zdolna. W ciągu dnia studiowała, a wieczorem myła podłogi w kawiarniach. Chciała się ładnie ubierać i wydawać pieniądze na różne kobiece rzeczy, a ja mogłam jej dać tylko na jedzenie. Kupiliśmy na kredyt dobry laptop, żeby mogła się uczyć. Było nam trochę łatwiej, ale nadal nie miałam stałej i pewnej pracy z godziwym wynagrodzeniem.
Nudne życie – pieniądze tylko na to, co niezbędne, na wakacje nigdzie nie można pojechać, dom nie jest wykończony, nie można kupić sobie ładnego stroju…
Siedzę w domu, a mój mąż właśnie zalogował się do banku, zapłacił czynsz i poszedł pod prysznic, ale nie wyłączył komputera. Usiadłam, zaczęłam klikać w zakładki, przejrzałam je i weszłam na jego konto, przez które mąż przelewa pieniądze. Po prostu zminimalizował stronę i jej nie wyłączył. I patrzę, są dwie karty… na jednej jest trochę drobniaków, a na drugiej 900 tysięcy. Siedzę, patrzę, a w głowie mam myśl – skąd on ma takie pieniądze na karcie?! Czy przez lata po kryjomu odkładał pieniądze i nic nam nie mówił, nie oddawał pensji w całości? A ja pracowałam na dwa etaty. I moja córka też.
Wyszedł z łazienki, a ja go zapytałam:
– Przypadkowo weszłam na stronę banku i zobaczyłem, że masz dwie karty. A na jednej 900 tys. na koncie. Proszę wyjaśnij, skąd pochodzą te pieniądze i dlaczego je przed nami ukrywałeś.
Cóż, mój mąż gadał bzdury. Jego twarz poczerwieniała, a czoło było spocone ze stresu… Myślę sobie, że pół życia przeżyłam z tym palantem, a on ukrywał pieniądze przede mną i moją córką. Byłam tak zdenerwowana. Zostawiłam go. Szkoda tylko, że po dwudziestu latach nie potrafiłam dostrzec szczura w moim mężu.