Kult wizerunku w naszym społeczeństwie istnieje od dawna. Nie na próżno mówi się: „Nie szata zdobi człowieka” i tak dalej… Ogólnie rzecz biorąc, powiedzenie jest nieco szersze niż wcześniej myślałam, ale w tej narracji będzie dotykać tylko ubrań i przedmiotów z nim związanych.
W pogoni za markową odzieżą niektórzy zachowują się w sposób niezwykle nielogiczny, wydając kolosalne sumy pieniędzy za całkiem zwyczajne rzeczy.
Zgadzam się, że wiele drogich przedmiotów z wyższej półki lub po prostu markowych jest wykonanych w naprawdę wysokiej jakości, ale i tak są to niższe kwoty, niż te za które sprzedają się wszelkie Calviny i niejakie Kleiny.
Problem polega na tym, że większość z tych rzeczy jest produkowana w Chinach za prawie darmo, ale wiara ludzi w ekskluzywność takich ubrań sprawia, że płacą dziesiątki, a nawet setki razy więcej.
Przepraszam za tak długi początek, ale to właśnie z markowymi ubraniami i uprzedzeniami ludzi wiąże się moja historia.
Wszyscy znamy tak zwane sklepy Second Hand. Dla tych, którzy nie wiedzą: te sklepy sprzedają używane, ale dobre rzeczy za bardzo małe pieniądze. I tak właśnie się ubieram.
Nie gonię za markami. Można tam kupić całkiem dobrej jakości ubrania za bardzo niską cenę, poza tym w dzisiejszych realiach ubrania z lumpeksu są postrzegane jako coś modnego.
Z kolei moja siostra, która ma zupełnie inną osobowość niż ja, nie uważa tak. Ubiera się w modnych sklepach w naszym mieście, dając za zwykłe spodnie tysiąc, a nawet dwa.
Często takie zakupy nie są sponsorowane z jej portfela, inaczej nawet bym o tym nie mówiła.
Bardzo często od niej słyszę dowcipy o tym, jak się ubieram: „Nie ma w tym swetrze świerzbu?”, „Co to za worek…”, „To coś sprzedawali w sklepie?”.
Pewnego razu chciałam zrobić jej psikusa, tak, by zapamiętała ten moment do końca życia. I doczekałam się!
Całkiem niedawno znalazłam w jednym sklepie, do którego regularnie chodzę, bardzo przyjemną dla oka torebkę i od razu ją kupiłam. O dziwo, ale to, że była używana, można było zauważyć tylko zaglądając do środka, gdzie jedna z przegródek była trochę rozdarta.
Ta usterka została naprawiona tego samego wieczoru i wydałam na torbę śmieszne 7 złotych.
Następnego dnia wybierałam się na przyjęcie urodzinowe mojej mamy, na którym miała być moja młodsza siostra.
Kiedy przyszłam do domu mamy i zaczęłam się rozbierać, usłyszałam dzwonek do drzwi: przyszła siostra. Gdy tylko weszła do mieszkania, od razu wpadła mi w oko jej nowa torebka – dokładnie taka sama jak ta, którą kupiłam dzień wcześniej.
Nie dało się nie zauważyć jej nowego nabytku, bo wymachiwała nim, zdaje się celowo, tak aby wszyscy wokół zauważyli jej cacko. Do tego czasu położyłam swoją na szafce nocnej, gdzie nie była widoczna.
Od razu zaczęłam dogadzać ego mojej siostry, zadając jej pytania typu: „A skąd taka piękna torebka?”, „A gdzie taki sklep się znajduje?”, „A ile kosztuje?”. Odpowiedzi na pierwsze dwa pytania mnie nie interesowały, ale przypuszczałam, że cena torebki zbije mnie z nóg.
Okazało się, że cena różniła się kolosalnie! Przypomnę, że moja kosztowała 7 złotych, a ta sama torebka kosztowała moją siostrę już 400 złotych.
Byłam zszokowana! Pozostało mi tylko pokazać jej mój nabytek, co też uczyniłam. Od razu zapytała o cenę, a potem zaczęła szukać argumentu, żeby uzasadnić tę różnicę. Ale nie znalazła!
Pisząc tę historię, pomyślałam sobie: jak ja to zniosłam, że przez ten cały czas, nie obraziłam się ani raz na swoją siostrę?
W każdym razie ta historia przyniosła wiele dobrego, bo moja siostra przestała mi dokuczać w kwestii ubrań.