Po ślubie babcie jednogłośnie proszą o wnuki i obiecują pomoc. Takie sytuacje nie są rzadkością. To samo przydarzyło się nam – typowe obietnice matek, które dotychczas nie interesowały się życiem swoich dzieci.
Nie rozumiem, dlaczego starsze pokolenie chce mieć tyle wnuków. Przecież sami nowożeńcy nie potrzebują pilnie dzieci. Dlaczego krewni uważają, że jeśli od razu nie ma dziecka, to najpewniej jest coś nie tak w rodzinie.
Mój mąż i ja mieszkaliśmy razem przez 4 lata i przez 4 lata słuchaliśmy takich obietnic. Potencjalne babcie pytały, kiedy chcielibyśmy je zadowolić wnukami i obiecały pomoc z obu stron. Stwierdziły, że nie muszę iść nawet na urlop macierzyński, bo one same zaopiekują się dzieckiem.
Nie liczyłam na nie, ale któregoś dnia test pokazał dwie kreski. Nie planowaliśmy ciąży, ale nie było wyboru, a co więcej, obietnice matek dawały nadzieję.
Poszłam do pracy, gdy mój syn miał 1,5 roku. Gdy dziecko zachorowało, nie było nikogo do opieki. Każdy miał swoje plany. Tylko od czasu do czasu mogłam poprosić matkę lub teściową o spędzenie godziny z wnukiem, dopóki nie znalazłam wyjścia z tej sytuacji.
Regularnie słyszałam zdania z ich ust:
– To Twoje dziecko i Twoje kłopoty. Mamy własne życie. Same wychowałyśmy Was, więc Ty sama wychowaj swoje.
Oczywiście nie są mi nic winne, ale dlaczego przez cztery lata obiecywały coś innego? Cóż, mój mąż i ja jesteśmy odpowiedzialni i świadomi, ale są tacy, którzy polegają na obietnicach.
Czy po prostu to ja nie miałam szczęścia z rodzicami, czy znacie też podobne sytuacje?