Stoję w kolejce w aptece. Przede mną stoi klientka. Od razu widać, że to typ kobiety z ciągłym przymrużeniem oka, szorstkością w głosie i chęcią dania do zrozumienia wszystkim dookoła, że z nią nie można żartować.
Na początek wykonała rozkazujący ruch ręką, aby pokazać mi, że stoję zbyt blisko niej. Nie trzymam się na dystans.
Stoję od niej w odległości metra i dziewięćdziesięciu centymetrów, a nie dwóch metrów, jak powinno być. Ja się nie kłócę.
Cofam się o kolejne 10 centymetrów, bo, jak już mówiłam, z nią nie można zadzierać.
Powoli, ze znawstwem, zakłada rękawiczki, kładzie ręce na blacie i zaczyna nadawać.
– Co to jest za kaszel? Jaki rodzaj?
– Mocny!
– Nie przez intensywność. Mokry czy suchy?
– Nie wiem. Normalny kaszel.
Farmaceuta proponuje lek.
– Czy jest on importowany?
– Nie, to krajowy produkt.
– Chcę zakupić importowany. ( Trzy minuty czytania instrukcji: przeciwwskazania, dawkowanie).
– Proszę wziąć to, to dobry lek.
– Czy jest on importowany?
– Nie, jest krajowy…
– Powiedziałam już, chcę importowany… Z witaminami!
– Importowany dla Pani? Cóż, co jeszcze… (czyta receptę). I 10 strzykawek po 5 gramów…
– Importowane?
– Czy Pani dobrze się czuje? Dlaczego miałbym sprzedawać importowane strzykawki?
Farmaceuta idzie po strzykawki. Po chwili wraca.
– Czy istnieją jakieś importowane strzykawki?
– Są…
– To sprowadźcie właśnie takie importowane…
Potem ten sam schemat – maść na ból stawów, tabletki przeciwbólowe, maski, rękawiczki…
– To będzie 520 złotych.
– Ile?! Oszalał Pan?
– Dobrze Pani słyszała, rachunek wynosi 520 złotych.
Klientka wybucha wściekłą tyradą o cenach, bezczelności itp. Farmaceuta okazał się mieć „chwytne ręce”, „zgniłe sumienie” i chęć zysku na jej nieszczęściu. Zaproponował jej, żeby kupiła sobie jakieś domowe leki i zaoszczędziła trochę pieniędzy.
W końcu (!) klientka wychodzi z polskimi, krajowymi wyborami farmaceutycznymi. Swoją drogą, człowiek za mną wyszedł z apteki na etapie kupowania tabletek przeciwbólowych przez tę panią.
Wychodzę z apteki, wsiadam do samochodu. Mój mąż z niechęcią zmarszczył nos: Dlaczego tak długo?
Z żartem odpowiedziałam: Wspierałam rodzimego producenta.