Szczerze zazdroszczę rodzinom, w których rodzice pomagają swoim dzieciom. Ale zdarza się tak, jak w mojej rodzinie: rodzice mojego męża mają możliwość nam pomóc, ale tego nie robią. To takie bolesne.
Rodzice męża mają trzy mieszkania. W jednym mieszkają, a dwa wynajmują. Z Waldkiem mamy troje małych dzieci i mieszkamy w wynajętym mieszkaniu.
W ogóle nie rozumiem rodziców mojego męża: czy naprawdę tak ważne są dla nich pieniądze i nie ma znaczenia, w jakich warunkach żyją ich wnuki? Jak to możliwe?
Niedawno nie wytrzymałam i powiedziałam, że bardzo trudno nam jest przenosić się z małymi dziećmi z jednego mieszkania do drugiego. Miałam nadzieję, że teściowa zrozumie moją uwagę i zaproponuje nam przeprowadzkę do jednego z wynajmowanych mieszkań. Ale postąpiła inaczej. Teściowa powiedziała:
– Nie trzeba było tak wcześnie rodzić dzieci! Najpierw trzeba było kupić własne mieszkanie!
Byłam zszokowana jej słowami. Urodziłam pierwsze dziecko w wieku 29 lat. Już i tak późno. Do kiedy miałam to odwlekać? Żebym później w ogóle nie mogła zajść w ciążę i normalnie rodzić?
Dobra, teściowej nie jest mnie żal, ale czy nie jest jej przykro z powodu wnuków i syna? Czy oni są winni?
Niedawno znów byliśmy zmuszeni do zmiany mieszkania. Przeprowadzka była prawdziwym koszmarem. Wszystko, co zarabiamy z mężem, idzie na opłacenie wynajmowanego mieszkania, jedzenie i ubrania. Dlatego odkładanie pieniędzy wcale się nam nie udaje.
Moi rodzice mieszkają na wsi, nie mogą nam pomóc: po prostu nie mają takiej możliwości. Rodzice męża mają taką możliwość, ale jej nie wykorzystują.
Jak można tak traktować swojego syna i wnuki? Kiedy bardzo się zestarzeją i będą potrzebować opieki, będą chcieli, abyśmy im pomogli. Nie pomogę im wtedy. Nie pomagają nam, choć wiedzą, jak trudno nam żyć.
Są pewni, że ich syn powinien sam zarobić na wszystko.
– Dlaczego rodziłaś tyle dzieci, co? – zapytała kiedyś teściowa – Miałabyś jedno dziecko to kupiłabyś sobie już dawno mieszkanie.
Milczałam. Oboje z mężem marzyliśmy o dużej rodzinie. Nasze dzieci są naszą radością i dumą. Kiedy dorosną, zawsze im pomożemy. Szkoda, że rodzice mojego męża mają zupełnie inne zdanie na temat pomagania swojemu synowi.