Ciotka Wanda zadzwoniła do mnie i poprosiła, abym zajrzała do wujka w szpitalu.
– Przyszli zmierzyć mu ciśnienie, ale zaraz później od razu kazali mi się spakować. To było wczoraj po południu, martwię się o niego, przynajmniej weź dla niego jakieś pomarańcze czy bułki i zapytaj jak on się ma…
– A co mówił cioci przez telefon?
– On nie mówi nigdy prawdy o zdrowiu! Nie znasz Karola? Proszę, odwiedź go. Dojazd do miasta zajmuje mi trzy godziny, a potem z powrotem. Ciężko jest mi jeździć codziennie. A ja się tak bardzo o niego boję.
– Oczywiście, że pójdę. Podaj mi oddział i numer pokoju. Ale, ciociu Wando, pójdę wieczorem po pracy.
Nie mogłam odwiedzić wujka w szpitalu wieczorem po pracy. Musiałam zostać do późna i przegapiłam godziny odwiedzin.
Nie wiedziałam, jak się usprawiedliwić przed ciocią, postanowiłam pójść do wujka Karola rano, przed pracą.
Wyobrażałam sobie, że wujek leży tam sam, głodny i pozbawiony środków do życia. Myślałam, że ciotka włożyła na niego minimum ubrań i tak się spieszyła, że może nawet zostawiła w domu szczoteczkę do zębów.
Sądziłam, że jest wystarczająco źle i nikt go nie odwiedza…
A spotkało mnie zaskoczenie. Wujek Karol siedział w swoim pokoju, jadł pomarańczę i wyglądał na zadowolonego. Obok jego łóżka leżała torba z jedzeniem, na szafce nocnej kanapki z kiełbasą, a talerz z kaszą był nietknięty.
– Dobre jest jedzenie w tym szpitalu? – uśmiechnęłam się wbiegając do pokoju.
– Witaj, siostrzenico!
– Cześć, wujku Karolu! Widzę, że dobrze się tu zadomowiłeś.
– Tak, nie mogę narzekać.
Rozmawialiśmy o zdrowiu, o planie leczenia, o pogodzie. Kiedy zapytałam go, skąd ma jedzenie, wujek powiedział, że dobra kobieta przyniosła i dała mu je.
Opowiedziałam wszystko cioci przez telefon. Przyjechała do miasta jeszcze tego samego dnia. Spotkałam ją na dworcu autobusowym i odprowadziłam do szpitala wujka Karola, żeby się nie zgubiła, i pomogłam jej nieść torby z jedzeniem.
W szpitalu czekała na nas niespodzianka: wujek Karol półleżał na łóżku i jadł pomarańczę, a na oddziale była kobieta. Nie lekarz, ani nie pielęgniarka, tylko gość. Była w średnim wieku, niska, dobrze ubrana, nie zdążyłam się zorientować w czymkolwiek innym.
Ciocia Wanda odepchnęła mnie z drogi i wtargnęła do pokoju z okrzykiem „zdrajca!”. Byłam tak zdezorientowana, że zatrzymałam się na progu, tak na wszelki wypadek. Ciocia Wanda zamachnęła się i uderzyła wujka torbą, pomarańcze rozsypały się po podłodze.
– Ty zdrajco! Siedzę i martwię się o Ciebie samego w szpitalu, a Ty jesteś tutaj ze swoją kochanką!
Mężczyzna starał się unikać ciosów i pomarańczy:
– Czy Ty zwariowałaś, kobieto? Z jaką kochanką. Ta dobra kobieta po prostu przychodzi!
– Obudź się! Kobiety nie robią niczego za darmo, zwłaszcza te dobre! – chciała uderzyć gościa, ale już jej nie było. Gdzie mogła pójść, nie było wiadomo.
Na krzyki kłótni rodzinnej przybiegła pielęgniarka. Jakoś starałam się jej wytłumaczyć, o co chodzi, choć sama nie do końca to rozumiałam. Pielęgniarka uścisnęła jej dłoń i powiedziała:
– Najwyższy czas, aby to powiedzieć. O tej kobiecie słyszałam już wcześniej od pacjentów. Jest kimś w rodzaju lokalnego ducha, ona nie żyje.
Mężczyzna zakrztusił się swoją pomarańczą.
– Na Pana miejscu nie brałabym od niej niczego i nie jadłabym tego. Z pokoju ósmego emeryt również opowiadał mi o tej dobrej kobiecie, mówił, że przynosi mu ona pyszne pomarańcze.
– I co? – zapytał wujek Karol. Wszyscy razem wpatrywaliśmy się w pielęgniarkę.
– Nie żyje! – pielęgniarka obojętnie wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju.
Wujkowi Karolowi wypadła z rąk pomarańcza. Ciotka jeszcze raz rozprawiła się z jego torbą, zgarnęła całe jedzenie, które znalazła i wyrzuciła, a na nocnej szafce postawiła swoją torbę.
– Tutaj masz torbę. Jedz i zdrowiej, Ty zdrajco!
Zapraszamy do obejrzenia filmu