To było piękne letnie niedzielne popołudnie. „Dlaczego nie pójdę pobiegać w parku rano, zanim słońce za mocno przygrzeje? – pomyślałam. – Ostatnio przytyłam, przytyłam aż pięć kilo”.
Założyłam trampki, szorty i czapkę i poszłam do parku miejskiego, który znajdował się niedaleko mojego domu, pięć minut spacerem.
Ptaki śpiewały, dzięcioł stukał w parku, niebo było błękitne, a lekki świeży wietrzyk wiał na moją drogę – było pięknie!
Wybrałam jedną z dróg i biegnę. Z łatwością wyprzedzam jakąś starszą panią, ale zaraz wyprzedza mnie – szczupła opalona dziewczyna w krótkich spodenkach.
Z pewnością ma świetną figurę! Automatycznie wciągam swój lekko obwisły brzuszek i biegnę dalej. W tym momencie, po tych kilku metrach, miałam ochotę wrócić już do domu.
Ale dziewczyna, zatrzymuje się, odwraca się, macha do mnie z uśmiechem i krzyczy:
– Dogoń mnie!
Ja oczywiście ruszyłam sprintem – adrenalina we krwi dała o sobie znać. Odległość między nami powoli się zmniejszała.
Jeszcze trochę, jeszcze trochę, a ją dogonię! Chociaż czuję, że w ustach mam sucho, za mało powietrza, a serce bije szaleńczo.
Ale wtedy wyprzedza mnie wysportowany facet, z łatwością bierze dziewczynę na ręce i niesie ją dalej ścieżką.
Dziewczyna kopie nogami i śmieje się.
Skręcam ze ścieżki, ciężko dysząc, w pozycji półzgiętej podchodzę do najbliższej sosny, przytulam się do niej, żeby nie upaść i stoję tak chyba z dziesięć minut, dochodząc do siebie.