Minęły cztery lata od rozwodu, kiedy Emilia zrozumiała, że życie toczy się dalej. Przez cały ten czas była we mgle. Emilia nie mogła przeboleć zdrady męża.
Jej mąż bardzo chciał mieć drugie dziecko, ale nie udało się. Lekarze byli jednomyślni: jest szansa, ale trzeba poddać się leczeniu i czekać. Podczas gdy kobieta poddawała się terapii, jej mąż poznał kobietę, która urodziła mu syna.
I nie miała nic przeciwko temu, by urodzić jeszcze kilku.
– Wybacz mi, jeśli możesz. Nie zapomnę o mojej córce – powiedział jej mąż, już praktycznie były, i wyjechał do nowego życia.
Dla Emilii był to wielki, niespodziewany cios, ale na szczęście w jej przypadku czas okazał się najlepszym lekarstwem.
Przypomniała sobie, że kiedyś uwielbiała robótki ręczne i znów zaczęła szyć śmieszne, urocze zwierzątka – najpierw dla siebie, dla nastroju, a potem nawet na zamówienie.
Pieniądze nie były duże, ale uzasadniały koszt materiałów, a do tego jeszcze trochę zostawało: Emilia planowała w przyszłym roku wyjechać z córką na wakacje do Włoch.
Od dawna o tym marzyły, ale zarobki z jej urzędowej pracy prawie w całości wydawały na życie, a tata, choć nie zapomniał o córce, to płacił grosze. Dlatego pieniądze ze sprzedaży zabawek bardzo się przydawały: grosz do grosza i w skarbonce zwanej „wakacyjną kasą” zebrała się wystarczająca suma.
Tymczasem w głównej pracy pojawiła się perspektywa awansu. Ale pod warunkiem, że Emilia zdobędzie dodatkowe wykształcenie. Przez rok musiała studiować zaocznie. Firma zapłaciła za naukę, więc kobieta nie zastanawiała się ani chwili i od razu się zgodziła.
Na studiach byli różni ludzie – w różnym wieku, z różnym wykształceniem, w różnej sytuacji materialnej. Emilia prawie ze wszystkimi miała dobre relacje, ale stosunki z Olkiem były zdecydowanie najcieplejsze.
Pojawiła się między nimi sympatia i, jakby przypadkiem, starali się siedzieć obok siebie na wykładach i ćwiczeniach. Robili wszystko, by łączono ich zawsze w parę przy projektach. Po zajęciach nadal rozmawiali na portalach społecznościowych, czasami nawet do północy. Rozmawiali o wszystkim i nie mogli się sobą nasycić.
Olek dwa razy był żonaty i dwa razy mu nie wyszło, ale nie rozpaczał. A jego jedynym żalem było to, że nie miał dzieci.
– Chcę… Wiesz? Chcę mieć normalną rodzinę, dzieci i wszystko… Ale… nie mogę. Może to ze mną jest coś nie tak? – Olek był szczery.
– Nie ma mowy! Jesteś bardzo interesującym człowiekiem! – całkiem szczerze nie zgadzała się z nim Emilia.
– Dziękuję, oczywiście… Ale w rzeczywistości, powód jest tylko jeden. Jestem biedny. Nie mam milionów, możesz powiedzieć to głośno! Nie mam żadnych oszczędności. Moje mieszkanie to domek babci na skraju Polski, a mój samochód to zardzewiały złom. Jak kobieta może być mną zainteresowana?
I opowiadał o tym, jak obie jego żony robiły skandale z braku pieniędzy. Żadnej z nich nie chciało się pracować. On pracował sam i wszystko wydawał na ich „zachcianki” – biżuterię, ubrania, wakacje. Co za oszczędność!
Gdy tylko pojawiał się dodatkowy grosz, chciwe panie natychmiast wyciągały swe chwytne dłonie: pilna potrzeba pójścia do salonu lub kupienia nowej, sto dwudziestej piątej, torebki.
W efekcie, okazało się, że po drugim rozwodzie, był w długu-kredytów, a jego kobieta dość szybko poślubiła bardziej obiecującego mężczyznę, podobnie jak pierwsza.
– Słuchaj, nie każdy jest taki – sprzeciwiła się Emila.
– Może, ale jak na razie statystyki nie są zachęcające – westchnął smutno Olek.
Emilia starała się być wyrozumiała i kiedy szli do kawiarni, zawsze płaciła za siebie, a czasem nawet płaciła cały rachunek. Zrobiła też Olkowi skromne, ale potrzebne i pożyteczne prezenty – nową koszulę, pióro, piękny pasek. Olek był zakłopotany, nie chciał przyjąć, ale potem serdecznie dziękował.
Coraz częściej opowiadał o tym, jaka Emilia jest wspaniała i jak miło by było, gdyby zawsze byli razem i nigdy się nie rozstawali.
– Jestem pewien, że będziesz wspaniałą żoną! – powiedział, a Emilia rozpłynęła się ze szczęścia. Znów była kochana, a słowa „moje słoneczko”, „kochanie” i „uwielbiam” rozbrzmiewały w jej duszy piękną muzyką.
Rok studiów zbliżał się ku końcowi, Emilia nie wątpiła już, że Olek wkrótce się jej oświadczy, tym bardziej, że zdążył już zaprzyjaźnić się z jej córką i coraz częściej u nich nocował, dając do zrozumienia, że przeprowadzka tutaj – w ogóle jako mąż Emilii – jest jego największym pragnieniem. Nie zaprosił jednak jej do siebie – bardzo wstydził się swojego zaniedbanego mieszkania.
– Emilko, musimy porozmawiać, kochana – kobieta nawet się przestraszyła, widząc Olka w takim stanie: bladego, trochę rozczochranego, z wielkimi z przerażenia oczami i trzęsącymi się rękami – złapał ją, zanim zaczęły się zajęcia.
– Co się stało? – ledwie wymamrotała, sama chwilowo przestraszona.
– Przykro mi. Mam kłopoty i… musimy się rozstać. Tak, nadal Cię kocham, więc muszę o Tobie myśleć. Masz córkę…
– Co się stało?
– Grozili mi. Powiedzieli, że jeśli mnie dopadną, nie wyjdę nawet ze szpitala…
– Olek…
– Tak. Mam zaległości w spłacie długów. Jestem prawie u mety spłaty, ale „prawie” się nie liczy. Ostrzegano mnie… Nawet jeśli jest to śmieszne w porównaniu z tym, co wziąłem, to…
– Olek, czekaj! O jakiej kwocie mówimy?
– Zabrakło mi pięciu tysięcy. Ale nie myśl o tym. To jest mój problem. Do widzenia!
– Olek, słuchaj! – Emilia zatrzymała go, łapiąc za ramię…
Nie od razu udało jej się namówić go na przyjęcie jej pieniędzy – tych samych, które odłożyła na wakacje. Nawet trochę się pokłócili, ale potem, obiecując, że „to tylko dług, bo inaczej będę się czuł jak łajza”, Olek dał się namówić. Emilia odetchnęła z ulgą – jej kochankowi nie groziło już niebezpieczeństwo.
Od tego dnia Olek nagle jakby odpłynął – miał mnóstwo spraw do załatwienia, a wolnego czasu nie było w ogóle, nawet na czatowanie na portalach społecznościowych. W końcu wygospodarował pół godziny i umówił się na spotkanie z Emilią przy metrze.
– Dziękuję, że mi pomogłaś – powiedział nie odwracając wzroku, ale jego ton był zimny i w jakiś sposób obcy. – Oczywiście, oddam Ci pieniądze. Nie od razu. Jeśli to możliwe. Pewnego dnia. Nie w tej chwili.
I tak. Lepiej będzie, jeśli przez jakiś czas nie będziemy się widywać. Za dwa tygodnie biorę ślub, a panna młoda jest zazdrosna, może nabrać podejrzeń. Dobra, nie płacz! Chyba nie sądziłaś, że wyjdę za Ciebie, prawda?
– Jesteś w moim wieku, masz 40 lat, a ja potrzebuję dzieci. Ty masz córkę, nie byłbym szczęśliwy. Oczywiście, w tym samym czasie spotykałem się z kimś innym. W każdym razie, nie zapraszam Cię na wesele. Myślę, że wiesz, co mam na myśli.
Zadzwonię do ciebie za miesiąc, wtedy zobaczymy, jak najlepiej wszystko zorganizować, jeśli zdecyduję się dalej z Tobą przyjaźnić.