Właściwie to przyszła do mnie – lekarza – z innym pytaniem. W końcu niewiele zajmuje przeskoczenie w rozmowie z tego, co istotne na sprawę zawsze aktualną, czyli dzieci.
Paulina opowiedziała mi o swoim urlopie macierzyńskim. Przed urodzeniem dziecka z mężem układało się jej świetnie. Chciał dzieci, mógł utrzymać żonę z dzieckiem i nie było przeszkód do budowania szczęśliwej przyszłości.
Urodziło się dziecko. Szczęśliwy mąż po drodze z pracy wbiegał do sklepu, kupował jedzenie i pieluchy – tak było przez całe dwa miesiące.
Mąż później przestał robić zakupy oraz pytać o potrzeby matki i dziecka. Kobieta pracowała trochę zdalnie i zarabiała na tyle, że wystarczało jej na pieluchy i jedzenie. Nie chciała jednak prosić się mężą o pieniądze. Są rodziną, ale jeśli z jakiegoś powodu przestał uczestniczyć w ich wydatkach, zapewne musiał mieć ku temu powody i to poważne.
Za rok odkryje, że może zainstalować aplikację na smartfonie, która pomoże jej zobaczyć przychody i wydatki. Wtedy zrozumie, że jej zarobki z freelancerskiej pracy przynoszą dobre dochody, po prostu nie widzi ich z powodu wydatków i zmartwień oraz przez to, że to ona od dawna pełni funkcję żywiciela rodziny, robiąc to zresztą całkiem skutecznie. Nie zdawała sobie nawet z tego sprawy, bo wydawało jej się, że to chwilowa sytuacja. Zresztą co to takiego kupić pieluchy i inne produkty. Kupowanie zabawek i ubrań dla dziecka to z kolei nie był żaden obowiązek, a czysta radość.
Domowa księgowość jednak wszystko zmieniła – spadły jej klapki z oczu i stało się dla niej jasne, że mąż dał radę uczestniczyć w życiu z dzieckiem tylko przez dwa miesiące, a później stracił siły i chęci. Stał się dla niej praktycznie obcą osobę, współlokatorem, który chwali się swoim synem przed kolegami i znajomymi, ale w domu nie wie, z której strony ma podejść do dziecka, Zresztą, po co ma do niego podchodzić, matka wie przecież lepiej, co z nim zrobić.
Wtedy po raz pierwszy zapytała męża: co się stało? Dlaczego przestał dawać jej pieniądze i udaje, że ma samotną matkę z dzieckiem w swoim mieszkaniu, której z życzliwości daje dach nad głową?
W odpowiedzi usłyszała, że ma małą pensję i duże wydatki, na przykład na jego samochód. Poza tym musi się w coś ubrać – on, w przeciwieństwie do niej, idzie do prawdziwej pracy. Dodatkowo płaci jeszcze za media w swoim mieszkaniu. Dobroczyńca! Ona za to Ppowinna być wdzięczna i się zamknąć.
Zorientowała się, że od tamtego momentu przestała uważać męża za część swojej rodziny. Po kilku tygodniach z powodzeniem wdrożyła swój plan, aby przestać być zależną od męża. Przeprowadziła się do wynajętego mieszkania, rozwiodła się i wzięła kredyt hipoteczny.
Jedno ją tylko zaskoczyło, że ” biedny ” były mąż, który z zadowoleniem pozbył się żony i dziecka, w drugim miesiącu swojego samotnego życia tuż po rozwodzie, kupił sobie nowy samochód, a potem zrobił remont w mieszkaniu.
Okazuje się, że nie było tak źle w jego pracy, jak twierdził i nie był taki biedny.
Jednak miesiąc później stał u jej progu z prośbą o ” rozpoczęcie wszystkiego od nowa „, ale nie z powodu wielkiej miłości – po prostu życie w pojedynkę jest nieopłacalne.
Chciał znów uwiesić się na szyi szony. Alimenty go przerażały, w sklepach wszystko było drogie, barszcz przestał magicznie pojawiać się w lodówce, a koszule leżały nieuprasowane.
” Wtedy zdałeam sobie sprawę, że żonaty mężczyzna w naszym kraju jest w rzeczywistości wolny jak nikt inny. Ma dziecko, a nawet dwoje lub troje, ale nic wokół nich nie robi. Zarabia dobrze, ale nikogo zwykle nie musi karmić, w domu ma zawsze czysto, a w łóżku obok niego leży ukochana żona. Nie musi gotować, bo to kobieta wszystko ugotuje i poda jak na tacy „- tak powiedziała mi moja pacjentka.
” Nie ma mowy, żebym znowu wychodziła za mąż „- podsumowała – ” Teraz też chcę wolności „.
Mężczyźni są różni i oczywiście istnieje szansa na spotkanie takiego dobrego, opiekuńczego i kochającego, ale to tylko jedna szansa na milion w morzu możliwych niepowodzeń i rozczarowań.
Tak zdecydowała moja pacjentka i mówi, że jest jej samej z synem dobrze.
Jakoś jej wierzę, chociaż wiem, że na świecie jest wielu przystojnych, miłych i troskliwych mężczyzn.
Z takiego urlopu macierzyńskiego, na którym ona była, wychodzi się jak z wojny, z zespołem stresu pourazowego.
Na popiołach nie wyhodujesz ogrodu. Trzeba zacząć powoli żyć tym, co nie zostało utracone w piekielnym wyścigu zarabiania pieniędzy i opieki nad dzieckiem, czasami budząc się spocona i z krzykiem, ponieważ znowu śniła Ci się wojna.
Może jeszcze wyjdzie za mąż, ale nie teraz.
Szczerze życzę jej, aby na spalonym pustkowiu jej duszy wyrósł nowy ogród. Tak się stanie, ale to wymaga czasu, dobrego psychoterapeuty i sporej dozy szczęścia.