Mały Arturek był jednym z tych dzieci, które część życia spędziły w sierocińcu. Nie doświadczył szczęścia, miłości i opieki, którą obdarzają dziecko rodzice od urodzenia.
Dom dziecka dał mu dach nad głową, jedzenie i możliwość spania w łóżku. Jednak nie dał podstawowej rzeczy – matczynej miłości i ojcowskiego wsparcia. Wciąż miał pewne wspomnienia – były to raczej powtarzające się sny z tą samą fabułą: bardzo piękna i słodka dziewczyna z długimi, prostymi włosami i brązowymi, niesamowicie kochającymi oczami. Czule głaskała go po głowie i delikatnie całowała w policzek.
Nikt nigdy nie patrzył na niego wzrokiem pełnym miłości i ciepła, tylko ta dziewczyna. Po takim śnie Artur zawsze budził się ze łzami w oczach i nieznośną tęsknotą za matką. W sierocińcu, w którym mieszkał, najważniejszym wydarzeniem było przybycie wujków i ciotek innych dzieci, dających im zabawki i częstujący słodyczami. Taka wizyta oznaczała, że jedno z osieroconych dzieci wkrótce będzie miało mamę i tatę. Dlatego każde dziecko starało się pokazać z najlepszej strony: ktoś śpiewał, ktoś tańczył, a ktoś po prostu podchodził, brał za rękę i patrzył w oczy. Wszyscy oprócz małego Artura.
Stał zawsze na uboczu i tylko obserwował. Nie potrafił zakładać na twarz udawanego uśmiechu. Nie rozumiał, jak w ten sposób można próbować zadowolić zupełnie obcych ludzi. Nawet opiekunowie myśleli, że nikt go nigdy nie wybierze. Tak było aż do pewnego momentu. To był kolejny dzień, w którym potencjalni rodzice mogli odwiedzać wychowanków domu dziecka. W tym tłumie Artur zobaczył blondynkę niesamowicie podobną do jego matki ze snów. Chłopiec był początkowo zaskoczony, zaczął obserwować – po raz pierwszy z zainteresowaniem – dziewczynę. Czując, że jest uważnie obserwowana, kobieta podeszła do Artura i uśmiechnęła się do niego tak ciepło, że Arturowi zaparło dech w piersiach.
Wszystko było jak we śnie. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, myślał, że to sen. Przez cały dzień chodził za nią i obserwował z boku, nie miał jednak odwagi, by podejść, ale Marta była odważniejsza – gdy się poznali, okazało się, że tak właśnie ma na imię. Miała piękne oczy i trochę smutny uśmiech. Bardzo przypominała mamę ze snów. Marta powiedziała Arturowi wiele interesujących rzeczy, śmiali się dużo i jedli ciasteczka. Dziewczyna odwiedziła chłopca kilka razy, a potem zorientowała się, że nie może żyć bez tego chłopca.
Artur też nie mógł już bez niej żyć. Z niecierpliwością, każdego dnia, stał przy oknie, wypatrując jej. Po rozmowie z małżonkiem zdecydowali, że chcą go zabrać i stać się dużą i zżytą rodziną. Chłopiec został adoptowany, w końcu znalazł kochających i troskliwych rodziców.