Przyszła do mnie moja znajoma. Była cała we łzach. Ciągle wspominała o jakiejś kozie. Myślałam, że to problem z ogrodem warzywnym. Ale tak nie było.
Nalałam nam kawy i przygotowałam się do słuchania.
I wtedy wszystko mi powiedziała. Jak się okazało, postanowiła dać swojemu partnerowi nauczkę. A on miał nadzieję, że po kolejnej histerii, żona wyprowadzi się do matki.
Przyjaciółka spakowała swoje rzeczy i wyjechała na tydzień. Nawiasem mówiąc, nie jest to pierwszy raz, kiedy to zrobiła. Z tego co pamiętam, robi to regularnie raz w miesiącu. W dawnych czasach przyjeżdżał po nią nawet samochodem, przywoził jej kwiaty i przepraszał.
Ale teraz, cisza. Nie dzwonił, nie prosił, żeby wróciła. Wydawało jej się to dziwne. Wróciła pospiesznie, a zamek w drzwiach był już zmieniony.
Nie byli prawnie małżeństwem i nie mieli czasu na wspólne dzieci. A mieszkanie też było jego, dostał je od rodziców.
Poszła do sąsiadki. Ta powiedziała jej, że do mieszkania przychodzi obca kobieta i otwiera drzwi swoim kluczem.
Znam ich od dawna. Miała bezkonfliktowego mężczyznę, który bardzo dbał o dom. Każdą wolna minutę poświęcał dla niej. A ona, z drugiej strony, była prawdziwą histeryczką. Krzyczała, że skarpety nie tam włożył, że nie wyczyścił zlewu po goleniu.
Człowiek w pewnym momencie ma wszystkiego dość. Każdy z nas pragnie przystani spokoju dla swojej duszy. Wrócić do domu, mieć spokój i uśmiechniętą żonę.
Skarpetki – teraz nawet by ich nie zauważyła albo sama zaniosłaby je do pralki. A teraz ich już nie ma. Powiedziałam jej to wprost, a ona w odpowiedzi zatrzasnęła drzwi, nie dokończywszy nawet kawy.
Zapytaj ją, czego jej brakowało. Bóg jeden wie.
Tylko nie na darmo przysłowie mówi: „Nie dbamy o to, co mamy, a płaczemy, gdy to tracimy”. Tylko często jest już za późno na płacz.
Bardzo się cieszę z powodu jej byłego chłopaka. Powinnam zadzwonić i pogratulować mu kolejnego dnia. Może będzie miał więcej szczęścia z inną dziewczyną.