Jadwiga zmienia wszystko. Historia.

Lato było w pełnym rozkwicie. Już spalona słońcem i tracąca swój blask zieleń drzew drżała w delikatnych podmuchach wiatru.

Leszek, który właśnie wrócił z pracy, podszedł do okna. Dzieci wciąż grały w piłkę na podwórku, kolega z piątego piętra majstrował przy swoim samochodzie, a sąsiad ciągnął za smycz dużego owczarka, który szamotał się, nie chcąc wracać do dusznego i małego mieszkania.

Dziś w nocy Leszek będzie sam. Weronika, jego Ukochana, powiedziała, że zrywa z nim wszelkie kontakty i już od trzech dni nie odbiera telefonów.

Powiedziała też, że znajdzie sobie kogoś innego i nie będzie tracić czasu na takiego nieudacznika.

Mężczyzna przejechał dłonią po parapecie. Na jego palcach pozostała cienka warstwa kurzu, która zabarwiła je na szaro.

W mieszkaniu naprzeciwko kobieta myła okna. Przetarła energicznie szyby gazetą, po czym otworzyła okno, by w świetle słońca sprawdzić jakość swojej pracy. Przy każdym ruchu skrzydła promień słońca wdzierał się do mieszkania Leszka, przebiegał po meblach i ścianach, a potem, otrzepując się z kurzu, znów wyskakiwał przez okno.

Podziwiając pracę sąsiadki, mężczyzna spojrzał na swoje okna, odkleił przyklejony do szyby spadochron z mniszka lekarskiego i machnął ręką: Nie jest źle!

Leszek od zawsze był bałaganiarzem i nigdy się tego nie wstydził…

Mężczyzna był głodny, a w lodówce zostały tylko warzywa.

– Pójdę do Ireny, nakarmi mnie – pomyślał Leszek, ale wtedy przypomniał sobie, że wyjechała rano do swojej wioski. – Eh…

Mężczyzna wyjął z chlebaka pół bochenka chleba, głodny i zmęczony usiadł na kanapie, posmarował twardy chleb dżemem i włączył telewizor.

Okruchy spadały na poduszki kanapy, wpadały do środka, ale właścicielowi to nie przeszkadzało.

Tylko od czasu do czasu zerkał w bok na portret wiszący w pięknej, rzeźbionej ramie.

Przedstawiał on matkę Leszka, Jadwigę. Surowa, dumna kobieta patrzyła na syna bez uśmiechu, składając ręce na piersiach.

Jakby wciąż powtarzała słowo „Niegrzeczny”.

Jadwiga nie mogła znieść rzeczy porozrzucanych po pokoju syna, ubrań skulonych w szufladach komody. Z wiekiem to pragnienie czystości nasiliło się. Starsza kobieta miała dużo wolnego czasu, który poświęcała na utrzymanie domu w czystości i porządku. Jej syn wzdychał, słuchając jej moralizatorstwa.

Matki już dawno nie było, a mieszkanie powoli stawało się obskurną kawalerką.

Kilka razy Weronika, wybranka Leszka, próbowała to uporządkować, potem rezygnowała, bo też nie była zbyt schludna.

Leszek dokończył chleb, odłożył na stół słoik z resztkami dżemu i położył się na kanapie.

– Och, czuję się senny, pewnie na burzę! – mruknął i natychmiast zasnął.

Burza przyszła trochę później. Ciężka, czarna chmura spłynęła na miasto, zakrywając je od krawędzi do krawędzi. Wszędzie słychać było dźwięk zamykanych okien, matki wołające dzieci do domu i gospodynie biegnące zdjąć pranie rozwieszone na podwórzu.

Grzmot zadudnił, błysnęła błyskawica i znów nastała ulewa. Letni upał został zastąpiony przyjemnym chłodem, a powietrze pachniało ozonem.

Leszek spał.

Jadwiga, która pojawiła się w rodzinnej kuchni po kolejnym grzmocie, jęknęła i westchnęła, przykładając palce do ust.

Sterta brudnych naczyń w zlewie, nieumyta kuchenka, podłoga, która już dawno zapomniała, co to mop i szmata – wszystko to sprawiło, że wpadła w panikę. Wślizgnęła się do salonu, zerknęła groźnie na syna i już miała go obudzić, ale on uśmiechnął się przez sen, wydymając wargi, a matka mimowolnie podziwiała swoje dziecko, pogłaskała je po głowie, poprawiła rzucone na fotel rzeczy.

– Dobrze, idź spać! Gdzie on położył mój portret? Na ścianie jest tylko jedna ramka! Och, to taki drań! – starsza kobieta zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową. Nie zdawała sobie sprawy, że sama właśnie wyskoczyła ze swojego portretu, posłuszna sile burzy.

Zostawiwszy Leszka, by dokończył drzemkę, zrozpaczona kobieta wróciła do kuchni i zabrała się do pracy.

Z kranu leciała woda, a jej pomarszczone, chude ręce szybko zmywały naczynia, kładły je na stole i wycierały ręcznikiem. Potem, nie zważając na szalejący za oknem wiatr, Jadwiga wytarła parapety, podlała kwiaty i umyła podłogę w mieszkaniu. Jakoś nie była nawet zmęczona. Zachęcona tym przypływem energii, szybko obrała warzywa i zupa wesoło bulgotała na kuchence. Kobieta nie mogła znaleźć żadnych innych produktów, a tak bardzo chciała usmażyć kotlety dla syna.

– Jutro pójdę do sklepu, kupię trochę mięsa mielonego i zrobię ulubione kotlety Leszka. A dlaczego nie kupię dzisiaj…

Jakby staruszka obudziła się z przypadkowego snu, jej umysł kipiał od myśli, a lista rzeczy do zrobienia pojawiała się jedna po drugiej. Portret natomiast wpatrywał się pustym wzrokiem w śpiącego mężczyznę.

Jadwiga przypomniała sobie, że w kredensie na dolnej półce leżał nowy obrus. Kupiła go dawno temu, oszczędzała, myśląc, że posłuży do udekorowania stołu weselnego jej syna i jego narzeczonej. Ale Leszek nigdy nie wziął ślubu. Zdaniem matki, roztargniony syn wybierał sobie jakieś dziwne dziewczyny, chodził z nimi, a potem je zostawiał. Matka beształa go, apelowała do sumienia, ale syn był nieugięty.

– Nie spotkałem tej jedynej! – mówił i szedł na kolejną randkę.

Teraz Jadwiga po prostu położyła nowy obrus na kuchennym stole, nie marząc już o weselu syna.

Naczynia były umyte, zupa ugotowana, kuchnia lśniła czystością, czego brakowało?

Kobieta grzebała w kuchennych szafkach i w końcu znalazła to, czego tak pilnie szukała. Na stole stał gliniany czajniczek w kształcie koguta z różnokolorowym ogonem.

– Dlaczego znowu to ukrył? Taki piękny! – kobieta z miłością głaskała gliniane naczynie.

Leszek odłożył go celowo. Nienawidził tego, z jego punktu widzenia, brzydkiego, krzykliwego czajniczka, sprezentowanego przez dalekich krewnych na urodziny matki. Gdy tylko Jadwiga odeszła, syn natychmiast wymienił czajniczek, ale nie odważył się wyrzucić starego.

Jadwiga powąchała napar w dużym żelaznym słoju, skinęła głową z aprobatą i wrzuciła kilka szczypt herbaty. Nalawszy do niego wrzątku, odłożyła pokrywkę i grzebiąc w szafce, wyjęła podgrzewacz do czajnika. W grubej, syntetycznej spódnicy i bluzce z falbanami, spojrzała na swoje dzieło niebieskimi oczami i uśmiechnęła się.

– No, no, wszystko znów jest na swoim miejscu! – poprawiła spódnicę i zaczesała ręką włosy. – Leszek znów wymknął się spod kontroli! Takie potrzebne rzeczy chował w najdalszym kącie…

Tego czajniczka jak czule nazywała go matka, Weronika również nie lubiła. Nie będąc szczególnym koneserem herbaty, kobieta nie wyjmowała go z szuflady, aby nie narobić sobie wstydu przed przyjaciółmi.

A teraz czajniczek znów patrzył na świat swoimi pomalowanymi oczami i uśmiechał się…

Burza za oknem ustępowała. Wiatr zdążył już rozproszyć chmury, ukazując światu jasne, odległe gwiazdy.

Jadwiga postanowiła, gdy Leszek jeszcze spał, uporządkować przedpokój. Zrobiła małe kroki w dół korytarza i już miała zapalić światło przy drzwiach wejściowych, ale natychmiast rozpłynęła się w powietrzu. Portret znów był wypełniony. Surowa kobieta spoglądała na śpiącego syna.

Leszek obudził się dopiero nad ranem. Przez otwarte okno wleciał chłód. Mężczyzna zadrżał, gęsia skórka spłynęła po jego ciele, wstał i nagle poczuł zapach gotowanej zupy. Brwi kawalera powędrowały w górę ze zdziwienia, a on sam pospiesznie ruszył do kuchni i zamarł. Czystość, garnek na kuchence, nowy obrus na stole!

– Weronika, wróciłaś? Och, kochanie! – krzyknął Leszek i obszedł mieszkanie dookoła szukając ukochanej, której nigdzie nie było.

– O co chodzi? – Leszek znów wrócił do kuchni i właśnie wtedy zauważył znienawidzony czajniczek siedzący dumnie na stole.

Leszek nie wierzył w mistycyzm, wszystkie opowieści o zmarłych i wędrujących duszach uważał za bajki, ale teraz nawet on pomyślał, że w jakiś sposób jego matka tu była. Nikt oprócz niej nie lubił tych rzeczy.

– Synu! Musisz być bardziej ostrożny! – usłyszał jej surowy głos w głowie.

Leszek, dotknąwszy czajnika i poczuwszy, że jest jeszcze gorący, odwrócił się i pobiegł do portretu. Wydawało mu się, że namalowana kobieta siedzi nieco inaczej, a na jej nadgarstku, lekko zasłoniętym rękawem, błyszczał zegarek mężczyzny.

Leszek przyjrzał się uważnie, po czym sięgnął na półkę, na której zawsze zostawiał zegarek, gdy wracał z pracy. Półka była pusta…

Usiadł na kanapie, czując nadchodzącą senność.

I wtedy drzwi wejściowe się otworzyły, a na progu stanęła Weronika.

Powoli weszła do mieszkania i zatrzymała się, patrząc na siedzącego w salonie mężczyznę.

– Tęskniłam za Tobą – powiedziała szeptem, chcąc nadrobić zaległości. – Przyniosłam Ci kilka kotletów.

Podczas gdy Leszek cieszył się ze swojego szczęścia, ona poszła do kuchni, ale szybko wróciła, przewracając oczami.

– O co w tym wszystkim chodzi? Dopiero co zerwaliśmy, a Ty już znalazłeś sobie kogoś innego? Czy ona teraz robi Ci zupę?

– Weroniczko, Ty to wszystko źle zrozumiałaś, to jest… – Leszek próbował coś wyjaśnić, ale nie mógł powiedzieć, że duch jego matki przychodził w nocy do jego kuchni.

Nie, to ja mam rację! Nie powinnam była tutaj wracać! – chwyciła swoją torbę i wybiegła po schodach.

– Weronika, czekaj! Weronika! – krzyknął za nią Leszek, przeskakując po dwa stopnie. – To… To ja! Chciałam zrobić Ci niespodziankę! Nawet zaparzyłem herbatę…!

Uciekinierka gwałtownie się zatrzymała. Leszek nigdy wcześniej nie troszczył się o nią tak bardzo, a teraz wszystko zaaranżował!

– To jest miłość! – zwycięskie słowa rozbrzmiewały w jej sercu. – To jest prawdziwa miłość!

– Och, mamo, mamo! Dlaczego nie siedzisz spokojnie! – odbiło się echem w sercu mężczyzny.

Dziesięć minut później para siedziała już w kuchni, popijając mocną, aromatyczną herbatę. Weronika promieniała szczęściem, a jej wybranek nie mógł się nadziwić, patrząc na nowy „weselny” obrus.

Do dzisiejszego ranka nie planował ślubu, ale letnia burza sprawiła, że jego poglądy na przyszłość uległy korekcie. Może warto było zaryzykować…?

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Twoja Strona
Jadwiga zmienia wszystko. Historia.