Jedziemy na urlop na wieś. Zmęczyło mnie morze i plaże, chcę po prostu zwykłego odpoczynku. Poza tym, jeszcze nigdy nie byłem na prawdziwym wędkowaniu – powiedziałem mojej żonie.

Chodź z nami na ryby – krzyknął mi do ucha wujek Wojciech. – Obiecuję, że nie będziesz żałował!  Ostatniej nocy mieliśmy udane łowy, szczupaki były ogromne! 

W jego głosie był taki entuzjazm, który docierał nawet na odległość.

– Zgadzam się, jedziemy na wakacje na wieś – powiedziałem do swojej żony. – Wy będziecie spędzać czas na plaży, a ja chcę być po prostu szczęśliwy na wsi. Nigdy nie byłem na prawdziwej wyprawie wędkarskiej.

– Dobrze, że przyjechaliście – wujek Wojciech zatarł ręce. – Dziś odpoczniecie, a jutro pojedziemy na ryby. Nie jest daleko – tylko 20 km! O czwartej wstaniemy i pojedziemy.

– A co ze mną? Ja też chcę! Zabierzcie mnie na ryby! – nawet Marysia była chętna, pewnie też chciała potrzymać gigantycznego szczupaka w ręce.

Zebraliśmy cztery rodziny. Jechaliśmy w trzech różnych samochodach, a ja we własnym fiacie. Wziąłem największą wędkę i włożyłem ją do bagażnika.

Około godziny 7.00 byliśmy już na miejscu. Połowy jednak nie szły nam tak dobrze, jak ostatnio. Nieważne jak bardzo wszyscy by się starali, nie mieliśmy dobrej przynęty, więc żaden szczupak nie dał nam się złowić. Na naszym koncie były tylko dwie małe rybki i to wszystko. Wszyscy byli zdenerwowani, nawet bałem się na nich patrzeć. Nastroje wszystkich spadły do zera.

A ja, co zrozumiałe, nic nie mówiłem, bo każdy mój gest w tym temacie był jak cios w głowę. Nie wytrzymałem i postanowiłem udać się do najbliższej wioski. Czy to możliwe, że jestem tak niegodny zaufania? Zniknę z horyzontu i od razu złowią coś dużego!

– Kupię coś do jedzenia – powiedziałem. – Przyniosę nam też coś mocnego na podniesienie ducha.

Pojechałem więc razem ze Stasiem, moim synem, a kobiety i dzieci kąpały się w rzece, nie chciały się nudzić.

Udaliśmy się w stronę centrum wioski, ale niedawno była tam stłuczka i na środku drogi utworzył się ogromny korek.

Właściciele samochodów zobaczyli mnie i krzyczeli:

– Kolego, wyciągnij nas – wołało do mnie kilka głosów.

Cóż, złotą zasadą na drodze jest to, że jeśli pomogłeś komuś, ktoś jest zobowiązany do pomocy tobie. I tak oto przypomniałem sobie, że zapomniałem zabrać ze sobą portfel.

– O mój Boże – mówię. – Staś, no to mamy problem. Dobra, musimy im pomóc.

Wziąłem linę, wyciągnąłem pierwszego. Z podekscytowaniem otworzył bagażnik i powiedział: „Wybieraj!”. A tam, mój Boże: wielki, wielki szczupak. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Złapał kilka ryb i wrzucił je do bagażnika. Jak się okazało, mężczyzna pracuje w gospodarstwie rybnym, które znajduje się w tej miejscowości.

Potem zobaczyłem pozostałych dwóch. I to z tej samej hodowli – jeden z nich dał mi dwa woreczki dobrego sandacza, a drugi – kilka innych ryb. Jak można nie wierzyć we wzajemną pomoc?

Mieliśmy szczęście – zachwycił się Staś, siadając na pierwszym siedzeniu i zacierając ręce, jakby po złowieniu ryby. 

Kiedy wróciliśmy, zawołałem resztę rodziny i znajomych do samochodu i otworzyłem bagażnik, a oni osunęli się na ziemię. Przecież żona już się załamała, że pojechaliśmy bez pieniędzy. Nie mogłem im powiedzieć, że kupiłem tę rybę, to było niemożliwe.

Nie było większej radości dla Stasia, niż patrzeć, jak go dopingują. Jego dziecięcy śmiech dźwięczał nam w uszach:

– Mówiłem Ci, mówiłem Ci, że uda mi się złowić!

– Jestem z Ciebie dumny – powiedział wujek Wojciech i dotknął jego ucha. – Nie na darmo zabraliśmy Cię na ryby.

Zapraszamy do obejrzenia filmu

 

Oceń artykuł
Twoja Strona
Jedziemy na urlop na wieś. Zmęczyło mnie morze i plaże, chcę po prostu zwykłego odpoczynku. Poza tym, jeszcze nigdy nie byłem na prawdziwym wędkowaniu – powiedziałem mojej żonie.