Klient przyszedł do mnie do domu po monety i zdecydował się na „darmową” herbatę i babeczki.

Byłem po nocnej zmianie. Powiedziałem żonie, że idę spać i pokazałem jej monety w worku, po które powinni wkrótce przyjść. Monety miała przekazać kupcowi, a pieniądze od niego odebrać.

Śpię. Przez sen słyszę, że ktoś wchodzi. Pomyślałem sobie: „kupiec” i przewróciłem się na drugi bok.

Po jakimś czasie budzi mnie żona. Nie jestem zadowolony:

– O co chodzi?

Żona:

– Twój kupiec wciąż tu jest.

Ja:

– Co masz na myśli? Która jest godzina?

Żona:

– Nie jest sam. Przyszedł z jakąś kobietą. A teraz siedzą w kuchni i piją herbatę… A ja muszę już iść do przychodni!

Ja:

– Jaką herbatę? Dlaczego oni są w kuchni?

Żona:

– Przyjechali. Kobieta mówi tak: „Na dworze jest tak gorąco. Czy możemy dostać trochę wody?”. Wysłałam ich do kuchni. I znowu tam zaczęła: „O, tak napiłabym się herbaty”. Nalałam im tej herbaty. I siedzą od pół godziny „pijąc herbatę”. Przy okazji, nadal nie zapłacili za monety.

Ja:

– Dobrze. Idź do przychodni. Sam się nimi zajmę.

Idę do kuchni. Toczy się ożywiona rozmowa. Rozmawiają o jakimś Witku, który był pijany jak bestia na grillu.

Ja:

– Witam!

Oni:

– Witamy!

I odwrócili się, by rozmawiać na własne tematy.

Patrzę, a na stole leży sterta papierowych foremek po muffinkach, które kupiłem w drodze do domu. Zjedli ich cały kilogram!

I sami wyciągnęli z szafki tabliczkę czekolady.

Poszedłem do swojego pokoju. Siedzę i myślę. Co to jest? Bezczelność? Głupota? A może to jakiś żart?

Nawet nie myślą o wyjściu.

Dziesięć minut później idę do ich kuchni:

– Co tutaj się dzieje? Jesteś tu dla monet czy dla kawiarni?

Klient:

– O! To prawda! Przepraszam. Właśnie wychodziliśmy. Zagubiliśmy się w czasie i przestrzeni.

Kobieta chichocze bezczelnie.

Ponownie kupujący:

– Ile jestem Ci winien za te monety?

Ja:

– 200 złotych.

Kupujący:

– Monety są warte 140 zł. Sam mi to powiedziałeś przez telefon.

Ja:

– Tak jest! Plus 50 zł za kilogram muffinek i tabliczkę czekolady. Herbata za darmo – firma płaci!

Widzę, że oboje nie są zadowoleni. Usta mają zaciśnięte i wyglądają na rozzłoszczonych.

Kupujący wyciąga 200 zł.

– Zatrzymaj resztę!

Ja:

– Tak jest! Napiwki w kawiarni są mile widziane!

Kupujący i jego kobieta odwracają się i wychodzą. Trzaskają drzwiami.

Stałem tam i myślałem: „Czy dobrze zrobiłem, wyrzucając ich z domu?” Straciłem w nim klienta.

Co byście zrobili, Drodzy Czytelnicy?

Tutaj nie wiem… Może to był tylko sen?

Oceń artykuł
Twoja Strona
Klient przyszedł do mnie do domu po monety i zdecydował się na „darmową” herbatę i babeczki.