Tak się składa, że zarówno mama, jak i obie siostry mojego małżonka mieszkają w małym miasteczku.
Nie mogę ich nazwać nierobami – pracują na stałe, tylko pensje mają groszowe. Mówią, że w ich mieście trudno jest dostać „prawdziwe pieniądze” i cieszą się z tego, co jest.
Kiedyś po prostu narzekały na życie. Nie docierały do mnie takie aluzje i dobrodusznie oferowałam pomoc w znalezieniu pracy w naszym mieście albo po prostu współczułam… i nie rozumiałam, dlaczego po moich słowach patrzyły na mnie tak urażone.
W końcu jego mama po raz pierwszy pożyczyła od nas 20 tysięcy – na remont. Powiedziała, że bojler się zepsuł w łazience i musi to pilnie naprawić. Od razu nowe kafelki położy, skoro stare i tak trzeba rozbić i drobne meble wymieni.
Podkreśliła też, że to właśnie pożyczka i że po pierwszej wypłacie wszystko zwróci. Chociaż jej pensja jest znacznie mniejsza niż ta pożyczka. Mąż chętnie zrobił przelew — jak nie pomóc matce?
Potem posypały się prośby od sióstr. Pożycz na buty dla juniora… na kurtkę dla starszej. Na opłaty do szkoły. Na wyprawkę szkolną. Na to, na tamto…
Część z tych pieniędzy została nam nawet zwrócona, ale z dużym opóźnieniem i tylko niewielki procent kwoty. I za każdym razem – z taką miną, jakbyśmy z nich szczypcami wyrywali te pieniądze…
Ale przepraszam! Oboje z mężem pracujemy do późna! Tak, mieszkamy w dużym mieście i mamy „więcej możliwości”. Ale żeby dojść do takiego poziomu oboje zaczęliśmy od zera: wędrowaliśmy po wynajętych mieszkaniach, oszczędzaliśmy nawet na jakości makaronu, aby kupić swoje mieszkanie, robiliśmy karierę, wychodząc do pracy nawet w weekendy…
Cóż, dobra, jego mama, to już starsza kobieta — ale w czym siostry są gorsze ode mnie? Nieraz oferowałam im pomoc. Mogli do nas przyjechać, miesiąc – dwa pomieszkać w naszym mieszkaniu, znaleźć normalną pracę, a potem ściągnąć rodzinę.
Poza tym obie mają mężów… i troje dzieci. Po co tyle rodzić, jeśli nie masz za co ich ubrać? Kiedy siostry męża zachodziły w ciąże, nie pytały o naszą radę. A teraz po ich postawie widzę – uważają, że jesteśmy im „winni”, ponieważ mieszkamy w mieście,” jemy w restauracjach ” i dostajemy więcej.
Ale nie dostajemy, zarabiamy! Często siedzimy w biurze do siódmej, do ósmej wieczorem, gdy one są już o piątej w domu! Gdzie jest sprawiedliwość?
Pewnego razu już nie wytrzymałam i powiedziałem mężowi: nie pożyczaj im więcej, dopóki nie oddadzą starych długów. Mamie – dobrze, wybaczamy! Ale siostry są dorosłymi kobietami. Niech szukają innej pracy lub „pożyczą ” od swoich mężów!
Przede wszystkim mamy syna! Zepsuł mu się laptop i nie mamy pieniędzy na nowy, ponieważ całe nasze oszczędności poszły na te pożyczki! A gdyby mi je teraz zwrócili, kupiłabym synowi dobry sprzęt. Ale nie zwracają i trzeba babrać się w kredytach, przepłacać bankowi duże odsetki. Po co naszej rodzinie ta działalność charytatywna?
Najprawdopodobniej mąż bał się z nimi porozmawiać, ponieważ przedwczoraj dzwoni do mnie jego starsza siostra i znów spokojnie prosi o pieniądze. Odpowiedziałam, że teraz nie mamy ani grosza, a ona „to pożyczcie gdzieś, naprawdę potrzebujemy!”
Powiedzieć, że byłam zszokowana tą prośbą, to nic nie powiedzieć. Powstrzymywałam się z ostatnich sił, żeby jej nie wyłożyć wszystkiego co myślę. Zapytałam tylko, czy jeśli pożyczę jej pieniądze, napisze mi pokwitowanie i potwierdzi je u notariusza. Krewna obraziła się i rzuciła słuchawkę. Baba z wozu koniom lżej!
Jednak potem zadzwoniła teściowa. Już nie do mnie, ale do swojego syna. I płacze do słuchawki – mówi, że jego żona skrzywdziła jej dziecinkę. Najlepszy przyjaciel zaprosił dziecinę na ślub, ale nie ma co założyć. Przez „chciwą synową” córeczka będzie musiała iść na wesele w starej sukience…
Musiałem zapytać współmałżonka, mimo że zarabiam prawie na równi z nim, kiedy ostatnio kupowałam sobie nową sukienkę albo robiłam sobie paznokcie lub brwi w salonie, jak inne dziewczyny w mojej pracy. Teraz chodzi i milczy.
Czyż nie mam racji? Dlaczego miałabym odejmować sobie i swojej rodzinie chleb od ust, a oni dalej będą bezceremonialnie wyciągać z nas pieniądze? Zwłaszcza, że rodzina powinna mieć „poduszkę finansową”. A jeśli ktoś z nas zachoruje? Kto nam później pomoże? Siostry? Nie rozśmieszaj mnie!
A gdyby jeszcze na leczenie prosili… bo na sukienkę! Zupełnie już zbezczelnieli…