Lokator

Aleksandra po śmierci męża mieszkała sama. Od dwóch lat wynajmowała wolny pokój. Jej ostatnim lokatorem okazał się być szczupły, wysoki mężczyzna. Był bardzo cichy i nierozmowny. Kiedy wracał do domu, jeśli widział swoją współlokatorkę, kiwał tylko głową i szedł do swojego pokoju.

Żył w ten sposób przez prawie pięć miesięcy. Potem powiedział, że wyjeżdża na długo. Cóż, Aleksandra nie dbała o to. Zapłacił roczny czynsz z góry. Jeśli chce iść, niech idzie.

Pewnego popołudnia Aleksandra usłyszała jakiś szelest dochodzący z tego samego pokoju. „Ach, wrócił lokator” – pomyślała kobieta.

Cały dzień sprzątała mieszkanie, ale sąsiad nadal nie wychodził ze swojego pokoju. Nie wiedząc dlaczego, zapukała. Ale usłyszała tylko ciszę.

Następnej nocy Aleksandra nie mogła spać, bo w tym pokoju, gdzie mieszkał sąsiad, słychać było jakieś dźwięki. Raz po raz rozlegały się stuki, czasem jęki. A potem był nawet rozdzierający serce krzyk.

Sfrustrowana porankiem Aleksandra skierowała się w stronę drzwi do pokoju lokatora. „Nawet jeśli śpi, to go obudzę” – powiedziała do siebie.

Kobieta zaczęła dobijać się do drzwi:

– Jesteś tam? Otwórz – w odpowiedzi zapadła tylko cisza.

Wtedy, nie mogąc dłużej wytrzymać, Aleksandra wykonała desperacki krok. Wzięła swój powielony klucz i otworzyła drzwi. W pokoju nie było nikogo. Łóżko było starannie pościelone. Wszystko było czyste. Kobieta uznała, że jej sąsiad wyszedł wczesnym rankiem.

Ciekawość wzięła górę i Aleksandra postanowiła rozejrzeć się trochę po pokoju. Na stole leżały jakieś papiery. Było tam nawet coś w rodzaju notatnika. Kobieta otworzyła go. Ostatnimi zapisanymi informacjami były numery telefonów do lekarzy, jakieś notatki o terminach wizyt itp. Wtedy Aleksandra uświadomiła sobie, że w ogóle nic nie wie o tym człowieku. „A więc jest lekarzem” – pomyślała sobie.

Aleksandra zadzwoniła pod pierwszy numer w książce adresowej, który był oznaczony jako Igor D.

– Witam. Słucham Cię.

Kobieta wyjaśniła, że pewien mężczyzna wynajmuje pokój w jej domu i znalazła ten numer w jego notesie. Sama nie mogła się do niego dodzwonić, gdyż przez kilka dni nie odbierał telefonu komórkowego.

Następnie Aleksandra usłyszała coś strasznego. Jej lokator był bardzo chory i już od pięciu dni nie żył. Zmarł w szpitalu, do którego trafił tego samego dnia, w którym powiedział jej, że wyjeżdża na jakiś czas. Żadna rodzina nie zdołała go odnaleźć. Widać, był samotny.

Gdy odłożyła słuchawkę, jedynym pytaniem w głowie kobiety było: „To kto wydawał te wszystkie odgłosy w pokoju?”.

Oceń artykuł
Twoja Strona
Lokator