Mamusiu, zamarzły mi rączki

Stara kobieta Pelagia szła ścieżką z opuszczoną głową. Odnosiło się wrażenie, że chciała zwinąć się w kłębek, by pozostać niezauważoną.

Kobieta jakby bała się ludzi, rozglądała się po bokach jak zranione zwierzę.

– Dzień dobry! – cicho przywitała się Małgorzata Lubosz. Młoda kobieta stała przy bramie i obserwowała starą sąsiadkę.

Pelagia obrzuciła ją złym spojrzeniem i poszła jeszcze szybciej. ” Dlaczego jest taka dziwna? Całe życie żyje samotnie, nie przyjaźni się z nikim w wiosce, a ludzie traktują ją jak powietrze. Boją się jej czy co? „- zastanawiała się kobieta.

Z domu dobiegł płacz dziecka, który wyprowadził Małgorzatę z otępienia.

– Gośka, co stoisz tam jak słup? Grzesiek się obudził, nie słyszysz?! – krzyknęła matka.

– Biegnę, mamo, biegnę…

Kobieta nakarmiła dziecko i położyła je w wózku.

– Mamo, dlaczego nasza sąsiadka jest taka? – postanowiła zapytać matkę. Dziwna czy odrzucona przez ludzi? Nigdy nie miała dzieci? Dlaczego ona jest sama?

– Gośka, zajmij się dziećmi! To lepsze niż zajmowanie się bzdurami! – kobieta się wkurzyła.

– Żal mi jej… jest samotna i bardzo nieszczęśliwa. Wyobraź sobie, że człowiek nie ma z kim porozmawiać!

– Lepiej byś siebie pożałowała! Zostałaś sama z trójką dzieci w na wpół zniszczonej chacie. Gdzie jest ten Twój przystojniaczek? Ostrzegałam Cię, nie wychodź za Antka! W końcu wszyscy wiedzą, że to niebieski ptak!

– Mamo, kochałam go bardzo…

– Kochałam! On sobie spokojnie uciekł, zostawiając Cię z dziećmi. Jak dalej będziesz żyć? Czym nakarmisz chłopców? Przecież nie jestem wieczna! Nie zawsze będę w pobliżu… – płakała Marianna.

– Mamo, nie denerwuj się! Jakoś przeżyjemy! Najważniejsze, że jesteśmy zdrowe – Małgorzata starała się uspokoić mamę.

– Nie można być tak naiwnym i miłym! Jutro nie będziesz miała nic do jedzenia dla dzieci, a Ty martwisz się o Pelagię!

Gosia była taka od dzieciństwa. Potrafiła cieszyć się życiem i to bez żadnego powodu. Dziewczyna była bardzo naiwna, bezwarunkowo ufała wszystkim, z czego sporzystał lokalny lowelas, Antek.

Namieszał dziewczynie w głowie i ożenił się z nią. Cztery lata później uciekł ze wsi, pozostawiając żonę i trzech synów na pastwę losu. Gosia mieszka ze starszą matką. Żyją bardzo biednie, praktycznie w ubóstwie…

Nadeszła zima. To był dla nich najtrudniejszy czas. Dach domu jest zupełnie nieszczelny, wszędzie w nim były dziury. Trzeba było ogrzewać dom piecem przez całą dobę, aby utrzymać w nim ciepło. Na nieszczęście Marianna zaczęła jeszcze chorować.

Kiedyś Małgorzata pobiegła do sklepu po cukier i przypomniała sobie, że dawno nie widziała sąsiadki. ” Czy coś się jej stało? „- przestraszonadziewczyna i postanowiła do niej wstąpić.

Pelagia otworzyła drzwi i była zaskoczona, widząc niespodziewanego gościa na progu.

– To Ty? Czego chcesz ? – burknęła szorstkim głosem.

– Proszę nie być na mnie złą, po prostu nie widziałam Pani od dłuższego czasu, więc byłam niespokojna. Swoją drogą, idę do sklepu, może trzeba coś kupić? – zapytała Gosia.

Jej słoneczny uśmiech promieniował spokojem i życzliwością, a serce staruszki ustąpiło.

– Kup mi mąkę i olej słonecznikowy. Ja po takim śniegu nie dojdę do sklepu… – powiedziała Pelagia.

– Robi się! – Z jakiegoś powodu dziewczyna się ucieszyła – Zaraz wrócę!

Miesiąc później Gosia zaczęła mieć ciężkie chwile w życiu. Jej matka odeszła, a młoda kobieta została sama z dziećmi. Od intensywnych opadów śniegu dach prawie się zapadł, w domu było bardzo zimno i wilgotno. Jedzenie się skończyło i nie było już pieniędzy – wcześniej cała rodzina żyła z emerytury starej matki…

– Mamusiu, rączki mi zamarzły – skarżył się czteroletni synek.

– Synu, zaraz założę ci kolejną bluzkę. Połóż się w łóżeczku, owinę Cię w koc – westchnęła ciężko kobieta.

– Nie będziemy jeść juź więcej dzisiaj?  – spytał cicho chłopiec.

– Andrzejku, jesteś głodny? Mamy dwie kromki chleba, zaraz przyniosę… Jutro może trochę ziemniaków wyproszę u cioci Renaty…

Gosia dała synowi chleb i wlała do kubka gorącej wody. Z rozpaczy kobieta rozpłakała się. Zdawała sobie sprawę, że nie może zimować z dziećmi w tym domu. Trzeba było pilnie iść do pracy, ale dzieci nie miały z kim zostawić. Totalna beznadzieja…

Nagle rozległo się niespodziewane pukanie do drzwi. Na progu stała Pelagia…

– To Pani? Proszę wejść! – Zdziwiła się kobieta.

– Cześć! Dawno mnie nie odwiedziłaś. Wszystko w porządku? – zapytała staruszka.

Gosia spojrzała na nią i rozpłakała się.

– Źle, jest bardzo źle! Dach przecieka, wieje ze wszystkich stron, nie mam też czym nakarmić dzieci. Pelagia spojrzała na wygląd domu i zmarszczyła brwi.

– Pakuj dzieci! U mnie zamieszkacie do wiosny!  – zdecydowała staruszka.

Małgorzata była zadowolona, chociaż nie spodziewała się tego po sąsiadce. Po godzinie dzieci spały na ciepłym piecu, a Gosia i Pelagia piły herbatę.

– Dziękuję! Jest Pani po prostu naszym zbawicielem, nawet nie wiem, jak mogę podziękować… – powiedziała podekscytowana Gosia.

– Nie jesteśmy w końcu obcymi ludźmi, a krewnymi…

– Jak to krewnymi? – zdziwiła się kobieta.

– Jestem Twoją ciotką! Wiesz, kiedy przyszłaś do mnie, aby dowiedzieć się, czy wszystko jest ze mną w porządku, od razu wiedziałam, że nie jesteś taka jak Twoja matka i cała reszta… jesteś Gosiu zupełnie inna. Czas powiedzieć Ci całą prawdę. Trzymałam tę tajemnicę przez dziesiątki lat, ale teraz, gdy nie ma już Twojej matki, nadszedł czas, aby wtajemniczyć Cię w nasze rodzinne relacje.

Pelagia zamilkła, wspominając przeszłość. W oczach staruszki zalśniły łzy. Gosia patrzyła na nią nie zdając sobie sprawy, czy staruszka mówi prawdę, czy może coś sobie uroiła… Wtedy jeszcze nie wiedziała, że za miesiąc jej życie zmieni się na lepsze…

– Nasza rodzina należała kiedyś do bogatego rodu właścicieli ziemskich. Ta wioska i pobliskie ziemie były nasze. Nasz przodek był jednym z bogatszych ludzi w okolicy. Miał podporządkowanych pod sobą kilkuset chłopów – zaczęła swoją historię Pelagia.

Gosia z zachwytem słuchała rozchylając usta ze zdziwienia. Według relacji Pelagii ich rodzina miała dwoje rodzeństwa. Jeden z nich, Emil, był inteligentny i wykształcony, a drugi, Mikołaj, prowadził szalone życie, przepuszczając pieniądze ojca, właściciela ziemskiego, na prawo i lewo.

Szlachetny właściciel miał dość wybryków drugiego syna, więc wyrzucił go z domu, pozostawiając z niczym. Cały swój majątek staruszek zostawił najstarszemu synowi. Między rodzeństwem rozpoczęła się krwawa wrogość.

W czasie antyszlacheckich powstań Mikołaj wstąpił do takiej grupy, a pierwszą rzeczą, na której położył swoje łapy, był majątek brata. Oczywiście Emil został z niczym i musiał uciekać. Jego żonie Ewelinie także udało się uciec z dziećmi przed rozwścieczonymi chłopami.

Po tym, jak wszystko się uspokoiło Ewelina wróciła do rodzinnej wioski, mając nadzieję, że Emil wróci do swojej rodziny, ale wszystkie nadzieje młodej kobiety poszły na marne – nie widziała już więcej swojego męża.

Jego rodzony brat był z siebie bardzo dumny i cieszył się, że spotkał się z Emilem i jego rodziną. Mikołaj zbudował dom obok nieszczęśliwej kobiety i szydził z niej przez całe życie.

– Więc ta Ewelina jest moją prababką! – dokończyła swoją przerażającą opowieść Pelagia.

– A Mikołaj to mój prapradziadek, dobrze zrozumiałam? – zapytała Gosia.

– Zgadza się! Ewelina w swoim czasie przeklęła Mikołaja i cały jego ród, a także mieszkańców wsi, którzy splądrowali ich dobro.

– Z tego powodu nikt nie rozmawia z Tobą na wsi?

– Tak, ale czemu ja jestem im winna? Bo byli bogaci? Moja rodzina nikomu nie wyrządziła krzywdy… a oni im coś takiego zrobili, za co – nie rozumiem! Ty, Gosiu, wyglądasz jak Ewelina. Od razu wiedziałam, że jesteś miłą i uczciwą osobą – płakała Pelagia.

– Nie płacz! Teraz najważniejsze, że się poznałyśmy. Nie zostawię Cię ciociu, nie mam już innej rodziny. Będziemy się trzymać razem… – uśmiechnęła się Gosia.

– To nie wszystko. Myślałam, że zabiorę tę tajemnicę ze sobą do grobu, ale widzę, że jest Ci bardzo ciężko z dziećmi. Jestem bogata, Małgosiu! Bardzo bogata! – zdradziła dziewczynie Pelagia.

– Ciociu, pewnie coś mylisz… – powiedziała delikatnie kobieta.

– Nie ma mowy o pomyłce. W tamtym czasie Ewelinie udało się uratować rodzinne klejnoty i kilka sztabek złota, to wszystko jest zakopane w moim ogrodzie. Myślę, że nadszedł czas, aby je odkopać… ja nie potrzebuję tylu pieniędzy, a dla Ciebie będzie to w sam raz!

Tej nocy Gosia jak nigdy nie mogła zasnąć, była zaskoczona opowieścią ciotki. Nie sądziła, że jej rodzina ukrywa tak okrutne tajemnice. Teraz zrozumiała, dlaczego matka nie powiedziała jej nic o Pelagii, a tylko była zła, gdy córka zaczęła pytać o tę starą kobietę.

Następnego dnia Pelagia długo kopała w ogrodzie.

– Uff, ledwo znalazłam! Dobrze, że odwilż się zaczęła, inaczej nigdy bym tego nie wykopała…

Stara kobieta położyła na stole małe pudełko owinięte w szmaty i ceratę.

– To są Twoje skarby? – spytała Gosia.

– Teraz są Twoje. Zamknij drzwi, żeby nikt nie wszedł! – Pelagia szepnęła, odwijając szkatułkę.

Takich piękności Gosia nigdy nie widziała. Kobieta zdrętwiała z zachwytu na widok rodzinnego bogactwa. W skrzyneczce były ozdoby i kilka sztabek złota.

– Co za piękności! Myślałam, że tak się dzieje tylko w bajkach! – cieszyła się Małgosia.

– Przekazuję Ci to wszystko ze spokojem! – powiedziała Pelagia – Złoto możesz sprzedać, pieniędzy wystarczy na nowy dom i wygodne życie, a biżuterię zachowaj dla siebie… to wciąż pamiątka po naszych przodkach! – staruszka zapłakała.

– Dobrze, zrobię wszystko tak, jak powiedziałaś!

– Możesz jutro pojechać do miasta. Podam Ci adres starego jubilera, sprawdzonego człowieka. Pewnego dnia musiałam się z nim skontaktować, on kupi od Ciebie sztabki. Będziesz mogła żyć dzięki temu z dziećmi w solidnym domu, a nie w ruinie. Mój trzyma się dobrze, ale jest za mały dla Twojej rodziny.

Gosia zrobiła wszystko, jak powiedziała Pelagia. Oczywiście kobieta bała się, jak poradzi sobie z takimi pieniędzmi, ale nie było innego wyjścia, nie ma pomocników.

Sprzedając sztabki złota, Gosia uzyskała pieniądze na dobry dom w sąsiedniej wsi, która była znacznie większa od jej rodzinnej wioski i miała rozwiniętą infrastrukturę. Tutaj wszystko było pod nosem: szkoła, żłobek, przychodnia, sklep i poczta.

Kobieta była w dobrym nastroju. Pakowała się, nucąc pod nosem wesołą piosenkę, Pelagia siedziała przy piecu. Stara kobieta była cicha i smutna.

– Ciociu, dlaczego siedzisz taka przygnębiona? Proszę się pakować, bo wkrótce samochód przyjedzie po nas – ćwierkała wesoło Małgosia.

– Pomóc Wam ? – zapytała zmieszana Pelagia.

– Nie, ja już wszystko zebrałam. Zabierasz swoje rzeczy czy jedziesz w jednej sukience? – zapytała młoda kobieta.

– Zabierasz mnie ze sobą? – zdziwiła się stara kobieta.

– No a co Mmślałaś, że zostawię Cię samą? – zdziwiła się kobieta – Nigdzie nie pojadę bez Ciebie!

– Dziękuję Gosiu, dziękuję kochanie! Nie marzyłam nawet o tym, że na starość będę miała takie szczęście, że będę miała rodzinę – Pelagia otarła łzę i zaczęła pakować swój dobytek.

Oceń artykuł
Twoja Strona
Mamusiu, zamarzły mi rączki