Męska przyjaźń – historia.

Zjazd był zwykle ogłaszany telefonicznie. Byli przewodniczący klasowi dzwonili do swoich znajomych, a oni do innych znajomych. Najpewniejszym sposobem na zebranie wszystkich w murach rodzimej szkoły była poczta pantoflowa.

– Hej, Grzegorz. W piątek, jak zwykle, odbędzie się zjazd. Idziesz? – Asia, przewodnicząca klasy, znała jeszcze wszystkie numery kolegów.

– Tak, miałem taki zamiar – Grzegorz jechał starym Renault po ruchliwej ulicy miasta, słuchając wiadomości, kiedy zadzwoniła do niego Asia.

– Dobra, to o 19:00 przed szkołą. Powiedz swoim przyjaciołom: Wiktorowi, Bartkowi i Karolowi, dobrze?

– Oczywiście!

Grzegorz uśmiechnął się marzycielsko. Uwielbiał te spotkania. Ludzie się zmieniali, każdy miał swoją historię do opowiedzenia. A wspominanie lat szkolnych, gdy siedział na szerokim parapecie i patrzył, jak słońce chowa się za dachami sąsiednich domów, było zawsze przyjemne.

Mężczyzna poinformował swoich przyjaciół, tak jak obiecał. Wszyscy obiecali, że przyjdą, oprócz Bartka. Zawahał się, mówił jakoś niepewnie. Powiedział, że będzie próbował.

Grzegorz go rozumiał. Trzy miesiące temu przyjacielowi urodziła się córka. Pierwsze dziecko, nieprzespane noce, lęki i obawy… Grzegorz przeszedł przez to już dwa razy, więc nie miał pretensji do przyjaciela.

Goście stopniowo gromadzili się przy wejściu do szkoły. Mężczyźni i kobiety w różnym wieku, różnych zawodów, zamożności i przyzwyczajeń, ponownie dotknęli drewnianych klamek drzwi szkoły i przeobrazili się w jeszcze wczorajszych chłopców i dziewczęta, spieszących się, by zająć miejsca w swojej ulubionej klasie.

Karol, Wiktor i Grzegorz stali na dziedzińcu i patrzyli na asfaltową ścieżkę prowadzącą do bram szkoły. Czekali na Bartka, ale ten się nie pojawił.

– Jesteś pewien, że powiedział, że przyjdzie? – Karol zapytał ponownie.

Wieloletni przyjaciele mieli ostatnio coraz mniejszy kontakt. Każdy z nich miał swoje sprawy, więc zgiełk codzienności oddalił ich od siebie.

– Napisał mi, że jeszcze nie rozmawiał o tym z żoną, ale to było przedwczoraj.

– Oczywiście, ona nie pozwoli mu teraz wyjść. Moja też nie pozwalała mi nigdzie wychodzić, dopóki mój syn nie skończył roku…

Grzegorz westchnął.

– Dobra, idziemy. Może przyjedzie później. Napisałem do niego, ale nie odpowiedział. Nawet nie przeczytał wiadomości! – Wiktor zmarszczył brwi, po czym zerknął na zegarek, dając do zrozumienia, że przemówienie dyrektora zaraz się zacznie.

Przyjaciele spojrzeli na siebie i przytaknęli zgodnie.

Po części oficjalnej, gdy głos zabrała administracja szkoły, byli uczniowie rozeszli się do swoich sal.

Siedzieli i śmiali się. Ale bez Bartka mężczyźni byli jakoś smutni.

– Nie odpowiedział?

– Nie.

– Dzwoniłem, nie odbiera. Może coś się stało.

Wiktor wzruszył ramionami i wziął kolejny kawałek pizzy.

– Chłopaki! A może sami do niego pójdziemy, co? – Karol uśmiechnął się złośliwie.

– O ósmej wieczorem? Zanim tam dotrzemy, będzie już dziewiąta. On ma małe dziecko! – Grzegorz spojrzał surowo na swoich przyjaciół. – Nie mógł, musimy to uszanować. Spotkamy się innym razem.

No dalej! Przywitamy się na chwilę, pozdrowimy od wszystkich i rozejdziemy się, co? Robi się tu nudno! – Wiktor rozejrzał się po swoich kolegach z klasy. – Bez Bartka to już nie to samo…

Długo się spierali, ale potem z jakiegoś powodu Grzegorz się zgodził. On sam nie potrafił później wyjaśnić, co sprawiło, że uległ naciskom przyjaciół.

– Chłopaki, ten blok, prawda? – Wiktor stanął przed wysokim budynkiem i próbował przypomnieć sobie adres. – A może ten obok? Ja nie pamiętam. Kiedy pomagałem im wnosić meble, nie pamiętałem budynku. A było to trzy lata temu.

-Ten, ten, ten. 21 piętro. Tylko domofonu nie pamiętam. Grzegorz, zadzwoń do Bartka, powiedz mu, że jesteśmy na dole, niech otworzy! – Karol pewnie spojrzał w stronę drzwi wejściowych.

– Nie, wtedy nie będzie niespodzianki. Wejdźmy z kimś i już! – Grzegorz rozejrzał się dookoła, mając nadzieję, że ktoś idzie w ich kierunku.

Oczekiwanie nie trwało długo. Z budynku wyszła ładna dziewczyna prowadząca na smyczy młodego amstaffa. Pociągnął ją do przodu tak mocno, że nie zdążyła nawet zobaczyć twarzy wchodzących mężczyzn.

Mężczyźni grzecznie przytrzymali drzwi dziewczynie i wślizgnęli się do środka.

– Witam, kogo szukacie? – starsza kobieta wyjrzała z okienka portierni i rzuciła gościom surowe spojrzenie. – Które mieszkanie o tak późnej porze?

– Och! Jak dobrze, że Panią widzę! – Karol uśmiechnął się. Był specjalistą ds. public relations w firmie. – Przyszliśmy zobaczyć Bartka, z 21 piętra. Pamięta Pani, że niedawno urodziła im się taka śliczna córeczka? Na pewno Pani pamięta!

Karol mrugnął do staruszki. Zdziwiło ją, że mężczyźni przyszli schludnie ubrani, w krawatach i marynarkach, a nawet trzymali w rękach bukiet kwiatów. Chciała coś powiedzieć, ale wtedy otworzyły się drzwi windy i przyjaciele szybko weszli do środka. Bukiet, jako zapłatę za przejazd, należało zostawić na jej biurku.

– Nieważne, i tak nie można przynosić kwiatów maluchom. Mogą mieć alergię! – Karol powiedział spokojnie.

– Skąd to wiesz? Jesteś „wolnym artystą”! – Grzegorz spojrzał na swojego przyjaciela z zaskoczeniem.

– Matka mówiła mi w dzieciństwie -Karol wybałuszył oczy i nacisnął odpowiedni przycisk. Winda naprężyła się i ruszyła do góry.

– Całkiem ładne miejsce do zamieszkania! – Karol, rozglądając się po bloku, powiedział. – A windy są duże, nie tak jak u nas – u nas nie można wnieść nic poza krzesłem. A tu, co najmniej jacuzzi, co najmniej fortepian, wszystko się zmieści!

– Tak… – Grzegorz przeciągnął się i słuchał. W holu na dwudziestym pierwszym piętrze słychać było płacz małego dziecka. Przeszywający, dławiący krzyk.

Grzegorz szybko podszedł do prawych drzwi i nacisnął przycisk dzwonka. A potem jeszcze raz, i jeszcze raz.

Dopiero za piątym razem mężczyźni usłyszeli, że ktoś po drugiej stronie otwiera ciężkie, metalowe drzwi.

Odgłos płaczu dziecka stał się nieznośnie bliski.

– Bartek?

– Wy…?

Goście i gospodarz spojrzeli na siebie z zaskoczeniem.

Wiktor, Karol i Grzegorz, mrużąc oczy, obejrzeli swojego przyjaciela od stóp do głów. Jego strój domowy był, delikatnie mówiąc, dziwny.

Bartek stał na progu w podkoszulku i dresie, a na ramiona zarzucony miał damski szlafrok. Był oczywiście za mały na niego, więc rękawy po prostu wisiały mu na ramionach, a pas ledwo mieścił się na potężnym torsie mężczyzny. Bartek co jakiś czas rozglądał się po pokoju, trzymając w rękach butelkę z mlekiem.

– Czy to zła pora? – szepnął Karol.

Dziecko zrobiło się trochę cichsze, gdy usłyszało głosy innych ludzi.

– Bartek, nic Ci nie jest? – Grzegorz rozejrzał się po korytarzu. – Gdzie jest Twoja żona?

Mężczyzna westchnął ciężko, potem zadrżał, bo dziecko znowu płakało i popędził do pokoju.

Wejdźmy, chłopaki, umyjcie ręce i zdejmijcie kurtki – rozkazał nagle Grzegorz.

Koledzy szybko spojrzeli na niego i nie pytając o nic zaczęli wykonywać polecenie. Grzegorz zawsze wyróżniał się dyskrecją, więc jeśli tak powiedział, nie mogło być żadnych zastrzeżeń.

Grzegorz jako pierwszy umył twarz i udał się do pokoju. Wszystko zrozumiał od razu. Bartek miał kłopoty. Znał to spojrzenie – sposób, w jaki mężczyzna patrzy niemal w stanie paniki.

– Bartek, gdzie jest Twoja żona? – zapytał głośno przyjaciela, próbując przekrzyczeć dziecko.

– W szpitalu, zabrali ją godzinę temu. Chyba zapalenie wyrostka robaczkowego. A dziecko trzeba karmić, a ona nie je! – głos Bartka drżał.

Ten duży, brodaty mężczyzna, zawsze budzący respekt i strach, nie jest przygotowany na takie życie, przed jakim go właśnie postawiono.

Wiktor i Karol nadal byli zafascynowani strojem młodego ojca.

– Założyłem jej szlafrok, bo dziecko może to wyczuć. Ale szlafrok jest wyprany, nic z niego nie wychodzi!

– Co jej dajesz jeść? – zapytał Grzegorz, biorąc wrzeszczące dziecko od Bartka.  zobaczyć

Grzegorz uśmiechnął się do dziewczynki, delikatnie ją przytulając.

– Co, co… Znalazłem trochę jedzenia w zamrażarce. A ona nie je…

– Twoja zona nie karmi piersią? – postanowił dopytać Grzegorz.

– Karmi, ale podaje również mleko modyfikowane. Ale zabrakło. Powinni przywieźć go do sklepu jutro, już go zamówiłem….

Bartek spojrzał na swoich przyjaciół, nie wiedząc co się dzieje.

– Chłopaki, wejdźcie… Nie spodziewałem się Was! Miałem zamiar przyjść, ale…

– W porządku, dość pogawędek. Karol, idź do sklepu i kup trochę mleka. Na stole jest opakowanie, widzisz? Zrób zdjęcie i pokaż je sprzedawcy. Wiktor, Ty idź i nastaw czajnik. A Ty – Grzegorz spojrzał na Bartka – zmień dziecku pieluchę w końcu!

Wszyscy się spieszyli, biegali dookoła. Karol, zapomniawszy włożyć kurtkę, pospiesznie wyszedł za drzwi, Wiktor poszedł do kuchni i grzechotał naczyniami, a Bartek, nucąc i mamrocząc coś, położył córkę na przewijaku i zabrał się do pracy.

– Wiesz, ja się jej boję! Ona jest taka mała, a ja taki duży. Wciąż myślę, że coś jej złamię! – Bartek usprawiedliwiał się, patrząc na Grzegorza.

– W porządku, w porządku. Ale ona czuje, że jesteś cały zestresowany. Uspokój się, oddychaj spokojnie. Dobra robota! Teraz połóż ją na drugi bok. Zapalenie wyrostka robaczkowego to nie najgorsza rzecz. Wkrótce zostanie wypisana! Wiesz do którego szpitala ją zabrali?

– Tak, mówili, że do czwórki.

Grzegorz wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do swojej żony.

– Cześć! Przepraszam, spóźnimy się z chłopakami. Nic się nie stało. Jesteśmy u Bartka. Zabrali jego zonę do szpitala nr 4. Mówią, że to zapalenie wyrostka robaczkowego. Znasz tam kogoś?

Jego żona coś powiedziała, a on skinął głową.

– Moja żona dowie się wszystkiego i zadzwoni do nas – powiedział uspokajająco, patrząc jak Bartek delikatnie i powoli wsuwa ręce córki w kombinezon.

Wiktor wszedł do pokoju. On też miał dziecko, ale ono chodziło już do szkoły, więc wszystkie infantylne problemy dawno odeszły w zapomnienie…

Wiktor patrzył uważnie na córkę, leżącą na stole do przewijania i zaciskającą pięści. Ona również spojrzała na niego z zaciekawieniem. Jej usta, gotowe do grymasu, znów się uśmiechnęły.

– Ona jest odważna, wiesz o tym. Nasza do roku bała się wszystkich obcych! – nagle powiedział.

– Ona jest odważna, tak jak tata. Czyż nie, moja córko? Jesteś odważna, prawda? – Bartek stał obok, bojąc się poruszyć, żeby dziecko nie rozpłakało się znowu. – Wiktor, porozmawiasz z nią? Widzisz, jest Tobą zainteresowana!

– Nie ma problemu! Ona po prostu ma dobry gust! – Wiktor poprawił włosy i uśmiechając się, zaczął coś szeptać do dziewczynki.

Zatrzasnęły się drzwi wejściowe. Wszyscy zadrżeli.

– Chłopaki, zostawiłem pieniądze w kurtce! Będę się streszczał! – Karol w wirze wbiegł do przedpokoju, chwycił kurtkę i równie szybko uciekł.

– Był zapominalski i nadal jest! – Wiktor potrząsnął głową. – Nie wybieraj takich chłopców, Kochanie, posłuchaj wujka Wiktora.

Podczas gdy Wiktor szeptał do dziecka, Bartek poszedł do łazienki, obmył twarz zimną wodą i wziął kilka głębokich oddechów, przyglądając się sobie w lustrze. Przebywanie sam na sam z własnym dzieckiem okazało się dla niego zadaniem prawie niemożliwym do wykonania. Żona zawsze była przy nim. Raczej on często zostawiał ją samą z dzieckiem, gdy wyjeżdżał w interesach. A potem ich role się odwróciły.

Bartku, czy dzwoniłeś do matki lub teściowej? – Grzegorz zapytał, potrząsając grzechotką przed oczami dziecka.

– Tak, ale moja mama jest chora, a teściowa jest w domku letniskowym. Prędzej niż jutro po południu nie przyjdzie. Nikt tego nie przewidział. Żonę nagle rozbolał brzuch, od razu wezwaliśmy karetkę.

– Dobrze. Moja żona pisze, że na razie operują. Wszystko będzie w porządku. Trzeba było nam powiedzieć, przyjechalibyśmy wcześniej!

Bartek zawahał się.

– Cóż, dlaczego miałbym Wam przeszkadzać? Muszę sobie radzić sam…

– Nie musisz nic robić sam. Przyjaciele są po to, aby pomagać, a nie tylko pić razem piwo. Musisz to zrozumieć!

Grzegorz trącił Bartka w ramię. Wydawało mu się, że Wiktor spojrzał na niego surowo i mężczyzna szybko cofnął rękę.

Grzegorz fachowo posprzątał pokój, otworzył okno, wpuszczając świeże, wiosenne powietrze.

Córka już nie płakała. Czy była po prostu zmęczona, czy też czuła, że tata nie jest już zdenerwowany, ale leżała spokojnie na boku w swoim łóżeczku, dźwięcznie ssąc smoczek i patrząc na ekran telefonu Wiktora, na którym powoli pływały ryby.

– A przecież młoda dama jest głodna! Wygaszacz ekranu wkrótce ją znudzi – powiedział Grzegorz.

I wtedy drzwi wejściowe otworzyły się ponownie.

– Kupione, chłopaki! Masz, dziesięć puszek, wystarczy, co? – Karol trzymał w ręku paczkę opakowań z mlekiem dla niemowląt i uśmiechał się szeroko. Czuł się jak bohater, i jakim był bohaterem!

– Hej, dobrze, że jesteś! Dzięki, kolego! – Bartek złapał swojego przyjaciela i przytulił go. Następnie pobiegł do kuchni, aby przygotować mieszankę.

Dziecko szybko wypiło wszystko, trochę pojęczało, a potem zasnęło. Bartek delikatnie pogłaskał je po głowie, położył do łóżka i przykrył kocem.

– Dziękuję Wam, chłopaki! Naprawdę mi pomogliście, naprawdę! – Bartek w końcu mógł siedzieć spokojnie, patrząc na swoich przyjaciół.

Nie widzieli się od prawie roku. Wymieniali wiadomości, ale nie spotkali się. Każdy miał swoje życie, swoje troski, swoje sprawy. Tak naprawdę nie mieli dla siebie czasu. I nagle wszyscy siedzieli razem w kuchni Bartka, rozmawiając cicho i pijąc herbatę.

Wiktor powiedział im, że on i żona zdecydowali się kupić mieszkanie, załatwiają kredyt hipoteczny, Grzegorz buduje dom, a Karol wkrótce wyjeżdża do Rzymu.

Znając się od dziecka, mężczyźni rozumieli się na pierwszy rzut oka. Czuli, że Wiktor nie chce się angażować w kupno mieszkania, ale ulega żonie, że Grzegorz jest gotów wieki rozmawiać o budowie, a oni mu nie przerywali, a Karol znowu ucieka przed kolejnym nieudanym związkiem, ale nigdy się do tego nie przyzna…

– Czy kiedykolwiek próbowaliście tego? – Karol nagle powiedział.

– Czego? – przyjaciele nie rozumieli.

– No tego – Karol wskazał na słoik z miksturą. – Jesteście rodzicami, jedni nawet więcej niż raz. Co dajecie dzieciom? Czy sami próbowaliście?

Bartek, Grzegorz i Wiktor zastanawiali się…

– Próbowałem, tak mi się wydaje – odpowiedział z powątpiewaniem Grzegorz.

– Moja żona karmiła piersią, nie patrz tak na mnie! – powiedział Wiktor.

– Nie próbowałem, dlaczego miałbym to robić? – dołączył zaskoczony Bartek.

Jak to dlaczego! Może to jest obrzydliwe, a dajecie to dziecku! – Karol spojrzał na nich chytrze. – Założę się, że nie wypijecie całej szklanki.

Przyjaciele spojrzeli na siebie.

– O co chcesz się założyć? – Bartek był pierwszym, który się poddał.

– O słoik gulaszu

– Dlaczego gulasz? – zastanawiał się Wiktor.

– Cóż, bez powodu. To dobry towar, przyda się.

– Dobrze! – wszyscy się zgodzili.

Bartek starannie rozprowadził proszek łyżką miarową, a Karol przygotował się do napełnienia szklanek wodą.

Kiedy teściowa wpadła do mieszkania, zdyszana, po przyjeździe taksówką z domu na wsi i zapłaceniu trzy razy więcej niż powinna, rozejrzała się i zauważyła światło w kuchni. Kobieta szybko poszła tam, otworzyła drzwi i zamarła. Przy stole siedziało czterech mężczyzn. Pili coś białego ze szklanek, a na środku stołu stał otwarty słoik z preparatem dla niemowląt.

– Ach, przyjechała matka! – szepnął Bartek, powoli odstawiając pustą szklankę na stół…

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Twoja Strona
Męska przyjaźń – historia.