Mój obcy syn

– To wstyd! To niespotykane! – Ojciec rzucał się po pokoju wymachując rękami, a potem złapał się za włosy – Jak to się mogło stać? Jezu, Paulina, Jak mogłaś? W naszej rodzinie nigdy nie było czegoś takiego!

Siedziałam na kanapie z rękami na kolanach i głową spuszczoną w dół. Mama śledziła wzrokiem ojca i milczała.

– Musisz zdecydować, co robić!

– Co tu zrobisz? Nie zgadzam się na aborcję, zresztą już za późno o trzy miesiące… – Odpowiedziałam.

Tata upadł na fotel.

– Paulina, Czy wiesz, co robisz ze swoim życiem? Masz dopiero dziewiętnaście lat… Powiedz mi, kim on jest?

Spuściłam głowę. Sama chciałam zapomnieć imię ojca nienarodzonego dziecka. Wszystko wyszło przypadkowo na urodzinach przyjaciela, ja sama nie chciałam przechowywać tego w pamięci.

W tym momencie przyszła starsza siostra, Ania.

– Popatrz na to – powiedziała jej matka – siedzi i milczy. Gdyby powiedziała wcześniej, moglibyśmy zrobić jej aborcję, mam koleżankę w przychodni ginekologicznej…

– Czekaj, mamo – Zatrzymała ją Ania – Pójdziemy na spacer, pogoda jest taka ładna…

Szłyśmy powoli po naszym starym parku. Ania tylko spojrzała na mnie, a potem westchnęła i powiedziała:

– Nie będę owijać w bawełnę. Wiesz, że Patryk i ja nie mamy dzieci, chociaż jesteśmy małżeństwem od czterech lat.. Zróbmy tak – urodzisz swoje dziecko i nam je oddasz. Jesteś jeszcze młoda… Masz dopiero dziewiętnaście lat… Masz do skończenia studia, jeszcze za wcześnie, by zostać mama…

– Aniu… ale jak to? – Byłam zszokowana jej słowami – To moje dziecko, jak mam Ci je oddać?

– To bardzo proste! – z zapałem odpowiedziała siostra – Wiesz, nasza mama ma wszędzie kontakty, pomoże nam załatwić to tak, abym to ja według dokumentów je urodziła ! Będziesz mogła często przychodzić do nas i widywać się z dzieckiem, nazwiesz je, jak zechcesz… Tylko będziesz jego ciotką, a ja mamą.

Milczałam. W mojej głowie krążyły wizje, jak idę na studia z dzieckiem w ramionach, a wszystkie dziewczyny biegają do klubów, kina, kawiarni, podczas gdy ja siedzę w domu z dzieckiem. Oto wszystkie dziewczyny jako panny młode, a ja mam dzieci, więc kto weźmie mnie za mąż…

– Zrobimy to wszystko po cichu – kontynuowała siostra – Wyjedziesz do naszej babci, a potem mama wszystko załatwi.

Jej słowa spowiły mnie mgłą i wkrótce nie obchodziło mnie, co się ze mną stanie.

– Dobrze – usłyszałam swój głos.

– Moja mądra siostrzyczka! – powiedziała Ania – Tak chcę dziecka, nie masz nawet pojęcia, jak bardzo! Mam dwadzieścia osiem lat, nie wiem czy kiedykolwiek urodzę… Nieważne, czy będzie chłopczyk czy dziewczynka, ważne, że będzie moje, nie z sierocińca, a powiązane więzami krwi!

Pod koniec czerwca zostałam zabrana na wieś. Nikt niczego nie zauważył, nic mi nie dolegało, a luźne rzeczy ukrywały brzuch.

W październiku urodził się Romek. Wieś, w której mieszkała babcia tak tylko się nazywała, w rzeczywistości było to małe miasteczko z dobrym szpitalem. Poród przebiegł bez komplikacji pomimo moich obaw. Już trzeciego dnia mój syn został zabrany przez siostrę z mężem, a mnie zszyto i wypisano.

– Nie płacz Paulinko, nie płacz – uspokajała mnie babcia – wciąż masz całe życie przed sobą, wykształcisz się, znajdziesz miłość i urodzisz dzieci. Dobrze, że dziecko w rodzinie zostawiłaś, a nie w sierocińcu, jak wiele kobiet…

– W jakiej rodzinie, babciu? Siostra ma własną rodzinę, a kim jestem teraz ja dla syna? Ciotką jakąś…

– Pogodzisz się z tym w końcu Paulinko, inaczej nie możesz. Nikt nie wie, jak dalej będzie. Może teraz Ania sama urodzi, a synka
Ci odda, jak trochę podrośnie…

Wróciłam do miasta, złożyłam dokumenty na studia. Zaczęłam się uczyć, ale ciągle miałam wrażenie, jakby wyrwano mi kawałek duszy.

Siostra i mąż w końcu znaleźli szczęście, starałam się do nich przychodzić tak często, jak to możliwe, aby zobaczyć syna.

Nie było większej radości niż obserwowanie, jak syn rośnie, jak w miejscu miękkiego puchu pojawiają się niesforne blond loczki, zupełnie jak moje włosy czy patrzenie na to, jak pierwsze zęby stają się białe…

W międzyczasie skończyłam studia, umawiałam się z jednym, a potem z drugim facetem, ale żaden nie podbił mojego serca. Prawdopodobnie dlatego, że całe moje serce i dusza były wypełnione Romkiem.

Kiedy przychodziłam do mojej siostry i bawiłam się z dzieckiem, wszystko we mnie się przewracało, a syn wyciągał rączki i wołał do mnie nie “ mamo ”, ale śpiewał i mówił “ ciociu Paulinko “…

Potem siostra zaczęła na mnie patrzeć z pewnym niepokojem.

– Paulina, muszę Ci coś powiedzieć – zaczęła kiedyś rozmowę – Razem z Pawłem i Romkiem wyjeżdżamy za granicę, mężowi zaproponowano dochodowy kontrakt. Na razie wyjeżdżamy na trzy lata, a potem zobaczymy.

– A co ze mną? Co się ze mną stanie?

– A Ty… stopniowo się uspokoisz, wyjdziesz za mąż i urodzisz dziecko.

Odwróciła się, a potem spojrzała na mnie wzrokiem wypełnionym piorunami.

– Myślisz, że nie widzę, jak przywiązujesz się do syna. Serce robi swoje, boję się że w końcu zdradzisz prawdę.

Popłakałam się… Za trzy lata zupełnie o mnie zapomni.

Siostra wzięła mnie za ramiona i spojrzała na mnie uważnie, jakby hipnotyzując:

– Nie histeryzuj, to nie pomoże, bilety mamy już kupione, za miesiąc nas tu nie będzie. Postaraj się uspokoić i zrozumieć, że tak będzie lepiej dla wszystkich…

Na pewno nie dla wszystkich. Dwa tygodnie przed wyjazdem siostra i mąż mieli wypadek, syn cudem wtedy został u mamy, choć miał z nimi jechać.. Lekarze długo walczyli o życie Ani i Patryka, ale niestety… straciłam siostrę.

Mama i tata w ciągu jednego dnia zestarzeli się o dwadzieścia lat. Jak przetrwaliśmy te dni – nie wiem, cała moja troska polegała tylko na tym, żeby mama i tata się nie poddali.

Potem cały mój czas od rana do wieczora należał do mojego syna. Wydawało mi się, że to moja wina, ponieważ z całego serca chciałam mieć syna obok siebie.

– Nie obwiniaj się kochanie – głaskała mnie po głowie babcia – To los tak zarządził.. Nie sądzę, żeby to była twoja wina, każdy chciał jak najlepiej. Nie zrobiłaś aborcji, a Ania postanowiła ułatwić Ci życie i chwycić za swój kawałek szczęścia, wziąć dla siebie dziecko, a teraz los wszystko ułożył…

Przepisanie opieki nad dzieckiem przebiegła bezproblemowo dzięki mamie i jej znajomościom. Teraz jestem uważana za prawnego opiekuna syna, mam nadzieję, że z czasem go adoptuję. Po kilku miesiącach zaczął nazywać mnie mamą…

Czy jestem szczęśliwa? Nie wiem, tak namiętnie marzyłam o zostaniu mamą Romka, ale nie za taką cenę…

Oceń artykuł
Twoja Strona
Mój obcy syn