Mój upragniony, ukochany!

Ignacy Dulian zdemobilizowany, wrócił do domu. Był mroźny poranek. Ignacy czekał, aż czerwone światło ostatniego wagonu ukryje się za zakrętem i skręci z toru kolejowego na drogę do tartaku.

Kiedy młodzi żołnierze marzyli o powrocie do domu, o randce z żoną, Ignacy słuchając ich, uśmiechał się, ale nie mówił ani słowa. Czuł, że spotkanie z żoną nie wywołało u niego szczególnej radości, uroki powrotu nie były dla niego takie, jakich by oczekiwał. Był zadowolony z domu, z gospodarstwa, z odpoczynku, ale nie z zamieszania, które pojawi wśród sąsiadów, kiedy wróci do domu. Zaczną się hałaśliwe spotkania, niekończące pytania – gdzie był, co widział? Najbardziej ucieszyłaby go jednak bystra, szeroka rzeka. Widział ją jak na jawie, w księżycową noc, jak stoi na dziobie łodzi, stojąc i ściska ostrogę w dłoni uważnie patrząc, czy w zaroślach nie śpi szczupak.

Ileż było kłótni z żoną z powodu wędkowania!

– Inni powinni być dla Ciebie przykładem. Ktoś jest przewodniczącym, ktoś inny jest brygadzistą w PGRze, a na Ciebie to wstyd nawet patrzeć – powiedziała mu kiedyś żona .

– Gadasz głupoty, nie jestem gorszy od innych.

–  Ta… – uśmiechnęła się pogardliwie żona.

Ignacy szedł wzdłuż ogrodzenia, wąskim torem tramwajowym. Śnieg, który spadł niedawno, nie miał czasu by stopnieć, a buty co chwilę utykały między podkładami. Irytowało to Ignacego, tak jak i ogrodzenie, które ciągnęło się wzdłuż toru. Musiał iść całą drogę po pokładach, ponieważ po obu stronach były tylko rowy, przez co jeszcze trudniej było tamtędy iść.

– Cholera! – Ignacy się potknął i przeklął cicho pod nosem, a gdy pomyśląc o żonie, przeklął jeszcze raz.

” Co ona może o mnie wiedzieć, skoro w domu zadziera tylko nosa – mówił sam do siebie.” Nie, bracie, nie dasz się zastraszyć, od pierwszej godziny będziesz zachowywać się rozsądnie „. Kiedy Ignacy zatrzymał się przy bramie i powiódł ręką za klamkę, otwierając furtkę, jego nastrój był bardzo bojowy.

Na podwórku wszystko było na swoim miejscu. Ignacy zdecydowanym krokiem podszedł do stodoły, szarpnął za ciężki zamek i nasłuchiwał. Z obory dobiegał miarowy oddech żującej paszę krowy.

Coś niesamowicie przyjemnego pojawiło się w duszy Ignacego, ale natychmiast oprzytomniał i szybko wspiął się na ganek. Zapukał najpierw pięścią, potem nogą. Od razu, jakby na niego czekano drzwi skrzypnęły i w sieni rozległ się głos żony:

– Kogo nosi?

– Otwieraj! – krzyknął Ignacy – To ja!

– Jak to Ignacy?

– Otwieraj, mówię. Powinnaś poznać po głosie.

– O Boże – zaczęła się kręcić żona –  Już nie ma herbaty…

Otworzyła drzwi i pojawiła się na progu – w kaloszach, w krótkim, narzuconym na ramiona płaszczu i w prostych włosach.

– Ignacy!

Stał nieruchomo. Lekko odchylając głowę zajrzał w bladą twarz żony. Cieszył się radości, z jaką go powitała, ale powstrzymywał się i nie pokazywał emocji.

– Wejdź, czemu stoisz! –  Izabela wyciągnęła ku niemu obie ręce. Ignacy wsunął w nie worek marynarski i przechodząc obok, poszedł do chaty.

– Rozpal ogień!

– No daj mi się tylko przywitać.

Izabela złapała go, przylgnęła do niego i zapłakała. Znowu coś ciepłego i przyjemnego ogarnęło Iwana: ” Płacze, cieszy się więc…”.

– No wystarczy – I odsunął ją od siebie.

Izabela otarła oczy spodem dłoni i z westchnieniem skierowała się w stronę pieca.

Ignacy zrzucił płaszcz, zarzucił noga na nogę i zapalił.

Spojrzał na żonę krzątającą się przy piecu. Różowy płomień opalał jej twarz. Ciepło, które pojawiło się w piersi Ignacego, zniknęło.

Przypomniało mu się, jak jego ojciec, mały i o pociągłej twarzy wrócił kiedyś z miasta i biorąc Ignacego za ramię, który wtedy był jeszcze młodym chłopaka, uroczyście, naśladując księdza powiedział:

– Synu! Znalazłem Ci narzeczoną, łagodną i posłuszną, jak jagniątko… – milczał, szukając uroczystych słów, ale nie znalazł i skończył po prostu: – Będzie na całe życie!

Tydzień później Ignacy, wąskoramienny i mały, przypominający jeszcze nastolatka, stał w kościele w długiej, czarnej marynarce, gładko zaczesany, obok dużej, pulchnej i o głowę wyższej Izabelą. Wstydził się – usłyszał za plecami ironiczne śmiechy, a już całkowicie był  zdenerwowany, gdy zobaczył szeroki, równie ironiczny uśmiech księdza. W tej chwili dał sobie słowo, że obije Izabeli mordę. Na weselu zakłopotany, nagle wyskoczył zza stołu, zamachnął się ręką i zakołysał się w stronę panny młodej. Kobieta tylko nieznacznie uniosła brwi – grube, czarne, jakby rozmazane węglem drzewnym i łatwo chwytając rękę męża, pociągnęła go do siebie.

Ignacy opadł jej na pierś.

– Zachowuj się  -powiedziała cicho – oj Ty!

Goście roześmiali się i zaczęli krzyczeć ” gorzko „. Izabela oderwała głowę Ignacego od piersi i pocałowała go w usta.

Tak jakoś im życie mijało. Cokolwiek Ignacy by nie chciał zrobić, Izabela zawsze robiła wszystko po swojemu. Nigdy go nie przeklinała kiedy był pijany, ale spokojnie mówiła: ” Idź Ty… ” rozbierała go i położyła do łóżka.

Ignacy zerwał się gwałtownie z ławki, zmiażdżył nogą papierosa i podszedł do żony.

Izabela powoli odwróciła głowę od pieca i spojrzała uważnie na męża:

– Zmęczony jesteś, usiądź sobie – uśmiechnęła się.

– Milcz! – Krzyknął cienko Ignacy. Odwrócił się i podszedł do okna.

Izabela znów westchnęła.

Zagotowała się woda, na stole pojawiła się butelka wódki i pokrojona w cienkie plasterki rzodkiewka, posypana solą. Ignacy ożywił się – to była jego ulubiona przekąska. Po nalaniu wódki, stukając się z żoną kieliszkami, powiedział: – Będę teraz się włóczył i odpoczywał.

– Włóczył, znaczy, w odwiedzinach ? – zapytała Izabela.

Jej oczy były rozświetlone przez uśmiech, ale usta nagle drgnęły. Po odłożeniu kieliszka z powrotem na stół Izabela opuściła głowę.

– Nie psuj spotkania! – znów cienko krzyknął Ignacy – Będziemy razem żyć! – Wypił wódkę – Ale spacerował z kolegami też będę!

– Jezu, a czy ja coś mówię? Spaceruj.

– Otóż to.

Zjadł kawałek rzodkiewki. Z przyjemnością zauważył, że Izabela jest posłuszna i zdecydował: jeśli odtąd nie będziesz jej folgował, życie z nią może być dobre.

– Niech będzie. Zdrzemnę się, a Ty przygotuj mi kąpiel.

Leżąc w łóżku, Ignacy po raz kolejny pomyślał, jak sprytnie postawił do pionu żonę, jednak pomyślał: czy nie potraktował jej zbyt surowo? W końcu Izabela jest dobrą kobietą: gospodarstwo prowadzi dobrze, w domu jest czysto i nastała w nim przyjazna atmosfera.

Izabela, zbierając naczynia ze stołu, usiadła obok męża i nagle pogłaskała go po głowie.

Potem spojrzała mu uważnie w oczy i znów zaczęła płakać. Płacząc, zaczęła opowiadać, jak bolesne było jej życie w samotności, jak nie spała przez całe noce.

– Jesteś moim jedynym, co ja bym zrobiła bez Ciebie? Och, jak się bałam o Ciebie – Izabela szlochała – Jesteś dla mnie najcenniejszy.

Mówiła cicho, głaszcząc męża po głowie, a im więcej mówiła, tym bardziej Ignacy czuł wyrzuty sumienia.

– Oj Ty… daj spokój – powiedział, wciąż walcząc ze sobą, ale głos zadrżał mu delikatnie, a żona poczuła w nim uczucie.

– Jesteś moim upragnionym, kochanie.

Nazywała go czule, jak nigdy w życiu. Ignacemu zrobiło się jej szkoda.

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Newskey24
Mój upragniony, ukochany!