Syn przyprowadził dziewczynę do domu, aby zapoznać ją z rodziną. Mówi, że ją kocha i chce z nią mieszkać.
– Dobrze, mieszkaj. Tylko nie na moim terytorium. Wynajmijcie własne mieszkanie. Zamierzacie się złączyć węzłem małżeństwem, czy tak, w grzechu żyć?
Syn podrapał się po głowie.
– Elżbieta nie chce. Mówi, że jesteśmy wolnymi ludźmi.
Właściwie to miała rację. Muszę powiedzieć, że mam syna, który właśnie ukończył studia i usilnie próbuje zdobyć pracę w swojej profesji. Tylko, że biura nie są szczególnie chętne przyjąć młodego specjalistę. Małżeństwo byłoby w tym momencie jakoś nie na miejscu. Mnie też finanse nieszczególnie dopisują. Niech pomieszkają chociaż rok razem, a potem się zobaczy co dalej. Nie od dziś wiadomo, że chodzić na randki, a robić wspólne pranie to dwie różne rzeczy.
Niedługo później przyprowadził wybrankę w odwiedziny.
– Boże, chuda jak trzcina. Pewnie by chciała być modelką – pomyślałam. Nakryłam stół, posadziłam młodych, wcześniej nagotowałam wszelakich frykasów. Cały poranek spędziłam w kuchni. Może to jest przyszła synowa, kto wie? Do tej pory mój pierworodny nie przedstawiał mnie swoim przyjaciółkom.
Ugotowałam rosół, usmażyłam kotlety, upiekłam ciasto. Proponuję, a Elżbieta rozłożyła ręce i powiedziała: – nie jem mięsa. To trucizna. Chleb też. (To o moim torcie tak powiedziała!). Rzuciłam się do kuchni, miałam tam gotowane warzywa i trochę zieleniny. Przyniosłam jej talerz, postawiłam.
– Przepraszam – mówię – nie wiedziałam, że nie jesz mięsa, to bym rybkę upiekła.
– Ryb też nie jem – odpowiada ona.
„Nic dziwnego, że jesteś taka chuda” – myślę – „No trudno, nie je i dobrze.”
– A czym się zajmujesz Elżbieto? – pytam aby jakoś podtrzymać rozmowę. Mój matołek siedzi, milczy i tylko wpatruje się zakochany w sympatię.
– Teraz biorę udział w szkoleniu poświęconym samo-miłości. Naucz się kochać siebie, a wszyscy Cię pokochają! Tak mówi mój trener. Trening sprzyja rozwojowi duchowemu. Jeszcze czakry otwieram, medytuję, no i joga…
Niedowiary! Oto dziewczyna, którą pokochał mój syn. Czakry potrafi otworzyć! (czy co tam z nimi robią…)
– Co jeszcze robisz? W czasie wolnym od czakr? Pracujesz, uczysz się?
– Co pani! Nie mam czasu wolnego! Dzień mam rozpisany co do minuty! Szukam siebie, jestem w duchownej podróży. Dla mnie jest to ważniejsze niż materialne dobra.
– A kto Ci kupuje sałatki, ubrania? – próbowałam sprowadzić podróżniczkę z nieba na ziemię.
– Rodzice. Ale teraz Robert obiecał, że się mną zaopiekuje – powiedziała Elżbieta i spojrzała delikatnie na mojego syna.
Jeśli przed spotkaniem z przyszłą synową rozmawiałam z mężem i postanowiliśmy najpierw pomagać młodym, przynajmniej dać pieniądze na wynajęcie mieszkania, to po jej przemówieniu chęć pomocy zmniejszyła się diametralnie.
Ja będę harować na dwóch pracach, a ona otwierać czakry. Niedoczekanie! Może ja też chcę dołączyć do duchowej przemiany. W szczególności do czakr.
Syn spakował torbę i wyruszył w dorosłość. Wynajęli mieszkanie. Od czasu do czasu dzwoniłam, ale nie przychodzili w gości, ani ja się nie pchałam. Najwyraźniej zdał sobie sprawę, że nie jestem zachwycona jego dziewczyną. Ale nie powiedziałam ani słowa przeciwko niej. Wybrał tak, niech żyje.
Odwiedził dom dopiero po trzech miesiącach. Zielony jak liść sałaty. Oczy błyszczały się jakoś słabiej niż dawniej. Spałaszował garnek duszonych ziemniaków z mięsem (najwyraźniej nie przesiąkł weganizmem).
Wsunęłam mu pieniądze do kieszeni. W końcu syn jest jedyny! A córce wykład przeczytałam, że mężczyzna musi być karmiony porządnie, jak nie mięsem to chociaż strączkami. I żeby wyrzuciła z głowy modne głupoty, nie naśladowała innych.
Od tego dnia syn często przychodził na obiad, a sześć miesięcy później wrócił na stałe. Najwyraźniej miłość wyparowała, a może przesiąkł filozofią swojej dziewczyny i pokochał siebie bardziej niż ją.