Nazywam się Weronika. Od dłuższego czasu mieszkam w sierocińcu. Przywieźli mnie tutaj, gdy miałam trzy i pół roku

Nazywam się Weronika. Od dłuższego czasu mieszkam w sierocińcu. Przywieźli mnie tutaj, gdy miałam trzy i pół roku. Z mojego poprzedniego życia pamiętam bardzo mało. Tylko głośne krzyki, bójki, brzęk rozbitych butelek. Pamiętam też, jak gdzieś w pobliżu bardzo płakało dziecko. Ciągle starałam się zrozumieć: kto tak płacze?

Bardzo często śniło mi się, że próbuję znaleźć dziecko, które tak płacze, ale mi to nie wychodzi.

Na początku naprawdę czekałam, aż mama przyjdzie po mnie i mnie stąd zabierze. Mijał jednak czas, a mama nie przychodziła. Wtedy zdałam sobie sprawę, że już nigdy po mnie nie przyjdzie.

W sierocińcu życie było bardzo nudne i smutne. Wszystkie dni były do siebie podobne.

Pewnego dnia podeszła do mnie wychowawczyni i powiedziała:

– Chodź, Weronika. Przyszli do Ciebie.

Byłam bardzo zaskoczona: po prostu nie mogłem zrozumieć: kto mógł do mnie przyjść?

Nauczycielka zabrała mnie do pokoju, w którym czekały na mnie dwie osoby: kobieta i mężczyzna. Na początku patrzyli na mnie bardzo uważnie, a potem kobieta powiedziała:

– Cześć, Weroniko! Nazywam się Sylwia, a to mój mąż Daniel. Chcemy Cię poznać. Chodźmy na spacer!

Zgodziłam się i poszliśmy do parku, który znajdował się obok domu dziecka. Sylwia pytała mnie o to, jak mi się tutaj mieszka, czy mam przyjaciół, jakie książki lubię czytać, jakie mam hobby. Powiedziała, że pracuje w szkole, a jej mąż pracuje w fabryce jako główny inżynier. Mają kota Barszczyka i papugę falistą Gruszkę. Spacerowaliśmy pół godziny, a potem Sylwia i Daniel odeszli.

Minęło kilka dni. Sylwia i Daniel nie powiedzieli mi, że przyjdą jeszcze raz, ale i tak ich oczekiwałam. Wiedziałam, że tak zwykle dzieje się, gdy dorośli chcą adoptować dziecko. Najpierw przychodzą, aby je zobaczyć i poznać, a potem zabierają je do domu na zawsze. To prawda, że nie liczyłam na zbyt wiele, ale i tak czekałam na Sylwię i jej męża.

Kilka dni później zawołała mnie do siebie wychowawczyni.

Tym razem przyszła do mnie tylko Sylwia. Znowu poszłyśmy z nią na spacer. Sylwia zaproponowała, aby usiąść na ławce. Długo milczała, a potem powiedziała:

– Weroniko, ja i mój mąż przyszliśmy do Ciebie nie bez powodu. Mamy syna, Igora. Adoptowaliśmy go, gdy miał zaledwie pół roku. Teraz ma już cztery i pół roku. Jest wspaniałym chłopcem. Trzy tygodnie temu zobaczyłam Twoje zdjęcie w gazecie pod artykułem informującym o Twoim zwycięstwie w konkursie plastycznym. Masz bardzo rzadkie nazwisko. Takie samo nazwisko miał nasz syn, kiedy go adoptowaliśmy. Dowiedziałam się, że z Igorem jesteście rodzeństwem.

Nie mogłam uwierzyć, że mam brata, ale potem wszystko sobie przypomniałam. To mój brat płakał we wszystkich moich wspomnieniach, a mama krzyczała za to na niego. Bardzo kochałam brata i zawsze starałam się go uspokoić. Przypomniałam sobie wszystko i zaczęłam płakać. Sylwia przytuliła mnie i zaczęła uspokajać.

– Weronisiu, chcemy Cię zabrać do siebie. Mój mąż i ja chcemy, żebyś została naszą córką.

Uśmiechnęłam się i zgodziłam.

Minęły dla mnie niesamowicie długie trzy miesiące, zanim Sylwia i Daniel mnie adoptowali. Teraz mieszkam z nimi i moim bratem. Koszmary już mi się nie śnią.

Chodzę do szkoły artystycznej, bardzo mi się tam podoba. Niedawno wygrałam konkurs. Moi rodzice są ze mnie bardzo dumni. Za wygranie konkursu podarowali mi wspaniałe rolki. Jestem bardzo szczęśliwa. W końcu obok mnie jest mój brat i ludzie, którzy mnie tak kochają.

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Newskey24
Nazywam się Weronika. Od dłuższego czasu mieszkam w sierocińcu. Przywieźli mnie tutaj, gdy miałam trzy i pół roku