Tak się złożyło, że nikt nie odebrał mnie ze szpitala.
Kilka lat później postanowiłam o tym opowiedzieć, choć ten temat jest dla mnie równie bolesny jak wtedy.
Urodziłam dziewczynkę o piątej nad ranem. Waga – 3, 5 kg, wzrost – 51 cm
Moja córka mogłaby być zdrowa, gdyby nie pewne okoliczności.
Poród był bardzo ciężki, położne nie radziły sobie.
Zostało wykonane cesarskie cięcie, ale spóźniono się… u dziecka rozwinęło się straszne niedotlenienie, później wodogłowie, zapalenie płuc i… porażenie mózgowe.
Kiedy powiedziano mi o tej strasznej diagnozie, myślałam, że tego nie zniosę. Na początku dziecko było na intensywnej terapii, podłączone do aparatury umożliwiającej mu w sposób sztuczny oddychanie. Tylko trochę poruszało samodzielnie małymi dłońmi. Bardzo płakałam, a lekarze powiedzieli mi, żebym ją porzuciła, dodając, że moja dziewczynka jest warzywem. Mogę przecież jeszcze urodzić. Mój małżonek, dowiedziawszy się o tym, milczał przez długi czas, a potem powiedział, że lekarze słusznie mówią, że trzeba ją zostawić. Kiedy powiedziałam, że za nic nie zostawię mojego dziecka, mąż po prostu odszedł i powiedział, że nie będzie z nami mieszkał.
Rozstaliśmy się. Po powrocie ze szpitala do domu ledwo wiązałam koniec z końcem. Dałam córce na imię Wiktoria, próbowałam z nią rozmawiać, a nawet wydawało mi się, że wszystko rozumie, kiedy mrugała oczami w odpowiedzi. To była jej jedyna umiejętność. Obeszłam wszystkich lekarzy, ale niestety bez pieniędzy daleko nie zajedziesz. Już zaczęłam tracić nadzieję…
Poprosiłam małżonka o pomoc, ale unikał mnie przy każdej okazji. Stało się dla mnie jasne, że nie jestem w stanie niczego zmienić… oddać dziecko to to samo, co umrzeć, lepiej więc jest po prostu umrzeć… drzwi były zaryglowane, gdyby ktoś chciał wejść, a ja chciałam tylko wyjść na parapet, gdy nagle córka krzyknęła. To był jej pierwszy krzyk. Była głodna.
To, co wtedy poczułam, nie da się opisać żadnymi słowami. Zamknęłam okno i na zawsze przestałam myśleć o śmierci. Nosiłam Wikusię długo na rękach obiecując, że nigdy jej nie zostawię.
Postanowiłam poprosić o pomoc innych ludzi. W tym czasie Internet nie był tak popularny, a media społecznościowe w ogóle nie istniały. Dlatego rozwieszałam ogłoszenia na osiedlach.
Było wiele ludzi, którzy pomagali nam z jedzeniem, ubraniami, a także finansowo. Było nam łatwiej i stopniowo udało się wznowić leczenie. Po jakimś czasie związałam się z mężczyzną. Na pierwsze spotkanie ze mną i Wiktorią przyszedł z ogromną lalką i kwotą tysiąca złotych. Wtedy ta kwota nie była wcale taka mała.
Zawsze marzył o byciu ojcem, ale nie miał dzieci, zresztą jak i żony. Patrzył z takim podziwem na Wiktorię, tak odmienną od innych i wyjątkową. Krzysztof zaczął przychodzić częściej, zawsze dawał prezenty. Zakochaliśmy się w sobie, a potem przeniósł się do nas.
Spędzał dużo czasu w pracy, starał się zapewnić nam nie tylko wszystko, co niezbędne, ale także rozpieszczać. Ja zajmowałam się w domu Wiktorią, naszą córką. Krzysztof zawsze nalegał, aby była ” naszą ” córką.
Wiktorii udało się przejść rehabilitację w Niemczech i w różnych ośrodkach w Polsce.
Córka przeszła bardzo długie i poważne leczenie, ale teraz wszystko jest już za nią. Teraz córka ma dwadzieścia pięć lat, a jej młodszy brat Władek ma dwadzieścia lat. Trudno znaleźć szczęśliwszą rodzinę od naszej. Wiktoria po prostu uwielbia swojego tatusia i zachowała pierwszą lalkę, którą od niego dostała. Poza tym córka jest mistrzem sportów wodnych.
Cuda? Nie, po prostu pokonaliśmy wszystko dzięki wierze, miłości, cierpliwości…
Dla mnie to nie przestało być bolesnym tematem, ale opowiadam to wszystko dlatego, że jest wiele takich matek, które znajdują się na rozdrożu, bez wsparcia, bez pieniędzy, bez bliskich. Jednak zawsze można znaleźć możliwości postawienia dziecka na nogi. Moja córka nie została wyleczona = w 100 %, jednak nie wpłynęło to w żaden sposób na jej osiągnięcia zarówno w sporcie, jak i życiu osobistym.
Dlatego chcę życzyć wszystkim, aby nie tracili wiary w siebie i swoje dziecko. Nie trać cierpliwości, doceń to i tych, których masz, kochaj… i bądź szczęśliwym człowiekiem!