Rano sąsiad zadzwonił do Teresy i zapytał:
– Słyszałaś, że Twoja matka chrzestna zwariowała?
– Nic o tym nie wiem. Jak to się stało?
– Podobno zamierza wystąpić o rozwód w wieku 54 lat, po 30 latach małżeństwa.
Na tę wiadomość Teresa zamarła. Jak to jest, że rodzina wydaje się normalna, mąż nie pije, jest na emeryturze, jest starszy od niej o 9 lat, mają trójkę dorosłych dzieci, mają też piątkę wnuków i nagle któreś z nich chce się rozwieść?
– Może ktoś się pomylił? – natychmiast zadzwoniła do swojej matki chrzestnej i zaproponowała spotkanie. Umówiły się na spotkanie w parku, aby spokojnie porozmawiać.
– Po prostu nie mam już siły, całe życie pływam jak mucha we wrzącej wodzie. Mój mąż pracował, ja też pracowałam, ale teraz na emeryturze leży na kanapie i ogląda telewizję albo chodzi z kolegami na piwo. Nie chcę takiego życia. Myślę, że wiele kobiet zrozumie, o czym mówię. Wracasz do domu z pracy i zaczyna się: pranie, gotowanie obiadu, potem sprzątanie, zmywanie naczyń, odkurzanie. A człowiek jest zmęczony, szczególnie, gdy ktoś ma dzieci, wtedy trzeba odrobić lekcje, pobawić się razem. I jest wiele innych rzeczy, o których wiedzą wszystkie gospodynie domowe, a po prostu nie są one zauważalne – podzieliła się doświadczeniami matka chrzestna.
– Zawsze miałam nadzieję, że kiedy dzieci dorosną, będzie łatwiej. Ale byłam w błędzie. Dzieci dorosły, mąż przeszedł na emeryturę, a ja nadal ciężko pracuję w domu, gdy mój mąż odpoczywa i nie ma zamiaru w niczym pomóc. Za każdym razem czeka na mnie, a kiedy wracam do domu, robię wszystko sama.
– Kropką nad i było to, że przeziębiłam się, a kiedy wrócił z wędkowania, nie zapytał nawet, jak się czuję, czy może czegoś potrzebuję, ale od razu otworzył lodówkę i zaczął krzyczeć z jakiego powodu nie ma nic do jedzenia. Awanturował się, że mogłam przynajmniej ugotować ziemniaki, bo to nic skomplikowanego – kontynuowała. – Powiedziałam, że skoro to nic skomplikowanego, to niech sam ugotuje, a ja na tym też skorzystam. A w odpowiedzi usłyszałam:
A po co mi w takim razie żona, skoro sam będę gotował…
Słysząc to, powiedziałam, że wystarczy, rozstajemy się. Teraz podzielimy mieszkanie i ja choć trochę będę miała z życia.
Dzieciom nie podoba się ta decyzja. Powiedzieli, że mi, że tak długo wytrzymałam, a teraz zostawiam ojca samego, a on przecież sobie nie poradzi i sam zginie. Ale już mnie to nie obchodzi. Jeśli nie docenia tego, co ma, niech sam sobie radzi.
– Może wszystko jeszcze się uspokoi, ale moja matka chrzestna jest zdeterminowana. Nie wiem czy to dobry pomysł, ponieważ samotność na starość też nie jest zbyt dobra.