Piotr pakował swoje rzeczy i nerwowo wrzucał je do dużej, pojemnej walizki. Zabrał nawet szklaną popielniczkę. Gdyby była to jego wola, być może to Nina zbierałaby swoje rzeczy. Ale pech – mieszkanie było jej.
– Jaką jesteś żoną?! Ani sprzątać, ani gotować. Nie możesz urodzić nawet dziecka!- mężczyzna z siłą kopnął pod nogi Niusię.
– Co ma z tym wspólnego pies?- Nina wzięła na ręce przestraszoną suczkę. Chihuahua przytuliła się do gospodyni i zamarła.
-Mieszkaj ze swoim psem! A ja mam dość tego życia! – Piotr wyskoczył z mieszkania z siłą zamykając za sobą drzwi.
Nina chętnie płakałaby, ale już nie mogła. I z jakiegoś powodu, wraz z odejściem męża, życie stało się dla niej łatwiejsze. Miała dość kłótni i sporów.
Czy to jej wina, że nie mogła urodzić dziecka? Dwukrotnie straciła dzieci w szóstym miesiącu ciąży.
Rok temu była w takim stanie, że przyjaciółka, nie mogąc tego znieść, przyniosła jej małego szczeniaka.
– Rozluźnij się trochę. Mówią, że psy uspokajają. I tak siedzisz ciągle w domu. A więc przynajmniej wyjdziesz na świeże powietrze z psem.
Prawda jest taka, że troska nieco stłumiła depresję. Ale związek z mężem całkowicie się rozpadł. Stał się kapryśny, skrupulatny i nie do zniesienia. Domagał się większej uwagi, posłuszeństwa.
– I tak siedzisz w domu. Mogłabyś zamiast barszczu i kotletów coś lepszego ugotować! Teraz nie jest to trudne – w Internecie jest mnóstwo przepisów.
Nina niczego nie chciała. Miała pustkę w duszy. Niusia uspokoiła się i zeskoczyła z rąk na podłogę.
– Chodźmy na spacer! Gdzie jest nasza smycz?
Płynęły dni, tygodnie. Piotr złożył pozew o rozwód. Czasami przychodziła przyjaciółka.. Rozmawiali, pili herbatę. A przez resztę czasu kobieta spacerowała z pieskiem. Nina bardzo lubiła być na placu zabaw. Kochała dzieci. I tam było jej łatwiej.
Ostatnie majowe dni były naprawdę letnie, ciepłe. Siedząc cały dzień w komputerze, Nina zabrała Niusię na spacer. Najpierw w swoich interesach, a potem udali się na plac zabaw. Mieli tam ulubioną ławkę.
Ale dziś siedział na niej młody mężczyzna. Nina usiadła na drugiej krawędzi i spuściła Niusię na długiej smyczy. Tutaj znały ją już dzieci.
– Niusia przyszła! – zawiadomił wszystkich chłopców w wieku pięciu lat. Pogłaskali pieska, biegali z nim w pośpiechu, kopali tunele w piaskownicy, więc bawili się świetnie.
– Spuść ją ze smyczy. Nigdzie nie ucieknie. – głos wydał mężczyzna na ławce. Uśmiechał się szeroko, obserwując, jak dzieciaki bawią się z psem.
– Jestem spokojniejsza. Zawsze wpada w historie. Bezpański pies ją kiedyś zaatakował.
– Tak, ona jest jak małe dziecko. Trzeba zerkać za nią okiem. – zgodził się rozmówca.
– Tato!- podbiegła do niego dziewczynka w wieku sześciu lat.- Zobacz jaki ładny piesek! Prawda? To Niusia. Zabierzmy ją do domu!
– Weroniczko, Niusia ma panią. – mężczyzna wskazał na Ninę. – I ma swój dom. Nie możemy jej odebrać.
Dziewczyna podeszła do kobiety. Długo i po cichu ją rozpatrywała, a potem wydała werdykt:
– A my zabierzemy ją razem z ciocią! Potrzebuję mamy. A mama Niusi jest bardzo dobra!- dziewczynka podeszła bliżej i pogłaskała Ninę po dłoni.
Nina z jakiegoś powodu zaśmiała się i poczuła, jak jasno płoną jej policzki.
– Wybacz córce. Tak się złożyło, że zabrałam ją tylko ze szpitala. Mieszkamy razem. Wydaje się, że wszystko jest w porządku, ale cały czas chce mieć mamę.
Mężczyzna milczał trochę. Potem zatrzęsła się, odrzucając wspomnienia.
– Poznajmy się. Nazywam się Marek. Moja córka Weronika.
-Nina. – kobieta już się uspokoiła i próbowała żartować. – A Niusia jest gwiazdą placu zabaw.
Weroniczka wspięła się już na ławkę i siedziała przytulona do Niny.
– Pójdziesz z nami na lody? – bez urazy, z dziecinną bezpośredniością, już brała Ninę za swoją potencjalną mamę.
– A naprawdę idziemy? – uśmiech Marka był tak jasny i miły, a Weronika tak prosiła, że Nina się zgodziła.
Minęło półtora roku.
Piotr z trudem zaciągnął ciężkie walizki na czwarte piętro. Próbował otworzyć drzwi kluczem, ale nie zbliżył się do zamka. Unosząc zaskoczoną brew, zadzwonił do dzwonka. Drzwi nie otworzyły się natychmiast. Ale kiedy zobaczył Ninę, był mile zaskoczony. Stała przed nim ładniejsza, zadbana.
– Nie poznałem Cię! Przemyślałem to wszystko. Zacznijmy od nowa, z czystym kontem. Cóż, nie ma dzieci i nie musi być. Nie mogę cię zapomnieć. Dasz mi jeszcze jedną szansę?– stał mężczyzna, pewny siebie, zadowolony.
– Ninka, kto tam jest? – zawołał z mieszkania męski głos. A potem dziecko rozpłakało się. Sądząc po płaczu, było bardzo małe. – Syn chce jeść.
– Idę, mężu!- Nina podniosła na ręce warczącą Niusię i stanowczo zamknęła drzwi.