– Ja zawsze uważałam problem synowych i teściowych za naciągany! – mówi pięćdziesięciopięcioletnia Anna. – Myślałam, że z każdą dziewczyna można znaleźć wspólny język, jeśli chcesz… do ostatniego weekendu!
– Co się stało w weekend?
– Syn przywiózł do nas swoją dziewczynę. Właściwie już nie dziewczynę, teraz pannę młodą: złożyli wniosek, w sierpniu ślub. Widzieliśmy ją oczywiście, ale prawie nie rozmawialiśmy, jakoś nie było okazji… Spotykali się od pół roku. Co więcej, tylko się spotykali, nie mieszkają razem, chociaż Albert ma osobne mieszkanie… Syn nas ucieszył – mówi, że się żeni! Ojciec na to: “zabierz pannę młodą na weekend do nas na działkę, przedstaw oficjalnie, będziemy świętować zaręczyny”.
Młodzi przyjechali w sobotę przed obiadem. Oczywiście Anna przygotowała się na ich wizytę, cały poranek spędziła w kuchni.
– Przyjechali i zaczęłam nakrywać stół na werandzie – opowiada. – Mówię gościowi – Oliwio, chodź, pomożesz mi w kuchni! Oczywiście wszystko było gotowe, nie zmusiłbym jej do obierania ziemniaków! Maksymalnie, chleb pokroić, serwetki wyciągnąć… patrzę, a ona nawet nie spojrzała, nie poszła za mną! Została z mężczyznami przy stole. Siedzą, rozmawiają, śmieją się… Myślę, że dobrze, może nie usłyszała, nie zrozumiała. Przyniosłam wszystko do stołu sama, zjedliśmy, ona i Albert wstali od stołu i poszli do domu, odpoczywać po podróży, mój mąż i ja zostaliśmy umyć naczynia i posprzątać stół…
Pokój dla młodych u przezornej gospodyni Anny był już przygotowany. Po odpoczynku tamci udali się nad rzekę i na spacer po okolicy, a wrócili ponownie do nakrytego stołu.
– Mówię, teraz napijmy się herbaty z pasztecikami i kanapkami, a wieczorem będziemy smażyć szaszłyki. Oliwia, proszę, pokrój ser! A ona oświadcza mi – „Szanowna pani, ja mam zasadę: w gościnie wolę nic nie robić, odpoczywać. Skąd mam wiedzieć, jak ten ser jest zwyczajowo cięty? Nie wiem, jeszcze coś nie tak zrobię!”… Prawie upadłam! Powiedz mi, jak można pokroić ser na kanapki „nie tak”? Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie…
Przyszła synowa Anny przez dwa dni działała ściśle według swojej zasady – nie włożyła najmniejszego wysiłku w pomoc w domu. Wieczorem mężczyźni grillowali szaszłyki, Oliwia stała obok nich przy grillu i słuchała opowieści, podczas gdy gospodyni kroiła warzywa i nakrywała stół. Czując, że matka jest już na skraju wytrzymałości, Albert zgłosił się na ochotnika do mycia naczyń. Oliwia nawet nie kiwnęła palcem, aby mu pomóc.
– Czy chociaż talerze ze stołu można było zebrać i zanieść do zlewu? Nawet nie pomyślała! I w zasadzie można było umyć. Domek mamy nowoczesny, jest ciepła woda. I naczyń niedużo, tylko cztery talerze…
Następnego ranka młodzi spali do obiadu, potem leniwie przybyli do stołu ponownie nakrytego przez gospodynię, a następnie zabrali się do domu – jutro do pracy, mówią. Natalia z zasady nawet nie posprzątała łóżka.
– Też chyba bała się, żeby łóżko nie było tak pościelone jak u nas zwyczajowo! – Anna westchnęła – Tak… Taki cud widzę po raz pierwszy…
Anna uwielbia gości, na jej działkę często przyjeżdżają siostra z dziećmi, przyjaciele, i współpracownicy męża. I zawsze ludzie w jakiś sposób starają się pomóc. Siostra, na przykład, za każdym razem chwyta naczynia, sprząta stół i myje, nie pozwala podejść Annie do zlewu – ty gotowałaś, ja sprzątam i nie kłóć się!
Przyjaciele zwykle przynoszą z domu samodzielnie przygotowane sałatki – aby gospodyni nie gotowała, a nawet dalsi znajomi, którzy przyjeżdżają na działkę po raz pierwszy, oferują gospodyni pomoc: pokroić, zebrać, przynieść. Oczywiście Anna nie nadużywa takiej pomocy i odmawia wszystkiego, ale mimo to liczy się gest i szacunek do pracy gospodarza. Ona przecież też by chciała odpocząć.
– Jeszcze gdybym poprosiła ją o zrobienie czegoś na działce! – ciągnie Anna – Podlewać ogórki lub pielić grządki. Ale nie! Ser pokroić w plastry, dla siebie przecież…
A może dziewczyna ma rację – przyjechała w odwiedziny, została zaproszona, więc właściciele powinni dbać o gości? To nietakt z ich strony, poręczać gościom sprawy – więc niech sami kroją ser, przynoszą chleb, zabierają talerze?!
A może jednak wina za taką sytuację leży po stronie gościa – przez dwa dni nawet nie kiwnąć palcem ani nie zaoferować pomocy?
Co myślicie?