Wyszłam za mąż siedem lat temu. W tym czasie Michał i ja wkraczaliśmy w dorosłe życie po studiach. Oboje pracowaliśmy, ale pensje były niskie. Dobrze, że mieszkaliśmy w mieszkaniu podarowanym nam przez krewnych.
Mieszkanie było dobre, przestronne, ale wymagało remontu. Michał miał problemy z naprawami i innymi pracami domowymi. Został wychowany przez matkę i babcię, nie miał męskiej ręki w postaci ojca, dziadka czy wujka, więc nikt nie mógł nauczyć go zawiłości wszelkiego rodzaju prac remontowych. I nie miał też szczególnej chęci do pracy fizycznej.
Nie rozpaczaliśmy, mieliśmy dość przyjaciół i znajomych, którzy chętnie pomagali nam w uporządkowaniu mieszkania. Dzięki wspólnym wysiłkom udało nam się przekształcić je w całkiem przytulne miejsce.
Moja matka, która początkowo była przeciwna temu małżeństwu, krytykowała wszystko, co robiliśmy. W zasadzie nie była zadowolona z tego, że nie robimy tego sami, tylko prosimy o pomoc.
– Człowiek musi być w stanie zrobić wszystko w domu sam, w przeciwnym razie jakim jest gospodarzem – powtarzała.
Moja matka wierzyła, że skoro Michała wychowywała babcia i matka, to jest maminsynkiem. Swoje gorzkie doświadczenia wyciągnęła z własnego życia. Mój tata jest taki, dlatego rozwiedli się, kiedy poszłam do drugiej klasy. Od tamtej pory nie widziałam ojca.
Nasz związek był zupełnie inny. Teściowa próbowała dołączyć do naszej rodziny, ale Michał szybko ją uspokoił, nie pozwalając jej udzielać nieproszonych rad i zaglądać we wszystkie kąty. Powiedział, że sam zaopiekuje się rodziną, bez rad matki.
Kiedy teoria mojej mamy się nie sprawdziła, zaczęła z nowym zapałem mówić o prawdziwym mężczyźnie, który wszystko musi robić w domu sam. Tylko czekała, by zobaczyć, że woda w zlewie nie spływa wystarczająco szybko albo gniazdko nie działa – świetny powód do rozpoczęcia kłótni.
W końcu nie mogłam tego znieść i raz poprosiłam mamę, żeby uważała, co mówi i do kogo. Musielibyście zobaczyć jej reakcję. Prawie osunęła się na ścianę. Stwierdziła, że jeszcze przyjdę do niej płakać i widzi przed oczami moje życie – nie będę z moim Michałem i będę żałować, że nie słuchałam rad matki.
W tej chwili bardzo mało komunikujemy się razem, a nasze rozmowy są bardziej jak pytanie mnie o to, czy już pożałowałam swojego małżeństwa. Nie mam pojęcia czy mnie wspiera, czy czeka, aż niektóre z jej wizji zostaną spełnione.
To nie jest łatwe. Czy tylko ja mam tyle szczęścia?