Kiedy byłam bardzo młodą studentką na ostatnim roku studiów, zaczęłam spotykać się z pewnym chłopakiem.
W tym czasie już pracowałam, pensja była dobra, więc stać mnie było nawet na wynajęcie mieszkania i życie osobno od rodziców.
Zaczęliśmy być razem. Mój nowy chłopak przychodził, jadł obiad i wychodził.
On zarabiał całkiem nieźle, a ja płaciłam za mieszkanie połowę swoich dochodów. Resztę pieniędzy przeznaczałam na wyżywienie siebie i jego, starałam się sama ubierać i przynajmniej czasami wychodzić na wydarzenia kulturalne.
Kiedy przychodził do mnie jeść, nie jadł taniego jedzenia, tylko ekologiczne – łosoś i wołowina (wszystko schłodzone, bo mrożenie to zbrodnia przeciwko żołądkowi). Jadł i chwalił mnie: „Ojej, jak Ty pysznie gotujesz, lepiej niż jakikolwiek kucharz. Resztę zabierał do pojemnika, by zjeść później w domu.
A ja, niemądra, promieniejąc z radości, wkładałam mu to jedzenie do pojemnika i wycinałam serca z ziemniaków. Kochałam tego mężczyznę i ciągle czekałam na oświadczyny.
Oczywiście, brzmi to naiwnie, ale dopiero później zdałam sobie sprawę, że te spotkania dużo mnie kosztują, bo ja prawie wcale nie jem mięsa, więc kupowałam je tylko dla niego. Do tego jeszcze dodatkowe składniki: grzyby, ser, śmietanę, wino, etc., a on w tym czasie nie przyniósł nawet kwiatka.
Wtedy postanowiłam poprosić go, żeby poszedł do sklepu. Jaka była reakcja? Tysiąc wymówek, skandal, że nie może iść samemu. A kiedy się zgodził, to chwilę później wycofał się, bo rzekomo zapomniał mi powiedzieć, że ma wystarczająco dużo do zrobienia dzisiaj i nie może przyjść.
Zdałam sobie sprawę, że ten związek opierał się wyłącznie na jedzeniu. Przyszedł, zjadł, odpoczął i poszedł do domu.
Dodałam go do mojej czarnej listy i powiedziałam, że jest niepoważny. Za kilka dni wrócił i zaczął mi mówić, że wymyślił coś takiego i takiego… Wyrzuciłam go.
Powiedziałam tylko: nie mam pensji tak dużej pensji, by karmić człowieka, który zarabia więcej niż ja.
Teraz nie jestem zwolenniczką karmienia dorosłego człowieka, zwłaszcza gdy jest to związek weekendowy. Przynieś zakupy – ja ugotuję. To wszystko jest uczciwe.
Oczywiście mężczyzna nie musi mnie utrzymywać, ale ja mam taką zasadę: jeśli mężczyzna nie chce wyżywić siebie i mnie, to jest do niczego.
Posiadanie dziecka z takim człowiekiem to koszmar. Całe życie błagać go choćby o rajstopy czy podpaski.
A jak Wy uważacie? Czy dziewczyna powinna karmić mężczyznę, czy on powinien kupować produkty/dawać prezenty/pieniądze? Napisz swoją opinię w komentarzach.