Sen „z czwartku na piątek”. Historia.

Ola szła ulicą i uśmiechała się. Dziś był ostatni egzamin, ciężki czas sesji dobiegł końca. Teraz mogła odpocząć. Za dwa dni miała iść z koleżankami do restauracji niedaleko ich uczelni, posiedzieć i pogadać, a przede wszystkim uczcić swoje urodziny.

Ola powoli, zamyślona, weszła na trzecie piętro starego, obdrapanego bloku. Dziewczyna wyjęła z kieszeni klucz i otworzyła drzwi wejściowe. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, jak bardzo jest zmęczona. Napięcie ostatnich kilku dni, podekscytowanie i kłopoty z arkuszami egzaminacyjnymi zrobiły swoje. Wzięła prysznic, przebrała się w piżamę i przykryta kocem, szybko zasnęła. Deszcz bębnił za oknem, kołysząc ją, a zegar tykał cicho w kuchni. Nawet sąsiedzi przestali skrzypieć deskami podłogowymi, żeby nie przeszkadzać Oli.

Dziewczyna spała. Śniła piękny sen. Widziała siebie, ale jakby z daleka, obserwującą swoje życie. Twarze trudno było dostrzec, były zamazane. Jakby Ola odwracała się od snu, nie pozwalając się zobaczyć.

Więc we śnie była już sobota. Zobaczyła dziewczynę wchodzącą do kawiarni, gdzie zamierzała świętować koniec sesji z koleżankami. Nieśpiesznie zdjęła jasny kaszmirowy płaszcz, poprawiła włosy przed lustrem i po raz kolejny upewniła się, jak bardzo jest urocza. Piękność w srebrnej sukni, włosy w grubych lokach, zgrabny pasek podkreślający szczupłą talię… Podziwiała siebie. Ola ze snu nie zauważyła, jak w drzwiach pojawiły się jej koleżanki. Dziewczyny uściskały się i poszły do swojego stolika.

– Jaka piękna sukienka! Pasuje do Ciebie bardzo dobrze! – powiedzieli do niej.

– Gdzie ją kupiłaś? Dlaczego nam nie powiedziałaś? Ja też chcę taką mieć! – bombardowały ją pytaniami.

Ola była zadowolona, że jej nowa sukienka tak bardzo się wszystkim spodobała. Nie miała pojęcia dlaczego, ale we śnie nie miało to znaczenia.

I wtedy pojawił się w zasięgu wzroku jej „rycerz na białym koniu”. Tylko, że nie był rycerzem, a zamiast końskiej uzdy trzymał w ręku zwykły zeszyt i ołówek.

– Witajcie, panie! Co mogę podać? Gościć tak piękne kobiety u nas, to zaszczyt! – kelner obsypywał je komplementami i nie spuszczał wzroku z Oli.

Zawstydziła się, spuściła oczy i udawała, że uważnie czyta menu.

„Arkadiusz” – powiedziała do siebie, czytając imię kelnera na tabliczce z nazwiskiem.

Ola już zaczęła mentalnie powtarzać imię, wypróbowywać je, wybierać czułe warianty, nawet myślała, jak będzie brzmiało akcie urodzenia ich dziecka. Ola chciała mieć syna, któremu po ojcu dałaby na imię Eugeniusz.

W snach wszystko jest możliwe, wszystko jest bardziej realne i łatwiejsze. Nie ma żadnych zakazów ani granic.

Tutaj można marzyć i od razu realizować swoje marzenia, malując je jak farbami na płótnie. Nie może być mowy o dokładnej chronologii, wydarzenia splatają się i ciągną w łańcuchu nie według praw czasu, ale według woli śniącego.

Ola z niecierpliwością czekała, co będzie dalej. Przewinęła mentalnie ten sen jak film, przewinęła do przodu nieciekawe momenty i teraz widzi siebie idącą ramię w ramię z Arkadiuszem, nawet on wydaje się ją przytulać. Śmieją się, zauważając, że oboje są umoczeni w lodach jagodowych, jej ulubionych…

I wtedy zadzwonił telefon. Uparcie i wytrwale jego dzwonienie wdzierało się w absurdalnie romantyczny sen dziewczyny i zlizywało go jak kot zlizujący resztki mleka rozlanego na podłodze.

Ola usiadła na łóżku, oszołomiona rozglądając się dookoła. Która jest godzina? Jest ranek, godzina 9. Spała już bardzo długo.

– Cześć! Co tak długo? Czy Ty śpisz? – w słuchawce odezwał się głos brata. – Zdałaś? Beształem Cię całą drogę do pracy, potem w czasie lunchu też. Czy to pomogło?

– Zdałam, Roman, dziękuję! I zasnęłam, wyobrażasz sobie, nie zjadłam nawet kolacji. Miałam taki sen… Taki dziewczęcy… Szkoda, że nie udało mi się go dokończyć.

– Nie martw się. Marzenia spełniają się z czwartku na piątek, więc je zrealizujesz. W porządku, nie będę już przeszkadzał. Gratuluję wakacji. Przypominam, że w niedzielę jedziemy do mamy. Pa!

Ola powoli odłożyła telefon na szafkę nocną. Chciała się położyć i znów zasnąć, by zakończyć swój „melodramat”, ale głodny żołądek burczał niezadowolony, a przed mentalnym okiem z jakiegoś powodu pojawiły się pierogi. Ola wsunęła stopy w klapki i powędrowała do kuchni.

– Sen… A co jeśli on się naprawdę spełni? Pójdziemy z dziewczynami do kawiarni, a tam on, Arkadiusz…

Ola w zamyśleniu postawiła garnek z wodą na kuchence. Nie mogła pozbyć się sukienki z głowy. Srebrna tkanina, dopasowana… Nie sprzedawali takich teraz w sklepach. Może dziewczyna widziała ją w telewizji? Ola wzruszyła ramionami i otworzyła zamrażarkę. Tam, w celofanowym woreczku, leżały pierogi, starannie zrobione przez jej matkę, a one, jakby przestraszone, wpatrywały się w Olę, nie chcąc podać jej obfitego śniadania.

Wyjęła z zamrażarki woreczek, naliczyła dziesięć pierogów, potem pomyślała i dodała jeszcze kilka, wrzuciła je do wrzątku i usiadła na krześle, obserwując z okna, jak dzieci bawią się w berka na placu naprzeciwko.

Nie mogła zjeść śniadania w spokoju. Renata zadzwoniła, prosząc ją, żeby poszła z nią na zakupy. Renata wyjeżdżała za tydzień na wakacje do Włoch, chciała, aby jej przyjaciółka pomogła jej w wyborze garderoby.

Ola szybko dokończyła resztę pierogów, wypiła filiżankę mocnej kawy i pospiesznie się ubrała. Zakupy z Renatą zawsze były zabawne. Poza tym, co by było, gdyby zobaczyła tę sukienkę ze snu?

– Z czego się uśmiechasz? – zapytała Renata, patrząc w oczy Oli. – Zakochałaś się czy co?

– Coś w tym stylu… Miałam romantyczny sen.

– Powiedz mi! No, powiedz mi! – Renata zaczęła błagać, ale potem się poddała. – Nie, nie mów o nim, bo się nie spełni!

– Czy wierzysz w nie?

– Tak! Spełniały mi się marzenia. Niekoniecznie od razu, ale tak było.

Renata pchnęła ciężkie drzwi i dziewczyny zanurzyły się w zgiełku podziemi.

Rozmowa  w hałasie była niewygodna, a potem Renata nie była już zainteresowana. Potrzebowała pięknych kostiumów kąpielowych i letnich sukienek.

Ola, doceniając wybór przyjaciółki, teraz i wtedy wybiegającej z przymierzalni, przytaknęła, ale nadal unosiła się w chmurach. Najwyraźniej zmęczony mózg chwycił się nowych, dobrych myśli, które miały zastąpić te „sesyjne”.

– No dalej! Czy to pasuje? Zobacz, jaka jestem gruba w tej sukience! – nagle Ola usłyszała głos Renaty i trochę się podekscytowała.

– Przepraszam, nie mogę się obudzić, chyba! – Ola spojrzała na przyjaciółkę zakłopotana, po czym odwróciła wzrok i coś dostrzegła.

Za szybą gabloty wisiała ta sama sukienka. Dokładnie tak, jak we śnie. Ola otworzyła usta ze zdziwienia, złapała Renatę za ramię, gdy tylko ta, zdenerwowana, wyszła z przymierzalni, i zaciągnęła ją do tego sklepu.

– Renata, muszę kupić tę sukienkę! Spójrz, tę, srebrną! Ruszamy!

Koleżanka nie miała nic przeciwko temu.

– Witam! Mogę prosić o tę sukienkę? – Ola od progu powiedziała do sprzedawcy.

– Jaki jest Twój rozmiar? Została ostatnia.

Na szczęście rozmiar się zgadzał i za pięć minut Ola stała przed lustrem w garderobie i oglądała się ze wszystkich stron.

Strój bardzo jej się podobał. Cena była jednak wysoka, ale Renata zgodziła się pożyczyć pieniądze.

Trzy godziny później, kiedy koleżanka kupiła już wszystko, czego potrzebowała, aby zaimponować Włochom, dziewczyny były w drodze do domu, każda z własnym „pakietem szczęścia”. Pożegnały się na ulicy i przypomniały sobie o jutrzejszym spotkaniu.

W domu Ola jeszcze raz przymierzyła sukienkę.

– Może to zbyt pretensjonalne jak na kawiarnię, – pomyślała smutno, ale wtedy pojawił się przed nią obraz uroczego kelnera i marzycielka uznała, że warto zaryzykować.

I tak nadszedł dzień „X”. Włosy miała ułożone, sukienkę wyprasowaną, a buty obtarte na obcasach, ale to nie był problem. Nawet kaszmirowy płaszcz się przydał. Na dworze robiło się coraz zimniej. Naiwna dziewczynka postanowiła, że jeśli marzenie ma się spełnić, to musi to być w dniu jej urodzin.

Stoi w kawiarni, zdejmuje płaszcz, poprawia włosy. Przychodzą jej koleżanki i razem siadają przy stole. Menu jest już na stole, dziewczyny zaczynają je przeglądać, a Ola rozgląda się, szukając kelnera.

Za nią słychać donośny głos.

Dzień dobry! Dziękujemy za wybranie naszej kawiarni! – młody kelner zwraca się do nich zapamiętanymi frazami. – Czy już Panie coś wybrały?

Ola patrzy na kelnera z zaskoczeniem. Niski, pochylony, z lekkim seplenieniem… I wtedy, gdy Renata otworzyła usta, by złożyć zamówienie, Ola nagle odezwała się głośno, zwracając się do kelnera:

– Nie, nie jesteś tym jedynym!

– Nie wiem, o co Pani chodzi!

Jej przyjaciółki również wpatrywały się w nią z zakłopotaniem.

Dziewczyna zakłopotała się pod ich spojrzeniem.

– Przepraszam, czy pracuje tuta kelner o imieniu Arkadiusz? – zapytała cicho, rumieniąc się.

– Nie, nie pracuje. Zatem, czy coś podać?

Ola zupełnie się zawstydziła. Cała radość zdawała się być wymazana z jej twarzy gumką.

Dziewczyny widząc, że coś jest nie tak, szybko złożyły zamówienie, poczekały aż kelner przejdzie przyzwoitą odległość i postanowiły dowiedzieć się co się stało.

– Ola! Dlaczego go tak atakujesz? Kim jest Arkadiusz? Czy to Twój znajomy?

– Nie, nie znam go… Dobra, jestem głupia, nie wiem co we mnie wstąpiło. W każdym razie…

I Ola opowiedziała swoim przyjaciółkom o śnie, o sukience, o swojej głupiej wierze w romantyczne sny.

– Powiedziałem Ci, że to nie musi się spełnić od razu! – szepnęła Renata, widząc wątłego kelnera niosącego tacę z sałatkami do ich stolika. – Innym razem! Może zostanie zwolniony i zastąpiony przez Arkadiusza. Bądź cierpliwa!

Nie, wolę zapomnieć o wszystkim, nigdy więcej nie założę tej sukienki i na nic nie będę czekać! Kompletnie zwariowałam na punkcie tych egzaminów! – Ola odparła szeptem i metodycznie zaczęła mieszać sałatkę na talerzu.

Dziewczyny wzruszyły ramionami i też zaczęły jeść.

Szybko zapomniały o tym incydencie. Wznoszenie toastów za zdrowie solenizantki, omawianie planów nawakacje, dokładne ocenianie nowego manicure – to wszystko rozpraszało Olę.

Dopiero po powrocie do domu ponownie pomyślała o swoim śnie. Z jakiegoś powodu było to bardzo denerwujące. Jakby pokazano jej kawałek cukierka albo kawałek ulubionego ciasta, a potem zabrano, udając, że to się nigdy nie wydarzyło. Ola zastanawiała się nad swoją wrażliwością, ale zrzuciła to na zmęczenie. Zdjęła sukienkę i schowała ją do szafy, żeby już nigdy więcej jej nie założyć. Uznała, że to właśnie ten kawałek materiału jest winien oszustwa, więc niech sobie wisi i nie rzuca się w oczy…

Od tamtego czasu minęło wiele lat. Ola ukończyła kolejne studia, uczestniczyła w ślubach swoich przyjaciół, a teraz przygotowywała się do własnego. Jej narzeczony miał na imię Tomasz, poznali się na lodowisku półtora roku temu.

Dziś Ola przenosi do niego część swoich rzeczy. Powoli i ostrożnie wkłada swoje ubrania do walizki. Letnie i zimowe ubrania są ułożone w stosy, przyciśnięte do siebie, gotowe do podróży. I wtedy Ola wyciąga z szafy ostatnią rzecz – sukienkę.

– A ty nadal tutaj wisisz? – ironicznie zapytała Ola. – Nic się nie spełniło! Tomasz, nie Arkadiusz; lodowisko, nie kawiarnia.

Ola chciała zostawić sukienkę w szafie, ale pomyślała o tym, żeby dać ją siostrze Tomasza i włożyć razem z innymi rzeczami do walizki.

Minęło jeszcze wiele lat, o wiele więcej. Ola i Tomasz mieli córkę. Nazwali ją Eugenia. Córka wyrosła na totalną chłopczycę. Jeździła na rowerze z chłopcami, odmawiała zaplatania warkoczyków i noszenia spódniczek.

Kiedy miała dziewiętnaście lat, poinformowała rodziców:

– Mamo! Marta zaprosiła mnie do kawiarni na moje urodziny. Ale ja nie idę! – Eugenia chwyciła gorący naleśnik, który mama właśnie usmażyła i nie zdążyła nawet posmarować go masłem.

– Dlaczego? Czy nie powinnaś bawić się z przyjaciółmi? – zastanawiała się mama.

– Przyjaciółkami – wtulała się w fotel i dmuchała na gorący smakołyk. – Marta powiedziała, że każdy musi założyć sukienkę, bo to jest impreza. A ja nie noszę sukienek.

– Powinnaś iść! Będziesz żałować, że to przegapiłaś! Nie musisz zakładać sukienki…

– Nie, po pierwsze jestem gruba, po drugie nie mam sukienki, a po trzecie…

– Nie jesteś gruba! – przerwała jej Ola. Ciasto skwierczało na gorącej patelni. – Wymyślasz własne bzdury. Pięćdziesiąt dwa kilogramy, skóra i kości! Pomogę Ci z sukienką. Ja mam jedną ze swojej młodości.

Ola szybko dokończyła naleśniki, umyła ręce i poszła z córką do pokoju.

– Gdzie ona jest? – szepnęła do siebie, odsuwając na bok regały i przeglądając ubrania. – Ach, oto jest!

Ola ze zwycięskim uśmiechem wyjęła z szafy swoją srebrną sukienkę i podała ją córce.

– Tutaj, Eugenia, przymierz!

Dziewczyna sceptycznie spojrzała na nowe ubranie, aby nie zrobić przykrości matce. 

Minutę później stała już na środku salonu i uśmiechała się z zażenowaniem.

Suknia była dla niej w sam raz. Ola klasnęła w dłonie. Obeszła córkę dookoła i patrzyła na nią, nie mogąc oderwać wzroku. To było bardzo rzadkie zobaczyć ją w takim stroju!

Dwa dni później Eugenia w nowej sukni i kaszmirowym płaszczu, stanęła w drzwiach restauracji, do której zaprosiła ją Marta.

Dziewczyna zaczekała trochę przed wejściem, po czym zebrała się na odwagę i weszła do środka. Zdjęła płaszcz, obejrzała się w lustrze i już miała usiąść, ale poczuła, że ktoś ją obserwuje. Było to subtelne odczucie, nie niepokojące. Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie zobaczyła.

Eugenia wzruszyła ramionami i pospieszyła do swoich przyjaciółek.

Witam, mam na imię Arkadiusz. Co chciałabyś zamówić? – do stolika podszedł przystojny kelner. Spojrzał w oczy Eugenii, uśmiechnął się do niej i podał jej menu…

Wieczorem dziewczyna z podekscytowaniem opowiedziała matce o swoim nowym znajomym, Arkadiuszu. Ola ze zdumieniem słuchała jej opowieści, a potem uśmiechnęła się, przytuliła córkę i powiedziała: „A więc to marzenie z czwartku na piątek się spełniło. Dobrze, że nie zdążyłam oddać sukienki!”.

Czy ten związek będzie długotrwały, czy to miłość, czy tylko zauroczenie, Ola nie wiedziała, ale widziała szczęście w oczach córki i sama była szczęśliwa.

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Twoja Strona
Sen „z czwartku na piątek”. Historia.