Moja synowa przyjechała z innego miasta. Kiedy się pobrali, zaczęli mieszkać z nami. Rozwiodłam się dawno temu i zabrałam moją matkę do siebie, jej mieszkanie jest wynajmowane.
Początkowo synowej nie podobało się, że nie dałam im mieszkania po matce, a potem zaczęła naciskać na syna.
Z moją obecnością jeszcze może wytrzymać, ale babcia – to już według niej za dużo. A moja mama jest spokojna, zawsze pomaga w pracach domowych, dobrze gotuje, jest dobrą kobietą.
Moja synowa spędza godziny przy telefonie, rozmawiając z rodzicami. Po tym wszystkim unika z nami kontaktu.
Nawet wieczorem zabiera jedzenie do swojego pokoju, żeby nie jeść razem. Syn bierze z niej przykład, mówiąc, że nie chce denerwować żony.
Synowa nie chce mieć dzieci, chce żyć dla siebie, nie przywiązując się do domu. Teraz nie pomaga w domu, nie robi prania, nie kupuje nic dla rodziny.
Kiedyś jakoś się z nią dogadywaliśmy, ale teraz z powodu samoizolacji w czasie koronawirusa staliśmy się prawie wrogami.
Wszyscy byliśmy w domu – mój syn pracował zdalnie. Myślałam, że oszaleję z powodu tej całej presji.
Byłam już gotowa oddać im mieszkanie po mamie, ale pieniądze za wynajem bardzo mi pomagały. Nie chciałam obciążać syna, ale on nie zaproponował nic innego.
Nie poznaję swojego dziecka. Ostatnio powiedział, że dostał propozycję pracy w innym mieście i ją przyjął. Nie konsultował się, po prostu poinformował nas.
Okazuje się, że jest to miasto, w którym mieszkają rodzice jego żony. Jak się później okazało, nie zaproponowano mu jej, lecz sam świadomie szukał w tym mieście. Synowa dopięła swego.
Nie życzę im żadnej krzywdy, ale wiem, że mojemu synowi będzie ciężko żyć w cudzej rodzinie. On nie ma tam żadnych praw, a teściowa da mu popalić. Nie zniechęciłam go, ale serce boli mnie za moje dziecko.