Rano po dzwonku budzika szybko się obudziłem. Był ósmy marzec, co oznacza, że nadszedł czas, aby udać się na targ kwiatowy i kupić bukiet swojej ukochanej kobiecie. Zdecydowałem, że tym razem zrezygnuję z banalnych róż lub tulipanów i kupię coś oryginalnego, na przykład mimozy. W ten wiosenny poranek pogoda była jeszcze dość zimowa. Zimny wiatr przemykał od stóp do głowy. Jeszcze nie wszedłem dobrze na targ, a już zobaczyłem kolorowe kosze z mimozami, które przykuły moją uwagę. Przyciągnęły mnie i zdałem sobie sprawę, że nie chcę żadnych innych kwiatów, tylko te.
Zapytałem sprzedawczynię i powiedziała mi, że muszę trochę poczekać. Kiedy czekałem, czułem, że na zewnątrz jest naprawdę zimno. Chowałem zimne dłonie do kieszeniach, ale to niewiele pomogło, a potem, gdy paliłem i czekałem, jeden starzec zwrócił moją uwagę. Był w starym płaszczu, który, sądząc po jego wyglądzie, wiele już przeżył i był wielokrotnie cerowany. Miał na sobie te same stare, zużyte spodnie, ale w całym jego wyglądzie uderzał fakt, że wszystkie jego rzeczy były idealnie czyste, a buty wytarte na połysk. Koszula widoczna spod płaszcza również była wyprasowana. Spojrzałem na twarz tego starszego mężczyzny, a jego spojrzenie było pełne dumy i bezkompromisowości. Oczywiście tego dnia starzec ogolił się, o czym świadczyły liczne skaleczenia na jego twarzy, zaklejone kawałkami gazety. Dziadek również czekał, stawał z nogi na nogę i dygotał z zimna. Sprzedawczyni nie pojawiała się długo i już zacząłem się denerwować, ale w końcu wróciła, i pierwszego zaczęła obsługiwać tego staruszka.
Zapytał o koszt gałązki mimozy. Na co ekspedientka nagle ostro odpowiedziała, żeby się nie zawiódł, bo takim pijakom nic nie daje, niczego nie dostanie za darmo. Starzec zaczął się sprzeciwiać, że nie jest alkoholikiem i wcale nie pije, po prostu potrzebuje jednej gałązki mimozy, ale sprzedawczyni była nieugięta i wypędziła dziadka, który prawie płakał. Potem powiedziała, że dobrze, sprzeda mu jedną gałązkę ale za pięć złotych. Dziadek zaczął grzebać po kieszeniach, z których udało się wydobyć trzy odrapane monety. Zapytał, czy będzie dla niego gałązka mimozy za trzy złote.
Widziałem w oczach tego mężczyzny nieznośną tęsknotę i ból. Sprzedawczyni jednak tego nie zauważyła, długo grzebała wśród gałęzi i znalazła najbardziej brzydką, połamaną gałązkę. Wręczyła ją dziadkowi, prosząc go, by poszedł do swojej pijaczki i już nie mydlił jej oczu, odwracając uwagę kupujących, a dziadek trzymał ten złamany kwiat i nie mógł już powstrzymać łez.
W tym momencie ja, wcześniej tylko obserwując sytuację z zewnątrz, już nie wytrzymałem i ze złością zwróciłem się do ekspedientki, jak ona może mu to robić. Sprzedawczyni zbladła i skuliła się. Nie byłem już odpowiedzialny za swoje czyny, więc zuchwałym tonem poprosiłem sprzedawczynię, aby powiedziała, ile kosztuje kosz z mimozami. Kosztował sto złotych. Rzuciłem stuzłotowy banknot pod nogi ekspedientki, wziąłem kosz kwiatów i wręczyłem go staruszkowi. Nie chciał go przyjąć i ciągle płakał. Już sam ledwo powstrzymywałem swoje emocje i byłem gotowy rozpłakać się.
Razem z nim wyszliśmy z targu. Szliśmy w milczeniu, nie mówiąc sobie ani słowa. Ja i mój staruszek postanowiłem pójść do delikatesów, żeby kupić jakieś wino i ciasto. Przypomniałem sobie, że sam nie kupiłem kwiatów dla swojej żony. Potem powiedziałem mężczyźnie, żeby wziął kosz kwiatów, ciasto i wino, i pędził do ukochanej. Zdawałem sobie sprawę, że nie żałuję tych stu złotych, że jemu pomogą. Życzę mu wszystkiego najlepszego.
Cóż, dziadek nadal płakał, a jego łzy padały na jego znoszony i cerowany płaszcz. W jego oczach można było odczytać szczerą wdzięczność, ale jednocześnie zupełnie nie rozumiał, czym sobie zasłużył na takie podejście od nieznajomego mężczyzny. Nie mogłem już patrzeć na ból starca, przytuliłem go, wręczyłem mu kosz z kwiatami, wino i ciasto. Zacząłem już odchodzić i w tym momencie starszy mężczyzna w końcu się do mnie zwrócił.
Przez łzy wyszeptał, że on i jego żona są razem od czterdziestu pięciu lat i tak się stało, że ciężko zachorowała. Nie ma pieniędzy, ale tego dnia po prostu nie mógł jej zostawić bez prezentu i poszedł na targ, żeby coś jej kupić. Szczerze podziękował mi za pomoc.
Ja stałem na środku ulicy wstrząśnięty, zapominając o tym, po co przyszedłem na targ i jaki jest dzisiaj dzień. Biegłem, nie wiedząc gdzie, a łzy wylewały mi się z oczu. Od tego dnia czułem, jak się zmieniłem. Moje postrzeganie życia zmieniło się i już nigdy nie będzie takie samo. Obudziły się we mnie wewnętrzne emocje, które drzemały do tego momentu.
Chciałbym zwrócić się do ludzi i poprosić ich, aby nie byli obojętni jak ta sprzedawczyni kwiatów. Każda osoba w życiu ma różne trudne sytuacje. W każdym momencie powinniśmy pozostać ludźmi i promieniować życzliwością. Do tego doszedłem po spotkaniu z tym starcem na targu kwiatowym wczesnym, zimnym porankiem ósmego marca. Jestem wdzięczny losowi za to spotkanie, które nauczyło mnie jeszcze bardziej doceniać moje życie i dbać o bliskich mi ludzi.