Szczęśliwa historia odnalezienia półtorarocznego dziecka

Kiedyś wracając z pracy do domu postanowiłem skrócić sobie drogę przechodząc przez okoliczny park. Było wtedy około dwudziestej pierwszej i wiał silny wiatr. Szedłem spokojnie gdy nagle ujrzałem przed sobą duży, niebieski wózek. Oczywiście na wszelki wypadek zajrzałem do środka, w końcu niecodziennie znajduje się takie przedmioty. Był jednak pusty. Zastanawiałem się skąd się tu wziął, czyżby jakaś wyjątkowo zabiegana mama w pośpiechu zapomniała zabrać go ze sobą? Zacząłem uważniej rozglądać się wokoło.

Nagle zauważyłem coś co zaskoczyło mnie jeszcze mocniej – niewiele dalej, w krzakach stało dziecko, na oko dwuletnie. Zaczęło iść niezdarnie w moim kierunku, uśmiechając się i odważnie wyciągając do mnie rączki. Nikogo nie było wokół więc wziąłem je w ramiona by dodać mu otuchy. Ruszyłem razem z maluchem na poszukiwanie jego rodziców, minęliśmy trzy osoby lecz okazały się ona zwykłymi przechodniami, nie wiedziały nic o dziecku.

Postanowiłem zadzwonić na policję. Czekając na przyjazd radiowozu mieliśmy chwilę czasu na zabawę, dałem dziecku także kilka ciasteczek, które znalazłem w torbie przy wózku.

Przyjechała policja, funkcjonariusz spisał wszystkie moje zeznania i wypełnił protokół. Potem zamarł, przygryzając ołówek, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

– Mam nadzieję, że nie myśli Pan, że porwałem to dziecko jak w jakimś filmie. – zażartowałem – Mam wyjątkowe szczęście do znajdowania się w złym i miejscu i czasie.

Po zakończeniu formalności policjant zapytał:

– Jak daleko od parku Pan mieszka?

– Niezbyt daleko, tu, za rogiem. W tym różowym domu. – odpowiedziałem skonsternowany

– Czy możesz zabrać do siebie dziecko póki nie znajdziemy rodziców? Jeśli potrwa to zbyt długo to zabierzemy go do sierocińca. – zaproponował

– Ma Pan na myśli, że mam zabrać obce dziecko do domu? Jak mam wyjaśnić to mojej żonie? Mam własne dzieci. – moje zaskoczenie wzrosło jeszcze bardziej

– Nie musi się Pan zgadzać, to po prostu ułatwiło by sprawę i pomogło oszczędzić dziecku stresu.

Nadal nie mam pojęcia jak to się stało, że się zgodziłem. Chyba po prostu było mi żal tego ufnego malucha. W dodatku myślałem, że poszukiwania nie mogą potrwać długo i rodzice z pewnością szybko zjawią się u mnie wdzięczni za opiekę nad ich dzieckiem. Włożyłem znalezionego malucha do wózka i ruszyłem w kierunku domu, dzwoniąc w drodze do żony i informując ją o tym, że będziemy mieli gościa. Żona nie była zła, patrząc na mnie tylko śmiała się z założonymi rękami. Nasze córki z kolei wyglądały na zachwycone małym człowiekiem, który zagościł w naszym domu. Uśmiechały się zaglądając do wózka.

Odwiedziny tego malucha sprawiły, że razem z żoną miło spędziliśmy wieczór, wspominając czasy gdy nasze dziewczynki były w podobnym wieku.

Sielanka została zakłócona przez telefon policjantów, którzy poinformowali nas o znalezieniu matki dziecka. Okazało się, że nie porzuciła swojej pociechy a po prostu, będąc na spacerze zemdlała z powodu nagłego bólu brzucha – była w ciąży. Maluch, który spał teraz u nas w domu, korzystając z nieuwagi matki podprowadził wózek nieco dalej w krzaki. Nikt go nie zauważył gdy przechodnie wezwali karetkę do kobiety. Gdy w szpitalu lekarze wykonali cięcie cesarskie a kobieta odzyskała świadomość opowiedziała o sytuacji lekarzom i umierała z niepokoju o pociechę.

– Szukamy ojca. – dodał policjant – To może chwilę potrwać.

Godzinę później w naszym domu rozległ się gorączkowy dźwięk dzwonka. Po otwarciu drzwi, na progu ujrzeliśmy przerażonego, młodego mężczyznę. Był to Filip, ojciec Kacpra czyli malucha, który właśnie spał w wózku. Był bardzo wdzięczny za pomoc i zaoferował nam nawet pieniądze, których oczywiście nie przyjęliśmy.

Historia kobiety skończyła się dobrze a ja i nastolatka, która znalazła w parku młodą matkę zostaliśmy rodzicami chrzestnymi nowonarodzonego malucha.

Oceń artykuł
Twoja Strona
Szczęśliwa historia odnalezienia półtorarocznego dziecka