Teściowa ani nie jeździ na działkę ani nie pozwala synowej z wnukiem.

Moja wieloletnia przyjaciółka, z którą kiedyś pracowałyśmy w tym samym salonie (ja byłam administratorką, ona stylistką), skarżyła się, że teściowa nie pozwala jej z synem jechać na swoją działkę.

Wszystko zaczęło się wiele lat temu. Ta znajoma pochodzi z dalekiej prowincji naszego kraju, będąc jeszcze młodą dziewczyną przyjechała podbić Warszawę, wynajęła pokój od jakiejś babci i podjęła pracę w salonie piękności, tym samym gdzie ja.

Pewnego dnia poznała przyszłego męża w metrze, kiedy wracała z pracy. Jak sam później opowiadał, zakochał się od pierwszego wejrzenia w jej… włosach. Są naprawdę zapierające dech w piersiach: grube i kręcone. Pozazdrościć!

Spotkanie z rodzicami, jak powiedziała, poszło dobrze. Przyszła teściowa była już wtedy na emeryturze, a teść wykładał na politechnice.

Po ślubie rodzice pana młodego obiecali sprezentować im dwupokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze, które wcześniej wynajmowali. Para zgodziła się, dokonała remontu i zamieszkała tam.

Wszystko szło dobrze. Pięć lat później powitali na świecie długo oczekiwanego syna. Wtedy zaczęły się pierwsze trudności. Ogólnie rzecz biorąc, znajoma była zawsze głównym karmicielem rodziny, pracowała stale i dużo, a jej mąż od czasu do czasu i nigdzie nie zagrzewał miejsca na dłużej.

Na macierzyńskim z pieniędzmi było bardzo źle, więc znajoma zaprosiła matkę. Zamieszkała w pokoju dziecinnym z dzieckiem, a gdy miał zaledwie 3 miesiące, młoda mama wróciła do pracy.

Teraz dziecko ma prawie 4 lata, ale babcia nadal z nimi mieszka. A teściowa nie może tego znieść. Chociaż można ją zrozumieć, wydawało jej się, że oddała mieszkanie synowi z synową, a ona przyciągnęła tam krewnych.

W rezultacie wszyscy się pokłócili i prawie nie rozmawiają. Znajoma w miarę dostatnio żyje z mężem, matką i synem, ale wybierają się tylko na wakacje nad Bałtyk, zresztą nie co roku, nadal brakuje pieniędzy.

Teściowa ma domek na przedmieściach, do którego ze względów zdrowotnych nie jeździ od wielu lat (nie mają samochodu, a komunikacja miejska nie dojeżdża). Synowej z wnukiem kategorycznie nie pozwala przyjeżdżać na ten domek. Synowi mówi, przyjedź, kiedy chcesz, ale nie chcę tam widzieć swojej żony z dzieckiem.

Okazuje się więc, że mając normalny, duży dom na przedmieściach, wszyscy w lecie kiszą się w mieście z małym dzieckiem.

Teraz znajoma planuje zacząć odkładać pieniądze na własną działkę, ale przy obecnej niezrozumiałej sytuacji w gospodarce nie wiadomo, kiedy to się uda.

A jak myślicie, teściowa ma rację, że tak postępuje?

P. S. jej syn i wnuk są jedynakami.

 

Oceń artykuł
Twoja Strona
Teściowa ani nie jeździ na działkę ani nie pozwala synowej z wnukiem.