Teściowa poprosiła mnie, żebym zawiózł ją na cmentarz, a ja zgodziłem się pomóc. Po drodze zostaliśmy zatrzymani przez patrol policji drogowej.

Czasami w życiu zdarzają się sytuacje, na wspomnienie których, mimowolnie, zaczynasz się śmiać. Miałem wiele takich przypadków – widocznie jestem wesołym człowiekiem.

Myślę, że zgodzisz się z tym, że w dzisiejszym świecie nie da się długo żyć bez poczucia humoru. Dlaczego to mówię?

Cóż, po prostu postanowiłem podzielić się z Wami pewną historią, która przydarzyła mi się kilka lat temu – ile razy ją opowiadałem, wszyscy słuchacze, przynajmniej, zaczynali się uśmiechać.

Historia jest bardzo, bardzo prawdziwa, pomimo jej nieprawdopodobieństwa – w życiu wszystko może się zdarzyć, nawet to!

Zaczęło się tak, że teściowa poprosiła mnie, żebym ją zabrał na cmentarz – posprzątać groby, pomalować płoty, uczcić pamięć bliskich, którzy odeszli.

Cóż, ja oczywiście mojej ukochanej mamie nie mogłem odmówić – wyjechałem swoim „żelaznym koniem” z garażu i zacząłem zbierać potrzebne rzeczy.

W tym czasie miałem Opla Omegę B – potężne kombi z 1996 roku, samochód, którego rozmiary przypominały karawan i był przeznaczony właśnie do takich wyjazdów.

W każdym razie, kiedy bagażnik był już w pełni zaopatrzony w narzędzia, nadszedł czas na „start”, jak to się mówi.

Moja teściowa jest „w ciele” – silna i dobrze odżywiona, więc zawsze jeździ wyłącznie na tylnym siedzeniu – pasy bezpieczeństwa sprawiają jej wiele niewygody.

W drodze na cmentarz zatrzymał mnie policjant drogówki, który najwyraźniej tak się nudził na punkcie kontrolnym, że szukał powodu, by zatrzymać mnie dłużej.

Po dokładnym sprawdzeniu dokumentów, kilku pytaniach na tematy otwarte i wykładzie na temat mocno przyciemnianych tylnych szyb, postanowił sprawdzić również bagażnik – zbliżał się wieczór. Wysiadłem z samochodu i w miarę upływu czasu w mojej głowie zaczął układać się plan.

Na pytanie gdzie jadę, z całą powagą powiedziałem, że teściowa jedzie na cmentarz. Matka tymczasem skuliła się jak mysz, niewidoczna przez ciemne okna.

Policjant z początku tylko przymrużył oczy, potem lekko otworzył usta i spojrzał na mnie, przetrawiając informację.

Starałem się wtedy nie wybuchnąć śmiechem, bo policjant naprawdę myślał, że to ostatnia droga teściowej.

Potem przeprosił i szybko mnie puścił, a moja teściowa i ja po prostu śmialiśmy się przez resztę drogi – jakkolwiek na to nie spojrzeć, moje poczucie humoru nigdy w życiu mnie nie zawiodło!

Oceń artykuł
Twoja Strona
Teściowa poprosiła mnie, żebym zawiózł ją na cmentarz, a ja zgodziłem się pomóc. Po drodze zostaliśmy zatrzymani przez patrol policji drogowej.