Teściowa w zmowie z ginekologiem? Znalazł problem tam, gdzie go nie było.

Wiem, że teściowa za mną nie przepada, ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak źle.

Kiedy zaszłam w ciążę, bardzo się martwiłam, bo już wcześniej miałam za sobą poronienie. Wybrałam szpital niedaleko domu, jakoś mgliście określili termin, poradzili przyjść później. Termin mam bardzo krótki, nie wszystko jest jasne.

Mój mąż też bardzo chciał tego dziecka, a jego mama akurat miała znajomego specjalistę ginekologa, który podobno jest profesjonalistą w swoim fachu i wielokrotnie pomagał zapobiegać problemom. Postanowiłam poprosić mamę, żeby mnie zapisała.

Ponieważ jej nie lubię, wcześniej nie chciałam, żeby cokolwiek o tym wiedziała, ale mąż się wygadał, a ja uległam i zapytałam czy mogę na nią liczyć, bo miałam nadzieję, że rzeczywiście specjalista pomoże. Szkoda, że nie zapytałam wtedy o jego imię.

Nie mogłam się doczekać tego dnia, nawet nie mogłam spać spokojnie. Rano dzwoni do mnie teściowa i mówi, żebym wzięła większą kwotę. Byłam bardzo zdziwiona, bo cena była 2 razy wyższa niż średnia w naszym mieście, w porównaniu z innymi szpitalami. Dobrze, myślę, pewnie jest nowoczesny sprzęt, pokaże wszystkie szczegóły.

Dałam teściowej pieniądze i weszłam do gabinetu. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam sprzęt dawnej generacji. Jeśli wszystkie nowoczesne szpitale już dawno mają pełne wyposażenie, to ten miał ledwie podstawowe sprzęty.

Lekarz od razu powiedział mi, że nie powinnam mieć nadziei na korzystne zakończenie ciąży, i że jeśli dziecko się nie urodzi, to nic już nie pomoże. A kiedy rozpoczął badania, powiedział, że nic nie można zobaczyć. Jeżeli wcześniej byłam w 5 tygodniu, to tutaj, jak to powiedział lekarz „broń Boże, nawet nie 2 tygodnie”.

Teściowa wtrąciła się do rozmowy, poprosiła o sprawdzenie nerek (!!!), choć rozmowy o tym nie było, nie wyrażałam żadnych skarg, nie martwiłam się. Ale sonograf znalazł mi poważny problem, przez który rzekomo nie mogłam donosić ciąży.

Kiedy wyszłam z jego gabinetu, nie potrafiłam otrząsnąć się z szoku. Teściowa od progu mówiła mi, że muszę mieć aborcję, że moje nerki nie wytrzymają tego obciążenia.

Kiedy powiedziałam o wszystkim mężowi, natychmiast udaliśmy się do innego szpitala, gdzie problem nie został potwierdzony.

Mąż ze złością zadzwonił do mojej mamy i zapytał, czy chce powiedzieć prawdę, a ta się zgodziła. Zaczęła mówić, że bardzo źle zachowałam się przy lekarzu, że go skandalizowałam i obgadywałam, kiedy mówił o problemach.

Na co mój mąż odpowiedział, że on wie, że wszystko jest pod kontrolą i nie będzie się zadawał z takimi wrednymi ludźmi, nawet jeśli to jest matka. A ona powiedziała, że i tak będzie twardo stać na swoim i że była żona okazuje się lepsza, mimo że się z nią pokłóciła.

Lekarz z tej kliniki odszedł z pracy. Teściowa co jakiś czas dzwoniła do mojego męża, próbowała zrobić ze mnie znowu złą żonę i synową, wciąż też przypominała o „dobrej” poprzedniej synowej, której też przecież dawniej nienawidziła.

A teraz nagle stała się dobra. Santa Barbara od nowa. Jestem już tym zmęczona…

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Twoja Strona
Teściowa w zmowie z ginekologiem? Znalazł problem tam, gdzie go nie było.