Syn nas przedstawił, kiedy wyprowadził się z Wiktorią, wtedy już zdecydowali, że ich związek jest poważny. Podobała mi się ta dziewczyna – była uprzejma i oszczędna. W domu miała zawsze czysto, dobrze gotowała i patrzyła na syna zakochanymi oczami. Ogólnie rzecz biorąc, prezentowała się dobrze.
Mój syn po około pół roku wziął ślub, zgodziła się. Przez około rok żyli nieformalnie i przygotowywali się do tego ważnego wydarzenia. Chcieli je wspaniale świętować, z limuzyną, w restauracji, z dużą liczbą gości. To była ich decyzja, nie wtrącałam się, choć myślę, że lepiej byłoby odłożyć na mieszkanie. To bardziej opłacalne, niż wydanie takiej sumy za jeden wieczór. Ale trzymałam swoją opinię dla siebie, nie pytano mnie o nią.
Podczas przygotowań do ślubu Wiktoria pokazała się tylko z pozytywnej strony. Rozmawiała z nami, zapraszała w odwiedziny, we wszystkim próbowała pomóc. Cóż, myślałam, że mam szczęście z synową, nie miałam jej nic do zarzucenia. Było dobrze, aż do dnia ślubu. Później wszystko uległo zmianie.
Na ślub dałam młodym pieniądze, zdecydowałam, że sami lepiej wiedzą, czego potrzebują. Życzyłam szczęścia rodzinie, przyszłam na wesele, ale nie na długo. Byli tam głównie przyjaciele w młodym wieku, nie byłam potrzebna. Umówiliśmy się, że kolejnego dnia się spotkamy na grilla, by porozmawiać w wąskim kręgu. Chrzestna syna nie miała czasu przyjść na ślub z powodu podróży służbowej, więc postanowiła odwiedzić nas drugiego dnia.
Zdawałam sobie sprawę, że młodzi nie będą mieli czasu, więc wszystkie przygotowania wzięłam na siebie. Kupiłam mięso, marynowałam, zrobiłam sałatki, upiekłam ciasta… Od młodych wymagana była tylko obecność.
Przyjechali zmęczeni, oczywiście najwyraźniej nie spali wystarczająco dużo, ale nic w tym dziwnego. Syn pomagał, żartował, starał się ze wszystkimi rozmawiać, a synowa siedziała w telefonie, nie było mowy o żadnej pomocy z jej strony. Myślałam, że nie czuje się zbyt dobrze od wczoraj, więc nic nie mówiłam. Przez cały dzień Wiktoria siedziała z taką niezadowoloną twarzą!
Potem wszystko zaczęło się kumulować. Pewnego dnia chciałam ich odwiedzić i przynieść ciasto, które upiekłam, ale Wiktoria powiedziała, że nie ma ich w domu i nie wiadomo, kiedy się pojawią. Potem, rozmawiając z synem, okazało się, że byli w domu przez cały dzień. Nie dzwoniłam do nich codziennie ani nie chciałam często przychodzić, ale raz w miesiącu nie miałabym nic przeciwko temu, żebyśmy się zobaczyli. Wcześniej widywaliśmy się częściej i nikomu to nie przeszkadzało.
W zeszłym miesiącu mój syn miał urodziny, powiedział, że nie będzie specjalnie świętować, nie ma pieniędzy. Cóż, nie będzie – jego sprawa, a ja i tak chciałam pogratulować. Kupiłam prezent, dzwonię do mojego syna, mówię, że wpadnę wieczorem i złożę życzenia. Zgodził się, po czym oddzwania do mnie Wiktoria i niezadowolonym tonem oświadcza, że ona i jej mąż chcieliby być sami. Zawstydziłam się, no cóż, może ma niespodziankę, o której syn nie wie. Oddzwoniłam do syna, powiedziałam, że przyjadę innym razem, a jeszcze lepiej, żeby sam przyjechał.
Dwie godziny później okazało się, że czekali na przyjaciół. A moja synowa po prostu nie chciała mnie widzieć. Było mi przykro, że nie powiedziała wprost, że spodziewa się gości. Ja bym nie poszła, bo co mam robić z młodzieżą? Ale synowa dla przyzwoitości mogłaby zadzwonić.
Ani ona, ani syn nie wypowiadali się na ten temat. Miesiąc temu w sklepie zobaczyłam Wiktorię, a ona udawała, że mnie nie widzi. Cóż, przywitałam się pierwsza, ale nie odwróciła nawet głowy, udawała, że nie usłyszała, chociaż dokładnie widziałam, jak na mnie patrzyła.
Chciałam poprawić naszą relację, więc potem próbowałam zadzwonić i dowiedzieć się, kiedy tak bardzo obraziłam dziewczynę, że nawet się nie przywitała, ale ona nie odbierała ode mnie telefonu.
Nie wiem, co i kiedy zrobiłam źle, ale ze swojej strony nie zamierzałam już próbować nawiązać z nią relacji. Pewnego dnia, kiedy spotkałam się z nimi, powiedziałam, że prawdopodobnie odziedziczę, po dalekiej kuzynce od strony wujka, mieszkanie.
Och, jak nagle zaczęło zależeć jej na kontakcie. Dzień później przybiegła z synem. Taka miła, taka pochlebna, taka pomocna… Przy okazji zapytała, czy mam jakieś wieści. A ja tak tajemniczo uśmiechnęłam się do podłogi i mówię, że jest to możliwe i mam, ale jest za wcześnie, aby o czymś mówić.
Teraz prawie mam córkę. Po prostu nosi mnie na rękach. Codziennie przyjeżdża na herbatę i ciasto, nie wspominając o tym, że dzwoni kilka razy rano i wieczorem.
Mam nadzieję, że mój syn kiedyś zobaczy i zrozumie, co to za żona. Jak się okazało, jednak nie odziedziczyłam mieszkania, o którym im wspomniałam. Może to i dobrze… Niech dziewczyna ma nauczkę.